Polska"Prezesie Kaczyński, najpierw w swoje piersi!"

"Prezesie Kaczyński, najpierw w swoje piersi!"

Jarosław Kaczyński komentując raport komisji Jerzego Millera powiedział, że gdyby był prawdą, to stanowiłby samooskarżenie Donalda Tuska. Przyznaniem się przez niego, że katastrofa smoleńska była wynikiem wojny z prezydentem Lechem Kaczyńskim. Nie wiem jak prezes PiS wysnuł ten wniosek, bo komisja Millera ominęła polityczny kontekst, w którym katastrofa zaistniała. Tym się nie zajęła i słusznie, bo tego kontekstu nie oceni żadna komisja, choć on był. Ten kontekst zostaje jako temat debaty publicznej i sporu politycznego. Tylko czas może go wytłumi - pisze w felietonie dla Wirtualnej Polski publicysta Waldemar Kuczyński.

Waldemar Kuczyński

04.08.2011 | aktual.: 04.08.2011 11:42

Wniosek, że raport potwierdza, iż katastrofa to skutek wojny z prezydentem jest wyprowadzony z tej logiki (na pewno nie arystotelesowskiej), z której wziął się laser, sztuczna mgła, obezwładnienie i inne PiS-owskie przyczyny wypadku, czyli z użycia bzdury, by dowieść partyjnej "prawdy". W dwu jednak sprawach splecionych z tezą Kaczyńskiego się z nim zgadzam. Po pierwsze, że istotnym składnikiem katastrofy jest tło polityczne, przy jakim zaistniała. Przy innym katastrofy, by nie było. Ponieważ w sprawie tła nigdy nie będzie zgody, to i w sprawie przyczyn katastrofy, pomijając spory ekspertów lotniczych, także nie będzie zgody. Po drugie Kaczyński ma rację, gdy jako ważny składnik tła wskazuje na, jak powiedział, "wojnę z prezydentem".

To prawda prezydent Lech Kaczyński był atakowany przez opozycję, ale także przez liczne i liczące się grono komentatorów za sposób pełnienia funkcji prezydenta Rzeczpospolitej. Za to, że jak żadna osoba na tym stanowisku od 1989 uczynił urząd najwyższego reprezentanta Rzeczpospolitej, operacyjną przybudówką partii swego brata, narzędziem realizacji partyjnej polityki, najpierw jako polityki rządowej, a potem opozycyjnej. Przez prawie pięć lat urzędowania nie zrobił nic, co pozwalałoby sądzić, że działa także w imieniu wyborców, którzy na niego nie głosowali. To z imieniem pani Marii Kaczyńskiej (szkoda, że to nie Ona była prezydentem) wiąże się jedyny taki gest - przyjęcie przedstawicielek środowisk kobiecych, za które dostała od Tadeusza Rydzyka miano czarownicy, przy mizerniutkiej reakcji ze strony męża. Co więcej Lech Kaczyński swym urzędowaniem potwierdzał, że nie uważa się za prezydenta, tej Rzeczpospolitej, której przysięgał, czyli Trzeciej Rzeczpospolitej. Był podobnie jak jego brat jej zajadłym
przeciwnikiem, czy raczej wrogiem.

I tu dochodzimy do punktu wyjścia, od którego Jarosław Kaczyński powinien rozpocząć polityczną ocenę raportu Jerzego Millera. Wojna z Lechem Kaczyńskim, czyli ostry sprzeciw (także mój) wobec wypaczającego sens prezydentury sprawowania urzędu, to nie był punkt wyjścia, lecz skutek. To była reakcja polityków i znacznej części opinii publicznej na brutalne, kłamliwe atakowanie III Rzeczpospolitej, konstytucyjnego ustroju, przez Prawo i Sprawiedliwość pod kierownictwem obu braci z Jarosławem na czele. Wojna z prezydentem Kaczyńskim, to był epizod wywołanej przez PiS wojny z Trzecią Rzeczpospolitą pod hasłem zainstalowania Czwartej. Pół albo i całkowicie autorytarnego tworu, który przeraził ogromną część Polaków do tego stopnia, że do dziś trwa zastanawianie się dlaczego PO po czterech latach władzy ma tak silne poparcie.

A to proste, to potężny, trwały lęk przed powtórką tego czym bracia Kaczyńscy chcieli doświadczyć Polskę. Jeżeli więc Lecha Kaczyńskiego i przy okazji pasażerów jego samolotu zderzyła z ziemią polityka, to był nią ten właśnie atak i ta wizja. Można nie robić rachunku sumienia, ale jeśli się go robi za kogoś, tu za premiera, to należy jednak zacząć od siebie Panie Prezesie.

Waldemar Kuczyński specjalnie dla Wirtualnej Polski

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Zobacz także
Komentarze (1013)