Minister Moskwa okłamała Polaków. Byliśmy w sklepie, w którym miało nie zdrożeć
- Robimy zakupy poza siecią, w lokalnym sklepie, gdzie ceny się nie zmieniły - powiedziała w wywiadzie dla Polsatu Anna Moskwa. Właściciel sklepu w rozmowie z WP mówi, że ze słów minister klimatu zgadza się tylko to, że robi ona u niego zakupy.
Anna Moskwa gościła w poniedziałek w programie publicystycznym nadawanym zaraz po "Wydarzeniach" na antenie Polsatu. Jednym z tematów była inflacja. Kiedy padło pytanie o wysokie ceny, Moskwa odpowiedziała, że "robi zakupy poza siecią, w lokalnym sklepie, gdzie ceny się nie zmieniły". - Za co jesteśmy wdzięczni lokalnemu dostawcy - stwierdziła.
Wypowiedź minister klimatu zyskała ogromną popularność w sieci. Politycy opozycji i komentatorzy zastanawiali się, o jakim sklepie mowa. Rozpoczęły się poszukiwania i niedowierzanie, że istnieje miejsce, którego nie dotknęła inflacja.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Pojechaliśmy do podwarszawskiej wsi, w której mieszka pani minister. W okolicy są tylko dwa sklepy. W pierwszym - przypominającym mały market - usłyszeliśmy, że sprzedawcy nigdy nie widzieli Anny Moskwy.
Kilkadziesiąt metrów dalej znajduje się mniejszy, lokalny sklep spożywczy "U Stefana". Szybko okazało się, że Anna Moskwa i jej mąż faktycznie robią tu regularnie zakupy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czarny scenariusz dla Polski. Prof. Belka: Inflacja długo nie odpuści
Sklep jest niewielki. Po prawej stronie od wejścia znajdują się stojaki z napojami, a tuż obok są koszyki z pieczywem. Po drugiej stronie jest długa lada, za którą stoi sprzedawca. Po środku widzimy chłodnię, w której znajdują się wędliny i nabiał.
Sklep nie jest samoobsługowy. Towary podaje ekspedientka lub właściciel, którzy prowadzą sprzedaż na zmianę. Większość produktów znajduje się na niedostępnych dla klientów półkach za ladą. Klienci mają do wyboru tylko podstawowe rzeczy znanych producentów.
Ceny we wsi minister Anny Moskwy
- Najtańszy chleb kosztuje 5,60 zł za pół kilograma. Kajzerka 80 groszy, a kiedyś kosztowała 60 gr. Masło prawie 9 zł, a kosztowało około 5-6 zł. To, co pani minister powiedziała, to są bzdury. Ceny zmieniły się jak wszędzie. Inflacja jest nie tylko w sklepach w Warszawie, ale też na wsiach. Nie wiem, na jakiej podstawie ona to stwierdziła - mówi Wioletta Rój, sprzedawczyni.
- Kiedyś mało kto spoglądał na paragon przy zakupach, a teraz robi to każdy. Ludzie porównują ceny, narzekają, są zszokowani - dodaje.
Aby pokazać naszym czytelnikom, jak wyglądają ceny w tym sklepie, kupiliśmy: mleko w butelce, masło, 15 dkg sera żółtego i dwie małe cebule. Za cztery podstawowe produkty zapłaciliśmy 22,22 zł.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
- Mleko 3,2% - 5,30 zł
- Ser Edam rycki - 7,18 zł (44,90 zł/kg)
- Masło - 8,80 zł
- Cebula 0,94 zł (6,50 zł/kg)
Właściciel sklepu przyznaje, że ze słów Anny Moskwy zgadza się tylko to, że minister robi u niego zakupy. - To prawda, że kupuje tutaj. Widuje zarówno ją, jak i jej męża. Średnio wydają około 50-60 złotych. Nie należą jednak do grupy klientów, którzy kupują tu wszystko - wyjaśnia Stefan Strzelczyk.
Trwa ładowanie wpisu: twitter
Mężczyzna przyznaje, że ceny poszły w górę, bo podrożały produkty w hurtowniach. - W ostatnim czasie znowu najbardziej zdrożał nabiał, pieczywo, warzywa i alkohol. Piekarnie dostały większe rachunki za prąd, to przełożyło się na cenę chleba i bułek. Rok temu nie sprawdzałem codziennie cen, a teraz muszę to robić przy każdej dostawie. Jestem w dobrej sytuacji, bo mam swój własny lokal i nie muszę płacić kilku tysięcy złotych za użytkowanie. Ale mam opłaty stałe - prąd, ponad 1800 zł miesięcznie, pensja pracownika, ZUS. Dopóki nie stanieje prąd i gaz, to nasza sytuacje będzie trudna - żali się.
- Nie widzę na razie przyszłości. Moja stopa życiowa pogorszyła się. Widać, że klienci oszczędzają i mniej kupują. W lecie wsiadają na rower i jadą do Grójca, gdzie są dyskonty. Nie mamy możliwości konkurować z większymi marketami - podsumowuje.
Sąsiedzi Anny Moskwy nie pochwalają PiS-u
O słowa pani minister pytamy też mieszkańców wsi. Podczas półtoragodzinnego pobytu nie spotkaliśmy ani jednej osoby, która pozytywnie wypowiedziałaby się na temat obecnej sytuacji ekonomicznej w Polsce.
- Kupiłam właśnie chleb i bułki. Wydałam 10 zł. Wszędzie wszystko jest bardzo drogie. Niezależnie, czy to nasz sklepik, czy market w Grójcu. Że niby u nas ceny się nie zmieniły? Nieprawda. Dla takich osób jak ja, z niską emeryturą, to wszystko jest teraz bardzo drogie - mówi Teresa Zaleska.
Kobiecie wtóruje Łukasz Witczak. - Jest drożej niż kiedyś. Nie powiedziałbym, że ceny się nie zmieniły. Ale musimy jakoś żyć - wzdycha.
- Wstyd takie kłamstwa mówić w telewizji. Żywność najbardziej podrożała. Mamy bardzo dużą inflację. Nie wiem jakim cudem ceny miałyby u nas nie wzrosnąć, skoro w hurtowniach wszystko poszło do góry - zastanawia się Krystyna Płońska.
Mateusz Dolak, dziennikarz Wirtualnej Polski