Prezydent nie spotka się z Angelą Merkel. Bosacki: Protokolarny policzek
- To bardzo nieodpowiedzialna i niedojrzała decyzja. W przypadku tego prezydenta akurat nie dziwi, ale nadal jest, mimo sześciu lat pełnienia przez pana Dudę urzędu, zaskakująca i dla Polski będzie miała złe efekty - powiedział senator Marcin Bosacki. Były ambasador RP w Kanadzie skomentował nadchodzącą wizytę Angeli Merkel w Polsce i fakt, że nie spotka się z nią prezydent Andrzej Duda.
W sobotę do Polski przyjedzie odchodząca z urzędu kanclerz Niemiec, Angela Merkel. Jak informowała zastępczyni rzecznika tamtejszego rządu, Ulrike Demmer, Merkel miałaby odbyć spotkanie m.in. z prezydentem Andrzejem Dudą.
Doniesienia te zdementował szef prezydenckiego Biura Polityki Międzynarodowej Jakub Kumoch. Jak przekonywał, "prezydent ma od lipca zaplanowany udział w obchodach rocznicy powstania śląskiej Solidarności i będzie tego dnia w Katowicach".
- Wszyscy wiemy, że jeśli jest wola to znajdzie się sposób. Zwłaszcza, że pani Merkel i pan prezydent pracują od rana do wieczora. W ciągu całego dnia udałoby się, przy możliwościach transportowych obojga, znaleźć wolną godzinę w Warszawie, gdzie można byłoby się spotkać - przyznaje w rozmowie z Wirtualną Polską senator Marcin Bosacki.
Zobacz też: Ostra riposta na słowa Janusza Kowalskiego. Polityk Lewicy nie miała litości
Jak tłumaczy, tego typu decyzja ze strony Polski to niekorzystny sygnał, który nasze władze wysyłają nie tylko do Merkel, ale też do Niemiec i wszystkich innych partnerów zagranicznych.
- Nie mam najmniejszej wątpliwości, że jest to rzecz, którą wszystkie ambasady wysyłają pilnymi depeszami do swoich stolic - dodał Bosacki.
"Małostkowy gest"
- Parę lat w życiu spędziłem w Waszyngtonie, gdzie często rozmawiałem o polityce zagranicznej ze Zbigniewem Brzezińskim i on uczył mnie jednej rzeczy: w polityce, a zwłaszcza w stosunkach międzynarodowych nie warto na dłuższą metę nikogo obrażać a już zwłaszcza upokarzać. Tymczasem tak naprawdę ten małostkowy gest szczerze mówiąc nie wiem z czego on wynika. On jest tak niemądry, że trudno go sobie logicznie wytłumaczyć - dodaje senator.
Bosacki odniósł się także do słów Donalda Tuska, który przyznał, że nie chce "na wyrost krytykować prezydenta Dudy" w tej sprawie. Jak przekonywał lider PO, "partnerem dla kanclerz czy kanclerza Niemiec, jeśli w przyszłości będzie to mężczyzna, jest w polskim ustroju premier, nie prezydent".
- Mnie jako szeregowemu senatorowi i byłemu dyplomacie wypada mówić w sprawach dyplomatycznych szerzej i wyraźniej niż mówi to przywódca największej partii opozycyjnej w Polsce i potencjalny przyszły premier. Oczywiście, w normalnych stosunkach międzynarodowych partnerem dla premiera czy kanclerza jest inny premier. Jednak jeśli prawdą jest, że o takie spotkanie zabiegała strona niemiecka, to dziwaczne, że prezydent takiego protokolarnego faworu pani Merkel nie udzielił. (...) Dyplomacja lubi ciszę i kontakty bezpośrednie. Nie lubi natomiast dziwnych, pustych gestów i deklaracji składanych nie wiadomo w imię czego. Bo naprawdę nie widzę racjonalnych powodów, żeby tego typu gest wykonać - przyznał.
Bosacki podkreślił ważną rolę kanclerz Niemiec w historii stosunków polsko-niemieckich: jej wsparcie w rozszerzeniu UE m.in. o Polskę a także marginalizowanie antypolskich środowisk w Niemczech.
- W Niemczech i innych państwach ważnych w Europie Angela Merkel była i jest uważana za przychylną Polsce polityczkę. Z całą pewnością trudno będzie znaleźć w Niemczech kogokolwiek, kto będzie bardziej przychylny Polsce - dodał.
Nord Stream 2. "Strategiczny błąd"
Były ambasador RP w Kanadzie przyznał jednak, że jest jeden aspekt, w którym decyzji Angeli Merkel nie można rozpatrywać jako przychylnych Polsce.
- Kanclerz miała w sprawie Nord Stream 2 swoje przekonania, ale ugięła się pod naciskiem biznesu niemieckiego. (...) Tutaj polska polityka jest od kilkunastu lat krytyczna, niezależnie od tego, jakie są rządy. Polityka amerykańska z kolei, wbrew retoryce, nigdy tak naprawdę nie spróbowała temu projektowi skutecznie przeciwdziałać. W mojej ocenie NS2 to strategiczny błąd i przedkładanie interesów czysto biznesowych nad dużo trwalsze interesy geostrategiczne i polityczne - powiedział Bosacki.
Jak dodał, dużo gorsze skutki budowy Nord Stream 2 odczuje jednak nie Polska, a Ukraina.
- Dzięki budowie gazoportu i dywersyfikacji, a także wspólnej polityce europejskiej w dyrektywie gazowej, możliwości ewentualnego szantażu gazowego ze strony Rosji są wobec Polski dużo mniejsze - podsumował.