Premier nie mógł się nachwalić, więc padło: "sprawdzam"

Premier Mateusz Morawiecki przekonuje, że w kraju jest tak dobrze, że Polacy przestali kupować "na zeszyt". Zapytani przez dziennikarzy właściciele sklepów studzą jednak optymizm szefa rządu obozu PiS.

Premier nie mógł się nachwalić, więc sprawdzili w sklepach (zdj. ilustracyjne)
Premier nie mógł się nachwalić, więc sprawdzili w sklepach (zdj. ilustracyjne)
Źródło zdjęć: © PAP | Leszek Szymański, Longin Wawrynkiewicz
oprac. AJK

Premier Mateusz Morawiecki podczas niedawnej konwencji PiS stwierdził, że "skończyły się zakupy na zeszyt", choć zastrzegł jednocześnie, że "w ogromnym stopniu". Reporterzy "Faktu" postanowili sprawdzić w małym sklepach, jak jest w rzeczywistości.

Zakupy "na zeszyt" to przeszłość?

"Handlowcy ujawniają smutną prawdę. Z tego, co mówią, nie jest tak różowo" - stwierdza gazeta, cytując handlowców. Najważniejsze, co zaznaczają, już od dawna nie dają klientom towaru "na krechę" czy "na zeszyt", czyli z nieformalnym odroczeniem płatności.

Dalsza część artykułu pod materiałem wideo

Okazuje się, że nie chodzi nawet o ewentualną kontrolę i możliwość kary ze strony służb skarbowych. To sami klienci tego typu, nie dali sprzedawcom wyboru, co do praktyki powszechnej w latach kryzysów po 1989 r. w małych miejscowościach.

"Przestawali przychodzić i oddawać"

- Dość często klient biorący na zeszyt już więcej się nie pojawił na zakupach. Były to co prawda niewielkie kwoty, ale jednak nie miało to sensu. Chcieliśmy pomóc, a tylko na tym straciliśmy - ocenia w rozmowie z "Faktem" Dariusz Nazarek, właściciel sklepu z chemią gospodarczą w Bydgoszczy.

Dziennik zauważa, że podobne słowa słychać na południu Polski. Michał Misiorz, który prowadzi rodzinny sklep w Ustroniu, powiedział, że wielu klientów nie ma na zakupy już w środę po wzięciu tygodniówki przed weekendem.

Ekspedientka o rekordzistach. "Na kartkach w szufladzie"

Handlowcy przyznają, że mimo ryzyka kary wciąż zdarza im się zapisać zakupy do zeszytu do uregulowania później, ale dotyczyć ma to zaufanych klientów: znajomych czy rodziny.

Co ciekawe, reporterzy "Faktu" w Żorach znaleźli także sklep, w którym usłyszeli otwarcie od ekspedientki, że wszystko na osobnych kartkach ma posegregowane w szufladzie. Rekordziści mają ponad 1,2 tys. zł długi za towar wydanego "na zeszyt".

Źródło: "Fakt"

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (147)