Tragedia w Poznaniu. "Życie bez Ciebie straciło dla mnie sens"
W niedzielę 4 marca, przed godziną 8 rano, na poznańskim Dębcu nastąpił wybuch. Do eksplozji doszło w kamienicy, w której jedna z mieszkanek została zamordowana. Z ruin budynku wyprowadzono rannych, znaleziono również zwłoki czterech osób, wśród nich ciało Magdaleny.
12.03.2018 | aktual.: 12.03.2018 22:24
- Nagle usłyszałem wielki huk, coś dużego, ciężkiego mnie przygniotło. Zacząłem krzyczeć. Nawet nie pamiętam, co. Chciałem się ruszyć, ale nie mogłem - opowiada lokator kamienicy Marek Stanisławski, w programie "Czarno na białym" TVN24. - Usłyszałem krzyk żony i córeczki z sypialni - opisuje.
Stanisławski nie pamięta, jak wydostał się spod gruzów. Jak najszybciej chciał wejść do sypialni. Żona leżała na łóżku tam, gdzie widział ją po raz ostatni. Była przysypana gruzem. Kiedy ją odkopywał, jeszcze słyszał krzyk Zuzi. Chwilę później dziewczynka zamilkła.
Dzięki reanimacji Zuzia przeżyła. Przebywa w szpitalu im. Krysiewicza w Poznaniu. Jej stan jest stabilny, dziewczynka powoli dochodzi do siebie, podaje tvn24.pl.
Zazdrosny o swoją żonę prawdopodobnie zabił ją, a następnie doprowadził do eksplozji
Eksplozja była prawdopodobnie próbą zatuszowania morderstwa przez Tomasza J., który wcześniej miał zabić swoją żonę Beatę, z którą już od dłuższego czasu był w konflikcie. Beata J., która od kilkunastu lat mieszkała w kamienicy i prowadziła tam własny salon kosmetyczny, zarzucała Tomaszowi m.in. celowe spowodowanie wypadku, w którym ciężko ranny został ich syn.
- Mama kolegowała się z panią Beatą - opowiada Joanna Jóźwiak, córka zmarłej Magdaleny. - Opowiadała, że jej się nie układa z mężem i że szuka czegoś lepszego - wspomina nastolatka.
Nic nie wskazywało na dramat dziejący się za drzwiami mieszkania
Kobieta wraz z mężem byli znajomymi Beaty. Sądząc, że siedzi w samolocie, przyszli do mieszkania zaopiekować się jej dwoma psami. Pani Magdalena miała kłopot z otwarciem zamka w drzwiach. Po chwili nastąpił wybuch. – Żona nie była w stanie otworzyć drzwi, więc poprosiła mnie o pomoc - opowiada Robert, mąż zmarłej. - Ostatnią rzeczą, którą pamiętam jest to, że znajdowałem się przed drzwiami mieszkania – wspomina.
- Nic nie słyszałem, tylko psy - wspomina. - Nie czułem żadnego gazu. Nie było żadnych odgłosów - mówi. Kilka dni temu na profilu społecznościowym zmarłej Magdaleny, jej mąż wstawił obszerny post.
"Gdybym mógł cofnąć zegary czasu to dzisiaj zamieniłbym się z Tobą miejscami, to ty bardziej ode mnie zasługiwałaś na dalsze życie. Byłaś wspaniałą żoną i matką, która stworzyła ciepły i kochający dom oraz bezgranicznie kochałaś swoje dzieci".
"Robię to dla dzieci"
- Dzieci trzymają mnie teraz przy życiu i to właśnie dla nich będę dalej żyć - mówi. - Rodzina jest największą i najważniejszą wartością. Muszę je wychować tak żeby żona była z nich dumna - tłumaczy Robert Jóźwiak.
Magdalena, koleżanka Beaty J. osierociła dwie córki. - Była moja najlepszą przyjaciółką - wspomina Joanna Jóźwiak. - Teraz kiedy jej nie ma musi to jakoś dalej funkcjonować. Muszę to zrobić dla młodszej siostry. Chcę, żeby ona miała jak najlepiej. To już nie chodzi o mnie ona jest najważniejsza - tłumaczy nastolatka.
Zwłoki Beaty, okaleczone, bez głowy, odnaleziono w niedzielę. Początkowo sądzono, że obrażenia ciała mogły powstać wskutek wypadku. Po oględzinach ciała okazało się, że powstały one wskutek działania osób trzecich. Poznańska policja dość szybko przyjęła tezę o zabójstwie i późniejszym zacieraniu śladów przez sprawcę.
Domniemany sprawca zbrodni w poznańskiej kamienicy nie został jeszcze przesłuchany. Mężczyzna wciąż jest w śpiączce.
Źródło: TVN24