Premier znów ośmieszył prezydenta [OPINIA]
Fakty są takie, że po ośmiu latach rządów Prawa i Sprawiedliwości Donald Tusk ma karetę asów w rękawie. Andrzej Duda zaś ma co najwyżej okazję oglądać, co jeszcze rywal wyłoży na stół.
Gdy ludzie prezydenta ogłosili kilkanaście dni temu, że głowa państwa zaprasza do siebie członków rządu na posiedzenie Rady Gabinetowej, niektórzy komentatorzy wieszczyli zawieszenie broni. Byli nawet tacy, którzy mówili o przejęciu inicjatywy przez prezydenta.
Dziś już wiemy: jest regularna wojna medialna między premierem Donaldem Tuskiem a prezydentem Andrzejem Dudą, o rozejmie nawet nie może być mowy. A jeśli zwołanie posiedzenia rady miało być przejęciem inicjatywy przez głowę państwa, to - najdelikatniej mówiąc - wyszło średnio.
Przedstawiciele rządu przyszli jak do siebie, a samego prezydenta potraktowano niczym żywy rekwizyt.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czy może być 458 posłów? "Wcześniej Dudzie to nie przeszkadzało"
Siedział i słuchał
Andrzej Duda przyszedł na posiedzenie Rady Gabinetowej przede wszystkim z deklaracją, że inwestycje rozpoczęte za rządów Prawa i Sprawiedliwości powinny być kontynuowane.
Donald Tusk przyszedł zaś z pomysłem wykorzystania spotkania z prezydentem do tego, by przypomnieć złe działania PiS i spowodować dyskomfort u Andrzeja Dudy.
Premier poruszył temat nielegalnych podsłuchów przy pomocy oprogramowania Pegasus.
- Mam ujawniony dokument, który jest do pana dyspozycji, potwierdzający zakup i korzystanie w sposób legalny i nielegalny z Pegasusa - oświadczył Donald Tusk. I uzupełnił, że potwierdziło się to, że z inicjatywy Centralnego Biura Antykorupcyjnego zwrócono się o sfinansowanie zakupu Pegasusa z Funduszu Sprawiedliwości. Czyli środków na pomoc ofiarom przestępczości.
Dalej Tusk mówił o wątpliwościach wokół budowy małych reaktorów atomowych i nieprawidłowościach przy tworzeniu Centralnego Portu Komunikacyjnego.
A Andrzej Duda, w świetle fleszy, siedział i słuchał.
Kto rozdaje karty?
W ostatnich dniach byłem kilkukrotnie pytany o to, czy uważam, że Rada Gabinetowa pozwoli ostudzić rozpalone do granic wytrzymałości emocje.
Odpowiadałem, że nie sądzę, gdyż będzie to przede wszystkim teatr, a nie realna chęć współpracy po obu stronach.
Prezydent, zwołując radę, chciał przede wszystkim zaznaczyć swoją obecność.
"Halo, tutaj jestem, nie wolno mnie pomijać!" - zdawał się przekazywać Andrzej Duda. Po trosze rządowi, po trosze bliskiemu sobie obozowi Prawa i Sprawiedliwości, po trosze nam – zwykłym Polakom.
Donald Tusk zaś, jak to Donald Tusk ma w zwyczaju, wiedział, że początek spotkania, jeszcze "w otwartym dostępie" dla Polaków, będzie okazją, żeby pokazać, kto rozdaje karty.
Gole na pustą
Publicyści już wskazują, że Tusk pognębił Dudę.
I z jednej strony to prawda - premier sprawiał wrażenie tego, który patologie rozlicza, a prezydent tego, który o części patologii wiedział, ale nic z tym nie zrobił, a o części w ogóle nie wiedział, bo nawet bliski mu obóz polityczny się z nim nie liczył.
Ale z drugiej strony - chwilę temu doszło do zmiany władzy, po ośmiu latach rządów PiS naprawdę nie jest ciężko wymienić na jednym oddechu 20 kompromitujących te rządy wydarzeń.
Abstrahując więc od konstytucyjnego majestatu, który prezydentowi przyznaje... konstytucja, fakt jest taki, że dziś dużo łatwiej być Donaldem Tuskiem niż Andrzejem Dudą. A przynajmniej w bezpośrednich starciach pomiędzy politykami. Widzieliśmy to już kilka razy w ostatnich tygodniach – choćby przy sprawie dotyczącej Mariusza Kamińskiego i Macieja Wąsika, gdzie od początku było widać, że wizerunkowo prezydent może na tym jedynie stracić.
Tusk więc - stosując analogie piłkarskie, które przecież powinien lubić - trochę postał na sępa w polu karnym i wbił kilka na pustą. A Duda mógł się jedynie denerwować na kolegów, że cały czas jest ostrzeliwany.
To, co w kontekście wtorkowego spotkania wydaje się natomiast najciekawsze, to czy prezydent będzie zwoływał kolejne posiedzenia Rady Gabinetowej, czy już sobie odpuści?
Dla swojego komfortu powinien odpuścić – bo afer rządów PiS starczy jeszcze na tuzin posiedzeń. A jednocześnie dyskomfort związany z tym, że jest się pierwszym obywatelem Rzeczypospolitej Polskiej, a rząd cię zupełnie pomija, musi być potężny.
Patryk Słowik, dziennikarz Wirtualnej Polski
Napisz do autora: Patryk.Slowik@grupawp.pl