ŚwiatStrajk generalny w Katalonii. "Hiszpania tu się skończyła"

Strajk generalny w Katalonii. "Hiszpania tu się skończyła"

We wtorek związki zawodowe i władze Katalonii obwołały strajk generalny jako preludium do ogłoszenia niepodległości. - Wszystko jest pozamykane i wyłączone, panuje wielka solidarność. Hiszpanii już tu nie ma - mówi WP Kamil Zaskórski, Polak mieszkający w Katalonii.

Strajk generalny w Katalonii. "Hiszpania tu się skończyła"
Źródło zdjęć: © Forum | Albert Gea / Reuters
Oskar Górzyński

"Wstrzymanie kraju" - tak nazywany jest przez katalońskich separatystów strajk generalny w całym regionie. Strajk został ogłoszony przez związki zawodowe przy wsparciu katalońskich władz. Według Kamila Zaskórskiego, przewodnika wycieczek z Lloret de Mar, wezwanie spotkało się z niemal powszechnym odzewem Katalończyków.

- Zamknięte jest wszystko. Od sklepów, po biura księgowych. Strajkuje komunikacja, transport, portowcy, kierowcy, blokowane są drogi. Odwołane są wycieczki fakultatywne, zamknięte są zabytki. Wczoraj dostałem wiadomość, że zamknięta będze nawet Sagrada Familia. Nie można też wejść na stadion Camp Nou - relacjonuje Polak.
Jak tłumaczy, reakcja władz centralnych na katalońskie referendum fundamentalnie zmieniło nastawienie mieszkańców regionu.

- Ta przemoc była okropna, czegoś takiego nie widziałem nawet na Białorusi czy w Rosji. Bite były kobiety, starsi ludzie, wszyscy - mówi. - Niedziela zmieniła wszystko. W Barcelonie nie byłoby większości za niepodległością. Ci ludzie, którzy chcieli głosować przeciw niepodległości, bali się przychodzić, bo od policji dostawali wszyscy. Ale teraz panuje duża solidarność - dodaje.
Solidarność tę zwolennicy niepodległości okazują także w mediach społecznościowych. Nawet ci, którzy we wtorek poszli do pracy.

Ale niektóre formy protestu przeciwko działaniom władz w Madrycie przybrały formy konspiracji lub spontanicznej insurekcji.

- Wczoraj w nocy widziałem, jak w Calelli pod Barceloną mieszkańcy przeganiali funkcjonariuszy Guardia Civil z ich hoteli. To była reakcja na to, co Gwardziści robili wcześniej, w nocy po cywilnemu napadając na mieszkańców. Decyzją pani burmistrz zostali wyrzuceni z hotelu i przegnani przez mieszkańców. - opowiada Zaskórski. - Tam było czuć atmosferę niemal linczu. Byli wszyscy: ludzie z psami, starsi ludzie, rodziny z dziećmi. Ludzie informują się nawzajem o tym, gdzie jeszcze ta Gwardia jest i próbują ich wygnać - dodaje.

Jak tłumaczy Polak, sprawy mogą jednak przybrać jeszcze bardziej dramatyczny obrót po tym, jak separatystyczne władze regionu ogłoszą deklarację niepodległości. Taki ruch spodziewany jest wkrótce; prawdopodobnie w środę, ale być może jeszcze we wtorek wieczorem. To może spowodować jeszcze bardziej stanowcze kroki Madrytu, włącznie z aresztami dla premiera Puigdemonta i innych członków regionalnych władz.

- Katalońskie władze uznały, że hiszpańskie prawo nie obowiązuje, a Hiszpanii mówimy "adeu". Nikt nie oczekuje, że wszystko pójdzie gładko i Madryt się z tym pogodzi. Dzisiaj to czas zbierania sił i mobilizacji. Ale powszechne jest przekonanie, że Hiszpanii tu już nie ma. Nie ma odwrotu - podsumowuje.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (30)