Prawo i Ziobro

Wyroki pod dyktando, sędziowie na baczność przed ministrem. To niezależność wymiaru sprawiedliwości według PiS

Czy sędzia może orzec, że dwa razy dwa jest sześć? Niezawisłość nie zwalnia sędziów od rozumu, logiki i zdrowego rozsądku – tak Zbigniew Ziobro wyraża się o sędziach. Tymi słowy ministrowie sprawiedliwości dotychczas raczej się nie wypowiadali o przedstawicielach trzeciej władzy.

Ale nic dziwnego, bo jest on wiernym uczniem Jarosława Kaczyńskiego. Lider Prawa i Sprawiedliwości niejednokrotnie zaś już określał swój stosunek do dwóch słów zawartych w nazwie partii. Polska więc, wedle słów szefa PiS, dzieli się na ludzi przyzwoitych i nieprzyzwoitych. Prawo i sprawiedliwość jest dla tych pierwszych. O tym, kto należeć będzie do tej grupy, decydują ludzie najbardziej zaufani, tacy jak właśnie Zbigniew Ziobro, wraz z gronem bezkompromisowych współpracowników.

Dla innych, tych nieprzyzwoitych, których są miliony – czyli przede wszystkim komunistycznych agentów, rosyjskich szpiegów, niewykrytych jeszcze przestępców – będą surowe wyroki sądów, odgórnie sterowanych przez ministra Ziobrę i jego ludzi. Będą konfiskaty mienia, ostracyzm ze strony tych przyzwoitych, będzie ograniczanie praw obywatelskich. Że nie ma dowodów? Znajdą się. Przecież właśnie do tego mają prowadzić zmiany w polityce karnej, które zaczynają właśnie wprowadzać minister Ziobro, wiceminister Andrzej Kryże i ich ludzie. Nie oszukujmy się. W istocie wcale nie chodzi tu o konkretne zapisy dotyczące mniejszej lub większej surowości kar za rozmaite przestępstwa. Najważniejsze jest to, iż zmiany proponowane przez ministra w istocie prowadzą do pełnego uzależnienia wymiaru sprawiedliwości od partii i rządu, obywatela zaś znajdującego się przed obliczem wymiaru sprawiedliwości (który przed ewentualnym skazaniem cały czas jest wszak człowiekiem niewinnym) stawiają w pozycji nieporównanie mniej korzystnej
niż dotychczas. Wszystko to zagraża filarom wolności obywatelskich. Niestety, na razie wielu z nas jeszcze nie do końca zdaje sobie z tego sprawę. A do takich właśnie celów prowadzi ciągły atak ministra Ziobry na niezależność trzeciej władzy.

Krajowa Rada Sądownictwa (ciało broniące niezawisłości sędziowskiej) oraz stowarzyszenie sędziów Iustitia uznały, iż minister ośmiesza sędziów, godzi w ich niezależność, bezpodstawnie straszy postępowaniem dyscyplinarnym, z jednego zdania wyrwanego z uzasadnienia orzeczenia wyroku czyni narzędzie ataku na wymiar sprawiedliwości...

Minister ripostuje zaś, że to zemsta potężnego środowiska sędziów za chęć ograniczenia ich immunitetu i zapowiedź walki z korupcją.

Popierajcie swojego szeryfa

W ostrym konflikcie ze Zbigniewem Ziobrą jest już niemal cały świat prawniczy. Komisja Kodyfikacyjna Prawa Karnego (12 naukowców, sędziów i prokuratorów) rozwiązała się, gdy premier na wniosek ministra odwołał prof. Stanisława Waltosia, przewodniczącego Komitetu Nauk Prawnych PAN, z funkcji szefa komisji. Profesor nie akceptował ciągłego zaostrzania kar, jakiego domaga się minister. Jeszcze w grudniu, w ankiecie przeprowadzonej wśród ponad 4 tys. sędziów i prokuratorów, tylko kilkunastu z nich opowiedziało się za surowszymi sankcjami. Minister i jego współpracownicy zignorowali te wyniki.

