PolitykaPremier Tusk kontra artyści - kto miał rację?

Premier Tusk kontra artyści - kto miał rację?

- Dla premiera nie było to łatwe spotkanie. Reagował zbyt gwałtownie, dawał się ponieść emocjom. Jeśli PO chce ponownie przekonać wyborców, musi szukać rozwiązań pozytywnych, mieć plan na przyszłość, etc. Wtedy zdoła przełamać negatywne nastroje i zniechęcenie - mówi dr Norbert Maliszewski, ekspert ds. marketingu politycznego. - Premier, bez krawata, rzeczowo, spokojnie i bez zacietrzewienia odpowiadał na pytania, udało mu się rozwiać wiele wątpliwości i skutecznie odeprzeć zarzuty - uważa poseł Jerzy Fedorowicz (PO). - Tusk był kilka razy liczony, a na koniec Hołdys go znokautował - ocenia z kolei poseł Adam Hofman (PiS). Premier był gościem "Drugiego śniadania mistrzów" w TVN24. Razem z nim zasiedli przy stole muzycy Zbigniew Hołdys, Paweł Kukiz i Tomasz Lipiński oraz gospodarz programu Marcin Meller. Wszyscy w ostatnich tygodniach wypowiadali się krytycznie o rządach PO.

Zdaniem Maliszewskiego, eksperta ds. marketingu politycznego z Uniwersytetu Warszawskiego, starcie Tusk vs. artyści było "ostre". Premierowi nie było łatwo spierać się z muzykami, zbyt gwałtownie reagował i dawał się ponosić emocjom. - W stosunku do wyborców, którzy są mu przyjaźni powinien raczej stosować technikę taekwondo, niż karate, czyli próbować ich jednać, szukać wspólnego języka. Zamiast tego Tusk grzmiał, że nie mają racji. To był błąd komunikacyjny - uważa. Poza tym, dodaje ekspert, premier w wielu przypadkach nie umiał przyznać się do winy, próbował ją rozmiękczyć, szukając zewnętrznych przyczyn swoich porażek. Nie powinien też stale odnosić się do lęku przed PiS, bo to wywołuje "bunt elit".

Ekspert ocenia, że rozmowa, choć trudna, była jednak dla Tuska korzystna. W czasie debaty o OFE, kolei czy MAK zatracił społeczne wyczucie, zapadł na "zimową depresję", która spowodowała spadek notowań Platformy. Rozmowa z artystami może być pozytywnym przełomem: dzięki niej premier ma szanse zrozumieć wątpliwości wyborców - To może być pierwszy symptom wiosny w Platformie, początek właściwej komunikacji z wyborcami - przewiduje Maliszewski.

- Popularność PO nie opiera się na lęku przed PiS, ale na tym, że premier Tusk dał nadzieję społeczeństwu na modernizację państwa, zwłaszcza ludziom nowoczesnym, modnym, pragmatycznym, których reprezentowali muzycy w studiu. Jeśli PO chce ich ponownie przekonać, musi szukać rozwiązań pozytywnych, mieć plan na przyszłość, etc. Wtedy zdoła przełamać negatywne nastroje i zniechęcenie - mówi Maliszewski.

"Wykształciuchy" jednak zagłosują na Platformę?

Jerzy Fedorowicz (PO) przyznaje, że obawiał się, że podczas spotkania premiera z twórcami dojdzie do przepychanek i ostrej wymiany zdań. Jak się okazało, jego niepokój był nieuzasadniony. - Zobaczyliśmy nową formę komunikacji: premier, bez krawata, rzeczowo, spokojnie i bez zacietrzewienia odpowiadał na pytania, które powszechnie nurtują obywateli - mówi.

Zdaniem posła, Tuskowi udało się rozwiać wiele wątpliwości i skutecznie odeprzeć stawiane mu zarzuty. Dowiódł, że za Platformą przemawia najwięcej argumentów, by na nią zagłosować. - Ten gość, którego bardzo szanuję, to opatrznościowy mąż stanu na trudne czasy. Jestem przekonany, że otrzyma ogromne wsparcie ze strony środowisk inteligenckich - mówi. Fedorowicz uważa, że spotkanie z artystami to znacznie skuteczniejsza forma komunikacji z wyborcami, niż np. orędzie do narodu, bo jest w stanie ich zaciekawić, przyciągnąć przed telewizory nawet w sobotę po południu.

"Tusk myślał, że będzie jak z Dodą, tamte czasy minęły"

Zdaniem Adama Hofmana (PiS) premier zupełnie sobie nie poradził w starciu z artystami. Zresztą od początku był na straconej pozycji, gdyż jako polityk używa zupełnie innego języka. Skoro jednak, jak mówi poseł, premier zdecydował się podjąć wyzwanie, należy go ocenić surowo. - Był kilka razy liczony, a na koniec Hołdys go znokautował - ocenia Hofman.

