Prezes Manowska o sprawie sędziego Szmydta. "Zawiódł kontrwywiad"
"To nie sądownictwo tutaj zawiodło, a służby kontrwywiadu" – twierdzi prof. Małgorzata Manowska. W ten sposób komentuje sprawę sędziego Tomasza Szmydta, który uciekł na Białoruś. Zwraca też uwagę na "prześwietlanie" sędziów na początku ich zawodowej kariery. "Być może w jego przypadku nie było wystarczająco intensywne" - zaznacza I prezes Sądu Najwyższego.
08.05.2024 | aktual.: 08.05.2024 16:50
"Nie znam tego sędziego. Trudno jednak uwierzyć, by sędzia przy zdrowych zmysłach, nie kierujący się jakimiś ukrytymi motywacjami, mógł zdecydować się na coś takiego" - pisze I prezes Sądu Najwyższego prof. Małgorzata Manowska, odpowiadając na pytania "Rzeczpospolitej". W ten sposób komentuje doniesienie o tym, że Tomasz Szmydt, który uciekł na Białoruś, mógł przez lata współpracować ze wschodnimi służbami.
Jej zdaniem, ta sprawa "kładzie się cieniem na autorytecie całego państwa". Wyjaśnia, że gdyby podejrzenia co do Szmydta okazały się prawdą, winę ponosi kontrwywiad,
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polski sędzia u Łukaszenki. Zawiódł kontrwywiad?
Pierwsze informacje o wyjeździe Szmydta podały w poniedziałek kontrolowane przez reżimy białoruskie i rosyjskie agencje informacyjne.
- Pozwalam sobie zwrócić się bezpośrednio do prezydenta Aleksandra Łukaszenki. Bardzo przepraszam za śmiałość, ale pozwolę sobie prosić o opiekę i ochronę prezydenta i całej Białorusi - miał powiedzieć Szmydt na konferencji prasowej w białoruskiej stolicy.
Małgorzata Manowska zaznacza, że całą sprawę zna jedynie z doniesień medialnych i nie poznała nigdy Tomasza Szmydta. "To nie sądownictwo tutaj zawiodło, a służby kontrwywiadu, oczywiście, gdyby podejrzenia co do tego sędziego okazały się prawdą. Autorytet sądownictwa jest niszczony współcześnie przez polityków, a w pewnej mierze przez samych sędziów, którzy z niezrozumiałych dla mnie powodów, pod pretekstem walki o praworządność zaczęli zwalczać innych sędziów dając się wykorzystywać w brutalnej wojnie politycznej" - pisze prof. Manowska.
"Być może trzeba było dokładniej go sprawdzić"
"Widzę, że w mediach krążą niestworzone historie, o tym jakoby sędzia-uciekinier miał swobodny dostęp do wszelkich informacji niejawnych. Prawo wyraźnie wskazuje, że sędzia ma dostęp do tych informacji tylko w zakresie niezbędnym do pełnienia obowiązków służbowych na danym stanowisku. Owszem, nie podlega postępowaniu sprawdzającemu, jednak jego dostęp jest ściśle reglamentowany i rejestrowany. Jeśli krzyczy się że uciekinier miał dostęp do informacji tajnych, to trzeba zapytać, kto skierował tego sędziego w WSA do pracy na stanowisku, które tego dostępu wymagało? A stało się tak wiele lat temu. Sędziowie podlegają sprawdzeniu u progu swojej kariery, być może wtedy przed pierwszym powołaniem powinno być ono intensywniejsze".
Prezes Manowska zwraca też uwagę, jakie mogą być skutki sprawy sędziego Szmydta dla polskich sędziów. "Byłoby jednak bardzo niedobrze, gdyby przypadek sędziego-uciekiniera stał się pretekstem do inwigilacji czy jakiejś weryfikacji środowiska sędziego przez władzę wykonawczą i polityków" - dodaje I prezes SN, prof. Małgorzata Manowska.
Źródło: Rzeczpospotlita/WP