Praca za dolara albo oferty seksu za pieniądze. Alarmujący raport Amnesty International o uchodźczyniach z Syrii
• AI: syryjskie uchodźczynie w Libanie narażone na molestowanie i wykorzystywanie
• Do Libanu uciekło przed wojną 1,5 mln Syryjczyków
• Wiele uchodźczyń straciło swoich mężów - zginęli lub zaginęli
• Kobiety walczą z biedą i są wykorzystywane przez nieuczciwych pracodawców
• Zmagają się także z napastowaniem na tle seksualnym
Od wybuchu wojny w 2011 r. z Syrii uciekło - według danych UNHCR - 4,6 mln ludzi, z czego półtora miliona do sąsiedniego, niewielkiego Libanu (oficjalnie agenda ONZ zarejestrowała jako uchodźców nieco ponad milion Syryjczyków). Uchodźcy z Syrii stanowią więc obecnie 25 proc. (!) wszystkich mieszkańców Kraju Cedrów. To najwyższy taki wskaźnik na świecie.
Połowa syryjskich uchodźców w Libanie to dzieci, a 26 proc. kobiety - podaje Amnesty International. To właśnie tej drugiej grupie obrońcy praw człowieka poświęcili swój najnowszy raport o znaczącym tytule "Chcę bezpiecznego schronienia". Aktywiści rozmawiali m.in. z 77 kobietami, uciekinierkami z Syrii, niektóre z nich miały pochodzenie palestyńskie. Uchodźczynie skarżyły się na brak funduszy do życia, wykorzystywanie ich przez pracodawców, ale także ciągłe nękanie na tle seksualnym.
Jak podaje AI na swojej stronie internetowej, część kobiet przyznała, że libańscy mężczyźni, chcąc wykorzystać ich trudną sytuację, oferowali im pieniądze za seks. "Prawie wszystkie kobiety, z którymi rozmawialiśmy, powiedziały, że są nieustannie publicznie molestowane seksualnie - przez sąsiadów, kierowców autobusów, taksówek, obcych na ulicy - czasem nawet przez policjantów czy pracowników rządowych" - opisuje AI.
Bieda i prawne trudności
Jak przypomina raport aktywistów, początkowo, gdy dopiero zaczynał się krwawy konflikt w Syrii, Bejrut prowadził politykę "otwartych granic" dla uciekinierów z sąsiedniego kraju. Władze Libanu, coraz bardziej zalewanego falą uchodźców, stopniowo zaczęły ją jednak zmieniać. Najpierw pojawiły się restrykcje dla Palestyńczyków z Syrii, potem dla samych Syryjczyków. Rok temu, jak opisują obrońcy praw człowieka, Liban na tyle zaostrzył także przepisy dla starających się o przedłużenie pozwolenia na pobytu w kraju, że wielu Syryjczyków nie było w stanie zdobyć odpowiednich dokumentów. Aktywiści podają, powołując się na UNHCR, że w styczniu 2015 r. 9 proc. gospodarstw domowych nie miało ważnego takiego pozwolenia, pół roku później było ich już niemal siedem razy więcej.
- Boję się wychodzić na zewnątrz. Boję się przechodzić przez punkty kontroli. Muszę jeździć z moją córką do szpitala w Bejrucie co 15 dni. Ma rzadką chorobę i potrzebuje zastrzyków. Przechodzę wtedy przez punkty kontrolne, jeszcze mnie nigdy nie zatrzymano, ale zawsze boję się, że ktoś się jednak do mnie odezwie - wyznała obrońcom praw człowieka 33-letnia Aisha (AI zmieniło imiona swoich rozmówczyń, by chronić ich tożsamość).
Przez brak legalnych dokumentów uchodźcy, którzy mieszkają w obozach, stali się niemal więźniami. Boją się, że przy kontroli zostaną złapani i trafią do aresztów lub będą deportowani do kraju ogarniętego wojną.
Kłopoty Syryjczyków wykorzystują tymczasem libańscy pracodawcy, wiedząc, że przerażeni i mający szczupłe środki do życia lub nie mający ich w ogóle uchodźcy nie doniosą na nich policji. Syryjscy uciekinierzy skarżyli się AI, że oferuje im się najniższe stawki za pracę albo po prostu w dniu zapłaty okazuje się, że ich pensja jest o połowę mniejsza niż umówiona wcześniej kwota.
Taka sytuacja przytrafiła się m.in. Rafie. - Skończyłam studia, ale nikt nie chce mnie zatrudnić w zawodzie, bo jestem Syryjką. Pracuję sprzątając domy. (…) Czujemy się poniżeni, zwłaszcza gdy nazywają nas sługami - raport AI cytuje jej słowa. Inna rozmówczyni AI opowiedziała, że jej 25-letnia siostra farmaceutka dostała ofertę pracy w aptece za... dolara za godzinę.