- Tusk myślał, że będzie jak kiedyś z Dodą, że go pocałuje, zaśpiewa mu, wszystko pięknie. A tymczasem tamte czasy bezpowrotnie minęły, premier zniechęcił do siebie artystów i nie uda mu się odzyskać ich sympatii - konkluduje polityk Prawa i Sprawiedliwości.

Każdy z uczestników debaty z premierem mógł zadać mu pytanie lub wydać oświadczenie. - Nie boję się stanąć do ostrej debaty z oponentami, ale słabości własnej formacji i swoich własnych - zadeklarował na wstępie Donald Tusk. Zapytany o to, czy nie ma poczucia, że "odpływa mu inteligencja", żartował, że nie badał ostatnio swojego IQ. Przyznał, że nie ma poczucia radykalnego kryzysu zaufania ze strony inteligencji. - Bez krytycyzmu polityka traci sens - dodał.

- Cały czas żyjemy w komunie, jest kilka PZPR-ów w Polsce, partii wodzowskich, które się ze sobą spierają - oświadczył Kukiz i zarzucił premierowi, że nie doprowadził do realizacji jednego ze swoich sztandarowych haseł: wprowadzenia jednomandatowych okręgów wyborczych. Premier zapewnił, że zrobił wszystko, co nie wymagało zmiany konstytucji, aby okręgi jednomandatowe stały się faktem.

"Tusk jak Gomułka, Gierek i Jaruzelski"

Hołdys stwierdził, że Polska nie jest demokratycznym krajem. - W Polsce rządzi dynastia, a pan, panie Tusk jest delfinem - mówił. Porównał premiera do Władysława Gomułki, Edwarda Gierka i Wojciecha Jaruzelskiego, którzy na początku swoich rządów, tak jak Tusk, cieszyli się dużym poparciem społeczeństwa. Artyści zarzucali Tuskowi, że w Polsce nie ma szans na zaistnienie na scenie politycznej niezależnej struktury. - Gdyby Jurek Owsiak chciał kandydować, musiałby zapisać się do partii - przekonywał Hołdys. Premier ripostował: - Jeśli uważacie, że jestem wódz, zapraszam do Francji.

W dalszej części programu premier odpowiadał także na pytania internautów, m.in. dotyczące legalizacji marihuany. Takie propozycje Tusk skwitował krótko: chcecie to zrobić, wybierzcie innego premiera. Pytany był także o brak dymisji po Smoleńsku. Stwierdził, że zdymisjonowanie ministra obrony Bogdana Klicha byłoby prezentem dla Rosjan. - Czekam na stanowisko polskiej komisji, także dotyczące spraw personalnych. Nie uciekam od odpowiedzialności za decyzje po katastrofie smoleńskiej - podkreślił. Odpierał także zarzuty mówiące o tym, że "oddał" śledztwo Rosjanom.

Premier przyznał się za to do porażki, jeśli chodzi o ograniczenie liczby państwowych urzędników. - Nic mnie nie usprawiedliwia. Wykazaliśmy się zbyt małą determinacją - mówił. Na koniec rozmowy pojawiły się wątki dotyczące kontrowersyjnych zapisów ustawy medialnej w sprawie internetu. - Obetnę łapę każdemu, kto będzie chciał ograniczyć wolność w internecie - stanowczo stwierdził premier.

Hołdys ogłosił, że kultura w Polsce jest mordowana, w związku z czym ludzie kultury nie zagłosują ponownie na Tuska. Premier zadeklarował gotowość do spotkania ze środowiskami twórczymi. Zapytany wprost, dlaczego zniechęceni wyborcy mają na niego zagłosować, odpowiedział: - Zwolnijcie mnie z obowiązku wygłaszania propagandowego przemówienia, mogę się zagadać na śmierć, ale wyborcy i tak wiedzą, co zrobiłem, a czego nie.

Przyznał też, że nie boi się Jarosława Kaczyńskiego, nie lekceważy go, a jednocześnie uważa, że prezes PiS może wygrać wybory. Na koniec dodał: - Nie straszę ludzi PiS-em, PiS straszy sam. A wy nie boicie się go już tak bardzo, bo od trzech lat już nie rządzi.

W lutym szerokim echem w mediach odbił się list szefa "Playboya" Marcina Mellera. W opublikowanym na Facebooku tekście, dziennikarz nie zostawił na PO suchej nitki. "(...) Moja cierpliwość się wyczerpała i w najbliższych wyborach na Was nie zagłosuję. Nawet straszak w postaci powrotu PiS-u do władzy już na mnie nie działa" - informował w liście, pod którym podpisał się jako "były wyborca". Jego list był tylko jednym z wielu krytycznych głosów, które rozlegały się w środowisku artystów od pewnego czasu.

Joanna Stanisławska, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (2286)