Premier Katalonii krytykuje króla
Szef rządu Katalonii Carles Puigdemont zapewnił, że jest zwolennikiem negocjacji, które rozwiązałyby kryzys wokół niedzielnego referendum niepodległościowego w regionie. Puigdemont skrytykował wtorkowe wystąpienie króla Filipa VI.
04.10.2017 22:34
Powtórzył również swe wcześniejsze zapewnienia, że w najbliższych dniach katalońskie instytucje "będą musiały wprowadzić w życie rezultat"niedzielnego referendum, w którym 90 proc. głosujących opowiedziało się za odłączeniem się Katalonii od reszty Hiszpanii.
Szef regionalnego rządu ocenił, że wtorkowe słowa króla Filipa VI były skierowane tylko do części Katalończyków. Według Puigdemonta monarcha "rozczarował wiele osób w Katalonii".
- Król przyjmuje język i działania polityczne rządu (centralnego Mariano - PAP) Rajoya, które są katastrofalne dla Katalonii, i umyślnie ignoruje miliony Katalończyków, którzy nie myślą jak oni - oznajmił Puigdemont.
We wtorkowym wystąpieniu telewizyjnym król Filip VI oskarżył przywódców Katalonii o naruszanie zasad demokracji i dzielenie społeczeństwa w regionie i w całym kraju. Monarcha podkreślił, że państwo musi zapewnić ład konstytucyjny i rządy prawa w Katalonii.
W środę Puigdemont zaznaczył, że jest zwolennikiem negocjacji mających na celu rozwiązanie obecnego kryzysu, i ubolewał, że władze centralne w Madrycie nie chcą rozmów.
- Ten moment wymaga mediacji. W ostatnich godzinach otrzymaliśmy wiele propozycji i otrzymamy ich jeszcze więcej. Wszyscy wiedzą, że jestem gotów rozpocząć proces negocjacji - dodał Puigdemont.
- Będę to powtarzał tyle razy, ile będzie trzeba: dialog i zgoda są częścią kultury politycznej naszego narodu. Państwo (hiszpańskie - PAP) nie odpowiedziało jednak pozytywne na żadną z tych propozycji - oświadczył.
Zapewnił również, że Katalonia "chce nadal przyczyniać się do rozwoju państwa hiszpańskiego".
Podziękował Katalończykom za "pokojowe zachowanie" i masowy udział we wtorkowych demonstracjach przeciwko brutalnym działaniom hiszpańskiej policji podczas niedzielnego głosowania. Wówczas ok. 900 osób zostało rannych w wyniku starć z policją, która usiłowała uniemożliwić głosowanie w referendum, blokując dostęp do lokali wyborczych, konfiskując urny i karty wyborcze. Doszło też do konfrontacji między funkcjonariuszami katalońskiej policji a skierowaną do tego regionu przez Madryt Gwardią Cywilną.
Oczekuje się, że w poniedziałek regionalny parlament w Barcelonie jednostronnie ogłosi niepodległość Katalonii. Byłby to skutek niedzielnego referendum, w którym według katalońskiego rządu zagłosowało ok. 2,3 mln osób, czyli ok. 42 proc. uprawnionych. 90 proc. z nich opowiedziało się za niepodległością tego najbogatszego hiszpańskiego regionu. 8 proc. było przeciwnych, a pozostałe głosy uznano za nieważne.