Kilka dni temu apel protestujący przeciw działaniom ministra ogłosili prawnicy, wśród nich ponad stu profesorów (patrz s. 12). – Pan minister Ziobro lekceważy nie tylko ekspertów akademickich, lecz także praktyków. Zapowiedział, że będzie słuchać nie sędziów i prokuratorów, lecz opinii publicznej, co wygląda jak kontynuacja kampanii wyborczej. Poziom lekceważenia środowiska naukowego przypomina praktyki z czasów min. Bafii (wczesne lata 70. – przyp. aut.). Obecnemu ministrowi znakomicie udało się zjednoczenie środowiska prawniczego – stwierdził rzecznik praw obywatelskich, prof. Andrzej Zoll, w ostatnim dniu urzędowania. Rzeczywiście, nie zdarzyło się jeszcze, by plany szefa resortu budziły tak zdecydowane protesty naukowców, sędziów, adwokatów i nawet prokuratorów (choć ci ostatni z racji podległości ministrowi – prokuratorowi generalnemu wyrażają się bardziej enigmatycznie). Sytuacja, w której minister znajduje się w poważnym konflikcie z aparatem wymiaru sprawiedliwości i ze swym zapleczem intelektualnym,
jest absolutnie wyjątkowa.

– Doszło do bezprecedensowej próby podważenia istoty niezależności sądu i niezawisłości sędziego przez przedstawicieli władzy wykonawczej. To bardzo niebezpieczny sygnał – twierdzi Maria T. Romer, sędzia Sądu Najwyższego w stanie spoczynku. Ale minister bynajmniej nie przejmuje się zjednoczonym frontem środowisk prawniczych, wymierzonym w jego politykę. Wie, że to tylko sprzyja rozgłosowi, jakim się cieszy. Natomiast w głosy opinii publicznej wsłuchuje się perfekcyjnie.

Ostrzej, mocniej, surowiej

Zapowiedź wysokich kar podoba się znacznej części wyborców. Zbigniew Ziobro jeszcze jako poseł PiS z wyraźną sympatią mówił o karze śmierci, niekoniecznie zresztą wykonywanej przez państwo. Postulował rozszerzenie granic obrony koniecznej, a gdy zasiadł w ministerialnym fotelu, zwolnił z aresztu mężczyzn, którzy właśnie taką karę wymierzyli 60-latkowi terroryzującemu Włodowo, oraz postanowił wyrzucić policjantów niereagujących wcześniej na jego wyczyny (i natychmiast zwołał konferencję prasową, by poinformować o swych decyzjach).

Kto nie lubi, jak władza karci bezczynnych funkcjonariuszy i popiera obywateli broniących swych rodzin? Komu mogłyby się nie spodobać zapowiedzi zdyscyplinowania adwokatów i braku tolerancji dla przeciągania przez nich postępowań? Jak nie przyjąć z aprobatą obietnic szybszego karania bandziorów złapanych na gorącym uczynku, całodobowej pracy sądów, zamknięcia do cel wszystkich czekających na odbycie kar (– Naprawdę, mamy gdzie ich izolować – zapewnia minister), ostrego traktowania sędziów jeżdżących po pijanemu czy zgoła bratających się z przestępcami?

Nic dziwnego, że Zbigniew Ziobro wszedł do Sejmu ze świetnym wynikiem, a jako minister jest, wedle ostatnich badań, najpopularniejszą po premierze twarzą rządu PiS. – Jestem tu, by służyć zwykłym ludziom, a nie po to, by zdobywać poklask liberalnie myślącej części elity – deklaruje często.

I może sobie protestować przeciwko jego metodom stu profesorów prawa. Wszystko, co napisali w swym proteście, to święta prawda. – Podstawą do obaw są nie tyle zapowiedzi różnych zmian, ile lekceważenie wyrażane przez ministra dla zasad praworządności. Niepokoi pogarda, z jaką minister wypowiada się o środowisku prawniczym. Z powodu rozmaitych nacisków powstaje niebezpieczeństwo pogorszenia naszego systemu sprawiedliwości. Stosunek min. Ziobry, prezydenta czy szefa największego ugrupowania do sądów i władzy sądowniczej budzi niepokój – wskazuje prof. Wiktor Osiatyński.

