Prigożyn na Białorusi tylko chwilowo. Logistyczne plany wagnerowców
Nie ma dowodów na to, by oddziały najemników Wagnera po przerwaniu ich czerwcowego marszu na Kreml przemieszczały się w stronę Mińska, gdzie przebywać ma ich przywódca Jewgienij Prigożyn. Analitycy spekulują, jakie będą dalsze losy formacji. Wiadomo, że jej obecność na Białorusi nie służy tamtejszemu dyktatorowi Aleksandrowi Łukaszenko.
05.07.2023 09:26
Przedstawiciel wywiadu obronnego Ukrainy Andrij Jusow sugeruje, że lider wagnerowców Jewgienij Prigożyn na Białorusi zatrzyma się tylko na chwilę. Jak podaje w środę "Ukrinform", ukraińskie służby uważają, że Mińsk będzie "węzłem logistycznym" dla najemników. Potem ruszą na inne kontynenty, gdzie nie brakuje im militarnych zleceń.
- Myślę, że jest za wcześnie, aby mówić, że cały wojskowy personel grupy Wagnera został przesiedlony na Białoruś. Nie sposób dawać wiarę w przekazy informacyjne, które płyną z Kremla. Po niedawnym marszu na Moskwę i po zamieszkach los wszystkich uczestników tego przewrotu jest niepewny - powiedział przedstawiciel Głównego Zarządu Wywiadu Ukrainy.
Jusow dodaje, że wariantów wyboru miejsca pobytu Priogożyn i jego żołnierze nie mają zbyt wielu. Nie przyjmie ich żaden demokratyczny kraj. Do Rosji po buncie z 23 czerwca wrócić nie mogą. Korea Północna nie wchodzi w grę. Nie zostało wiele opcji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
26 czerwca w przemówieniu do Rosjan prezydent Rosji Władimir Putin wezwał najemników Wagnera do podpisania kontraktu z rosyjskim Ministerstwem Obrony, powrotu do domu lub wyjazdu na Białoruś. Łukaszenka potwierdził, że Prigożyn jest na Białorusi. Zapewnił także, że Białorusini mogą zapisać się do jego oddziałów, jednak nie będzie osobnych ośrodków werbunkowych.
Prigożyn na Białorusi tylko chwilowo. Logistyczne plany wagnerowców
Jak podaje w środę PAP, powołując się na opinie analityka Ośrodka Studiów Wschodnich Kamila Kłosińskiego, mało prawdopodobne jest, by Prygożyn zagrzał miejsce w Białorusi. Ekspert potwierdza, że taki układ nie działałby na korzyść Łukaszenki. Nie ma też dowodów na masowe przemieszczenie się w ślad za nim jego podkomendnych. - Białoruskie kanały monitoringowe, zazwyczaj bardzo wiarygodne, nie zaobserwowały przybycia tych sił - mówi PAP Kłysiński.
Analityk z OSW zauważa też, że rola białoruskiego dyktatora w całej tej sprawie jest wątpliwa. Nic nie wskazuje na to, że naprawdę sam chciał się zaangażować w mediacje, a potem zaoferować schronienie przywódcy rebelii. - Nie był inicjatorem swojego udziału w tych rozmowach i ustaleniach, bo sam pomysł, by ściągać na Białoruś formację zbrojną, która zagroziła Putinowi i właśnie dokonała próby buntu idąc na Moskwę, jest mu kompletnie nie na rękę. Moim zdaniem został wciągnięty w tę grę - mówi ekspert.