Napastowanie seksualne
Nieuregulowany status pobytu, wykorzystywanie trudnej sytuacji uchodźców przez pracodawców czy coraz słabsza pomoc ze strony międzynarodowych organizacji, którym po prostu brak funduszy, to jednak nie wszystkie problemy Syryjek w Libanie. Wiele z nich w ogóle zrezygnowało z szukania pracy, bo boi się molestowania seksualnego.
56-letnia Palestynka z Syrii Asmaa wyznała AI, że zabroniła swoim trzem córkom pracować po tym, jak szef jednej z nich zaczął napastować dziewczynę. Teraz jedynym żywicielem rodziny został 17-letni syn Asmyy, która jest wdową.
Z kolei inna syryjska Palestynka, 38-letnia Hanan, opowiedziała obrońcom praw człowieka, jak była nękana przez kierowcę autobusu. Kobieta podróżowała do Bejrutu ze swoimi córkami - poza nimi i kierowcą w autobusie był tylko jeszcze jeden pasażer. Hanan wyznała, że kierowca najpierw pokazał, że ma przy sobie broń, a potem próbował ją napastować. - Myślisz, że jak udało mi się wydostać z autobusu? Musiałam mu obiecać, że wrócę. Powiedziałam: jak tylko chcesz, ale najpierw muszę zabrać córki do domu. Wzięłam jego numer telefonu, zapisałam imię,bo to był jedyny sposób, żeby nas wypuścił. Dałam mu też swój numer i ciągle się uśmiechała, żeby uwierzył w moje kłamstwo - relacjonowała kobieta. Hanan próbowała zgłosić napaść na policję, ale jedynie wytknięto jej brak legalnego statusu. Nie mogła złożyć skargi.
AI podaje, że syryjskie uchodźczynie skarżą się, że są niezwykle często napastowane, ale nie mogą dochodzić sprawiedliwości. Co więcej, obrońcy praw człowieka opisali także przypadek, gdy to sami policjanci mieli nękać kobiety. Jedna z nich, Mariam, opowiedziała, jak była na posterunku z siostrą, by zgłosić śmierć krewnego. W dokumentach zostawiły policjantom swoje dane - adres i numery telefonów. Według relacji Syryjski później ci sami policjanci zjawiali się pod mieszkaniem, które wynajmowały kobiety lub do nich wydzwaniali, próbując wymusić spotkanie. - Ponieważ nie mamy legalnego pobytu, grozili nam. Powiedzieli, że zamkną nas w więzieniu, jeśli z nimi nie wyjdziemy - mówiła Miriam. Nękania ustały, gdy kobiety się przeprowadziły i zmieniły numery telefonów.
Szczególnie narażone na nękanie są samotne Syryjki, których mężowie zostali w ojczyźnie, zginęli na wojnie albo zaginęli. AI przypomina, że w tracie syryjskiego konfliktu śmierć poniosło 250 tys. ludzi, a 60 tys. przepadło bez wieści. Jedną z takich osób jest mąż innej rozmówczyni AI, 36-letniej Nasreen, która pochodzi z Damaszku. Kobieta przyjechała do Libanu w 2012 r., nie wie, co dzieje się z jej mężem. W Libanie dostała propozycję "czasowego małżeństwa" - praktyki stosowanej przez szyitów, która pozwala na zawarcie związku jedynie na pewien okres, nawet na kilka godzin. Mężczyzną, który chciał "czasowo ożenić się" z Nasreen miał być państwowy pracownik urzędu, w którym wcześniej kobieta - jak sama opowiedziała - odnawiała swoje pozwolenie na pobyt w Libanie.
AI opisuje również, że niektóre młode (nierzadko nieletnie) syryjskie uchodźczynie są przymuszane czy przez krewnych, czy przez sytuację do wychodzenia za mąż, choć w innych warunkach czekałyby z tą decyzją.
Amnesty International zamieściło na swojej stronie trzy propozycje, jak pomóc syryjskim uchodźczyniom. Po pierwsze, jak postulują obrońcy praw człowieka, libańskie władze powinny pozwolić uciekinierom na łatwiejsze i tańsze (obecnie to koszt 200 dol.) odnowienie ich prawa pobytu. Po drugie, "rządy bogatych państw powinny wywiązać się ze swoich obietnic zwiększenia środków na pomoc humanitarną" dla krajów, które goszczą zbyt wielu uchodźców, by mogły poradzić sobie z tym same. Po trzecie, jak wylicza AI, inne państwa powinny przyjąć do siebie uchodźczynie, które są narażone na przemoc i wykorzystywanie.