Jednak to, iż wolności te mogą zostać uszczuplone, jest zagrożeniem i enigmatycznym, i mało dolegliwym dla Polaków, którzy nad prawa obywatelskie przedkładają obietnice porządku oraz rządów silnej ręki. Profesorowie i doktorzy mają wiedzę, doświadczenie, znajomość funkcjonowania systemów prawnych w innych państwach. Oni doskonale zdają sobie sprawę z tego, że metody, jakie chcą zastosować minister i bracia Kaczyńscy, nigdzie nie przyniosły rzeczywistego spadku przestępczości; że te propozycje to w sporej mierze humbug, obliczony z jednej strony na rozgłos medialny i zdobycie popularności społecznej, a z drugiej mający zapewnić obecnej ekipie jak najszerszą kontrolę nad sądownictwem i wymiarem sprawiedliwości. Jak mówi specjalista prawa karnego, dr Andrzej Sakowicz, zapobieganie przestępczości to nie mechaniczne podwyższanie sankcji karnych, mające coraz częściej podłoże polityczne.

Ale naukowcy, ludzie, którzy z założenia mają wiele krytycznych uwag i do wszystkiego zgłaszają wątpliwości, to nie są bojownicy w walce o rząd dusz w społeczeństwie. – Musimy zapomnieć o poprawie naszego bezpieczeństwa, jeśli nie zaostrzymy prawa karnego – mówi Zbigniew Ziobro. I to jest jasny, czytelny przekaz, trafiający do serc i umysłów. Kto w tej sytuacji może skutecznie wykazać, że w rzeczywistości polskie prawo karne jest wystarczająco ostre? – Nasz kodeks karny z 1997 r. jest bardzo surowy i pokazał już swoje groźne oblicze, bo po jego wprowadzeniu zaczęły błyskawicznie pęcznieć kryminały. W pewnym okresie co 30 dni przybywało nam po 1000 więźniów. To nie jest liberalny kodeks – podkreśla prof. Andrzej Rzepliński z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka, co oczywiście nie brzmi tak efektownie i zdecydowanie jak zapowiedzi ministra. – Policja, prokuratura, sądy i więziennictwo powinny działać sprawniej, jednak nie wynika z tego, iż zwolennicy zaostrzania przepisów prawa karnego mają rację. Przepisy są
wystarczająco ostre, ale kiepsko wykonywane. Z ostrości nic nie przyjdzie, jeśli kara dopadnie przestępcę po paru latach – dodaje prof. Stanisław Salmonowicz, specjalista od funkcjonowania systemów prawnych na przestrzeni dziejów.

Biada myślącym inaczej

Minister Ziobro nie ma specjalnych oporów w dezawuowaniu swych oponentów. Jednego z sygnatariuszy apelu prawników, prof. Zbigniewa Ćwiąkalskiego, określił jako „towarzysza z PZPR, który był w jednym komitecie z panem towarzyszem Jaskiernią, kiedy moi koledzy siedzieli w więzieniu i wtedy słowem nie krzyczał o łamaniu zasad praworządnego państwa”. Profesorowi trudno udowodnić, że nie był wielbłądem, bo w istocie w latach 1972-1981 należał do PZPR i studiował na jednym roku z Jerzym Jaskiernią, z czego jednak nie wynika, iż popierał stan wojenny i był zwolennikiem łamania praworządności, gdyż ci, którzy go znają, wiedzą, że było dokładnie odwrotnie.

Chcąc okazać lekceważenie prof. Stanisławowi Waltosiowi, minister spowodował, że odwołanie z funkcji przewodniczącego Komisji Kodyfikacyjnej zostało mu przekazane na komórkę przez młodego radcę z ministerstwa. Potem wyjaśnił, że w istocie stanowiło to przejaw kurtuazji, gdyż radca zadzwonił, żeby „pan profesor wskazał termin dla niego dogodny, by wiceminister Kryże wręczył mu rezygnację”. Zbigniew Ziobro oświadczył także, że na miejscu prof. Waltosia sam by zrezygnował, skoro przygotowany przez niego kodeks postępowania karnego był w ciągu siedmiu lat obowiązywania 25 razy nowelizowany, a jedna ze zmian miała 250 poprawek. – Gdyby to PiS, Lech Kaczyński i Zbigniew Ziobro przygotowali kpk, który byłby tyle razy poprawiany, bylibyśmy wdeptani w ziemię przez prof. Zolla i Waltosia – twierdzi minister, choć dobrze wie, że poprawek było mniej niż 250, a kodeks nie został uchwalony w kształcie zaproponowanym przez komisję, bo Sejm i Senat przerobiły szereg przepisów.

