Prezydent Ekwadoru uzyskał przygniatającą większość
Lewicowy prezydent Ekwadoru
Rafael Correa uzyskał przygniatającą większość w wybranym w
niedzielę Zgromadzeniu Konstytucyjnym, którego celem ma być
uchwalenie konstytucji i stworzenie przeciwwagi dla Kongresu.
Według deklaracji prezydenta wygłoszonych w wieczór wyborczy, jego partia osiągnęła "niezaprzeczalne" zwycięstwo i uzyskała aż 80 miejsc w 130-osobowym Zgromadzeniu. Zbliżony, choć nieco niższy wynik zapowiadają sondaże przeprowadzane w trakcie głosowania (exit polls).
Nowo wybrana Konstytuanta ma rozpocząć pracę 31 października i obradować przez najbliższych 180 dni, czyli ok. pół roku. Prezydent zapowiedział spełnienie obietnic przedwyborczych i rozwiązanie Kongresu, który dotąd blokował jego propozycje reform.
Zapowiadane przez prezydenta reformy mają stanowić fundament przyszłego "socjalizmu XXI wieku", czyli lewicowego ustroju wprowadzanego w porozumieniu z innymi sterującymi na lewo krajami Ameryki Łacińskiej, jak Wenezuela i Boliwia. Reformy zapowiadają także zacieśnienia kontroli państwa nad gospodarką, wbrew opinii dotychczasowych krajowych elit oraz inwestorów z Wall Street.
Na zamówienie Correi, który sam jest profesorem ekonomii z doświadczeniem akademickim w uczelniach amerykańskich, plany reform opracował zespół naukowców z różnych dziedzin nauk społecznych.
Rządzący od początku tego roku Correa, bliski sojusznik lewicowego prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza, ogłosił w niedzielę na wiecu swych zwolenników w stolicy kraju Quito, zwycięstwo nad starymi elitami, reprezentowanymi w Kongresie. Wygraliśmy najważniejszą z bitew - powiedział do powiewających flagami tłumów.
W poprzednich miesiącach prezydent ostro atakował Kongres, nie dopuszczając do jego obrad w pełnym składzie i blokując parlamentarzystów deklarujących otwarcie sprzeciw wobec jego polityki, mimo opowiedzenia się po ich stronie Sądu Najwyższego. Prezydent zarzuca Kongresowi ciche wspieranie korupcji, określając go w trakcie kampanii wyborczej mianem "korupcyjnego szamba".