Prezydent umywa ręce w sprawie IPN? Tak naprawdę robi to, czego chciało PiS
Andrzej Duda zdecydował o podpisaniu kontrowersyjnej nowelizacji ustawy o IPN i odesłaniu jej do Trybunału Konstytucyjnego. Nie miał odwagi wziąć na siebie pełnej odpowiedzialności za podpisanie ustawy, a efekt będzie taki sam, bo TK ją zaakceptuje.
06.02.2018 | aktual.: 06.02.2018 12:13
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Choć miał jeszcze 14 dni na podjęcie decyzji, prezydent Andrzej Duda zdecydował się już teraz podpisać i odesłać nowelizację ustawy o IPN do Trybunału Konstytucyjnego. Decyzję podjął już wcześniej - rano w Pałacu był premier Mateusz Morawiecki, zapewne by usłyszeć werdykt Głowy Państwa. Prezydent najpierw przez kilka minut mówił o procesie ustawodawczym, następnie dał wykład z historii II wojny światowej. Dopiero po niemal 20 minutach przemówienia udało się ogłosić decyzję.
- Te wątpliwości muszą zostać wyjaśnione. Tego wymaga szacunek dla pamięci, szacunek dla odczuć - mówił Andrzej Duda. - Podpiszę tą ustawę i że w związku z tym te przepisy wejdą w życie, le jednocześnie ponieważ jest dla mnie niezwykle ważna ta wrażliwość (...) zdecydowałem się skierować tę ustawę do Trybunału Konstytucyjnego w trybie następczym - zapowiedział.
Opcje prezydenta
Z formalnego punktu widzenia prezydent miał cztery opcje: podpisać ustawę, podpisać i skierować do Trybunału Konstytucyjnego, skierować do Trybunału przed podpisaniem, zawetować. Pierwsza oznaczałaby konflikt ze środowiskami żydowskimi, a przecież prezydent przez pierwszą połowę kadencji wielokrotnie czynił gesty w ich kierunku: organizował w Pałacu uroczystości hanukowe, był też w Izraelu z oficjalną wizytą (powiedział, że był wówczas pytany o ustawę). Za to zyskałby poklask w PiS i uniknąłby kolejnego konfliktu z Jarosławem Kaczyńskim, który przecież wyraźnie stwierdził, że oczekuje podpisania.
Zawetowanie ustawy przyniosłoby przeciwny skutek: nową wojnę z PiS i prawicowym elektoratem, ale za to uspokojenie sytuacji międzynarodowej i zyskanie czasu na wypracowanie nowego kształtu ustawy. Trzeci i czwarty wariant różnią się szczegółami. Bo i tu i tu odpowiedzialność spada na Julię Przyłębską i kierowany przez nią Trybunał Konstytucyjny. To kolejny gorący kartofel tam wrzucony, bo wcześniej podobnie postąpił ze zgromadzeniami cyklicznymi, a PiS zrzuciło na TK sprawę zablokowania aborcji eugenicznej.
Trybunał orzeknie
Bo nie ma wątpliwości, że Trybunał jest podporządkowany Nowogrodzkiej i orzeknie tak, jak oczekuje prezes Kaczyński. Dlatego i Andrzej Duda i Jarosław Kaczyński wiedzą, że tak naprawdę wysłanie ustawy do TK oznacza jej bezwarunkowe podpisanie. Trybunał Konstytucyjny to gra pod międzynarodową publiczkę. Tylko że wiara w brak znajomości polskich realiów przez zagranicznych partnerów politycznych jest naiwna. PiS jest jednak przywiązane do postrzegania wszystkich jako idiotów - podobne podejście prezentuje w sporze z Komisją Europejską.
Nie ma co też liczyć, że zagraniczne media i opinia publiczna w Izraelu czy USA będą się wgryzały w zawiłości polskiego procesu legislacyjnego. Dla nich komunikat jest jasny, a jego przykładem jest depesza agencji Reutera: "Prezydent Polski zapowiedział podpisanie ustawy o Holokauście". W leadzie czytamy z kolei, że Andrzej Duda zrobił to pomimo protestów Izraela i USA. Decyzja prezydenta nie kończy więc dyplomatycznej burzy.
Warto pamiętać, że czeka nas nie tylko spór z Izraelem i USA. Nieco w cieniu jest spór z Ukrainą - na kilkadziesiąt minut przed ogłoszeniem przez prezydenta decyzji Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła oświadczenie wzywające Andrzeja Dudę do weta. Prezydent bardzo szybko zrezygnował z możliwości zaangażowania się w ten spór i skorzystania z nieformalnych kompetencji przysługujących Głowie Państwa, dzięki którym mógłby wymusić na PiS bardziej akceptowalną wersję ustawy. Jednak teraz decyzja znowu będzie leżała w rękach Jarosława Kaczyńskiego, a jego zdanie jest jasne. Prezydent znowu próbował zadowolić wszystkich. Ale zadowolił tylko prezesa.