Ministra wsparł stosujący podobne metody argumentacji europoseł Michał Kamiński, podkreślając, że sędziowie prezentują „brutalną reakcję solidarności zawodowej ludzi, którzy poczuli się zagrożeni w swoich przywilejach i w swej bezkarności” i że nie mogą być jedyną grupą, o działaniu której nie można publicznie dyskutować. Zwłaszcza że społeczeństwo nie ufa wymiarowi sprawiedliwości, bo sędziowie są na przedostatnim miejscu w rankingu szacunku do zawodów. Ufać im zaś nie wolno, bo świat sędziowski w Polsce toczy poważna choroba, skoro „sędzia, który miał być odpowiedzialny za etykę i dyscyplinę prawną wśród swoich kolegów, jest oskarżony o nakłanianie do fałszywych zeznań”. Sędzią tym, wyjaśnijmy, jest Paweł Misiak, rzecznik dyscyplinarny Krajowej Rady Sądownictwa. Jak raz, akurat wtedy, gdy zaognił się spór między ministrem Ziobrą a KRS, z prokuratury białostockiej wypłynął – oczywiście przypadkowo – przeciek, iż mężczyzna oskarżony o przemyt ujawnił, że sędzia odwiedził go i nakłaniał do zmiany zeznań. I
natychmiast podchwycił to pos. Kamiński, dotychczas niespecjalnie interesujący się problemami wymiaru sprawiedliwości.

Sędzia Misiak twierdzi że to nonsens i próba wyeliminowania go ze składu KRS. Oczywiście żadnego oskarżenia przeciw sędziemu nie ma, co jednak pos. Kamińskiemu nie przeszkadza w stawianiu takiego zarzutu.

Znajdziemy haki na wszystkich

Skoncentrowanie pracy resortu na działaniach wyraźnie zmierzających w kierunku ograniczenia samorządności i niezawisłości organów wymiaru sprawiedliwości powoduje, że ministerstwo chyba nie bardzo ma czas, by zajmować się rzeczywistymi problemami. – Sukcesy ministra są sukcesami słownymi. Chciałbym zobaczyć jakikolwiek ruch organizacyjny, który został wykonany – mówi prof. Waltoś, wskazując, że nie zauważył, by min. Ziobro w ciągu czterech miesięcy urzędowania zrobił cokolwiek np. dla poprawy wyposażenia sądów, zwiększenia liczby kuratorów pilnujących, jak skazani zachowują się podczas warunkowego zawieszenia kary, czy zagwarantowania dopływu doświadczonych fachowców do zawodu sędziowskiego. I min. Ziobro, i wiceminister Kryże, sam przecież sędzia, z pewnością liczą się z tym, że proponowane przez nich zmiany mogą w istocie przynieść niewielkie rezultaty, jeśli idzie o skuteczniejszą walkę z przestępczością.

– Wszyscy chcielibyśmy, aby było szybko, tanio, sprawnie. Społeczeństwo uważa, że to już przesądzone – i może się rozczarować. Orzekałam jeszcze pod rządami surowego kodeksu karnego z 1969 r. i obawiam się, że mimo być może najszczerszych chęci propozycje ministra nie przyniosą zapowiadanych skutków – ocenia sędzia Barbara Piwnik.

Oczywiście, wymiar sprawiedliwości mocniej uzależniony od rządu, surowszy, niepatyczkujący się specjalnie z prawami człowieka (zwłaszcza takiego, który miał pecha stanąć przed sądem), bardziej niż obecna polska rzeczywistość odpowiada scentralizowanej wizji państwa, wyznawanej przez braci Kaczyńskich.

– Podstawową zasadą demokracji jest podział władzy na ustawodawczą, wykonawczą i sądowniczą, teraz zaś istnieją przesłanki, że ma powstać jedno centrum dyspozycyjne państwa, wpływające na wszystkie te trzy władze – twierdzi prof. Zoll.

Realizacja takiego zamiaru może również sprzyjać skuteczniejszemu rządzeniu, rozumianemu w dość specyficzny sposób. – Jak państwo zobaczą za jakiś czas różnego rodzaju dokumenty, to lepiej państwo zrozumieją, co się w Polsce wyprawia z winy różnych ludzi – powiedział Jarosław Kaczyński, mając na myśli ludzi z PO. Oby więc skuteczne rządzenie nie przerodziło się w wynajdywanie na przeciwników politycznych haków, dostarczanych na zamówienie przez podległe władzy sądy i prokuraturę.

Andrzej Leszyk, Bronisław Tumiłowicz

Wybrane dla Ciebie

Komentarze (0)