Poznamy poglądy emigrantów
Emigranci głosowaliby chętniej, gdyby mogli korzystać z Internetu czy poczty – zapewnia KATARZYNA BZOWSKA, redaktor londyńskiego "Dziennika Polskiego" – i wybierać polityków nie tylko ze stolicy.
04.10.2007 | aktual.: 19.10.2007 13:39
Katarzyna Kolenda-Zaleska: Jak z perspektywy emigracji wygląda kampania wyborcza?
Katarzyna Bzowska: Strasznie.
Aż tak źle?
– Tak źle. Obserwowałam dotychczasowe kampanie i ta jest najgorsza. Nie słychać merytorycznej wymiany zdań, są tylko obelgi wymieniane z jednej i z drugiej strony.
Kampania jest bardzo krótka, a wybory ogłoszono nagle.
– To nie jest usprawiedliwienie. W Anglii kampanie są jeszcze krótsze, wybory ogłaszane nagle, a w dzień po ogłoszeniu terminu głosowania partie wyciągają wydrukowane gotowe programy.
A czy jest zainteresowanie wyborami, zwłaszcza wśród nowej emigracji?
– Prawdę mówiąc, Polonia nie bierze udziału w wyborach. Dwa lata temu głosowało niewiele ponad dwa tysiące osób, a już wtedy przyjechali nowi emigranci.
Czemu nie głosują?
– Pierwszy powód jest prozaiczny – brakuje punktów do głosowania. Są dwa – w Londynie i Edynburgu. Kto po-kona setki mil, aby wrzucić kartkę do urny?
PKW obiecuje ponad 20 nowych obwodów głosowania...
– No tak, ale do tej pory Polacy na emigracji byli właściwie pozbawieni czynnego prawa wyborczego.
To jeden powód. A inne?
– Często słyszę, jak są zniechęceni tym, co w Polsce się dzieje. Atmosferą wzajemnych oskarżeń i brutalnej walki politycznej. Brakiem perspektyw. A tu widzą, jak szybko mogą osiągnąć sukces. Doświadczyli liberalizmu i politycznego, i gospodarczego. Uciekali od dusznej atmosfery, od nadmiernej biurokracji i teraz udział w życiu politycznym, a więc i w wyborach, traktują jako powrót do tego, od czego chcieli się uwolnić. Zniechęcenie potęguje też zły klimat wokół Polski za granicą i oni coraz mniej chętnie przyznają się, że są Polakami.
Może oni sami pracują na ten negatywny wizerunek?
– Nie chodzi o to. Ostatnio zapytał mnie znajomy Hindus: co te bliźniaki jeszcze wymyślą? Bez względu na to, jaki mam stosunek do prezydenta i premiera, wcale nie jest przyjemnie tego słuchać. A młodzi czytają prasę i widzą, co pisze się o Polsce. I zaczynają się wstydzić, a to niezauważalnie zrywa więzy łączące ich z krajem.
Ilu z nich pójdzie głosować?
– Na pewno więcej niż dotąd, bo równocześnie zaczęli też czuć, że coś od nich zależy.
Dzięki przyjazdom polityków?
– Oczywiście. Wreszcie kampania wyborcza za granicą stała się przedmiotem kampanii wyborczej- w kraju. I przyjeżdża pierwszy, a nie trzeci szereg polityków. A ludzie potrzebują dowartościowania, potwierdzenia, że są Polsce potrzebni, bo za nią tęsknią. Chcą słyszeć, że mają po co wracać. Wbrew motywom, które kazały im wybrać emigrację.
Prezydent pojechał do Chicago, Donald Tusk tu do was – do Londynu, Irlandii i Szkocji. Bitwę o Anglię zapowiadają też LiD i PiS.
– Mnie to nie dziwi. W ostatnich wyborach różnica między PO a PiS wynosiła jakieś 300–400 tysięcy głosów. To my możemy zdecydować, przeważyć szalę zwycięstwa. Niestety, idiotyczna ordynacja wyborcza nie zachęca do głosowania. Bo głosujecie na listę warszawską?
– Oczywiście. Tutaj są Polacy z całego kraju. Co obchodzi Warszawa kogoś, kto przyjechał z Białegostoku? Gdyby mogli głosować na swoich lokalnych polityków, może chodziliby chętnie. A na pewno chętnie głosowaliby za pośrednictwem poczty i Internetu, ale na ostatnim zjeździe Polonii zrezygnowano z tego postulatu do polskich władz. Sami sobie strzelamy gola.
Która emigracja jest bardziej świadoma politycznie?
– Stara emigracja to tradycyjny polski patriotyzm. Legionowe piosenki, sztandary. Taki klimat. A nowi? Części w ogóle polityka nie interesuje, a i do polskości przyznają się niechętnie. Ale jest część wykształconych młodych Polaków, którzy swój patriotyzm kultywują w nowoczesny, intelektualny sposób. Proszę spojrzeć, ile nowych gazet powstało, jak prężnie działa polskie radio. A polskie szkoły w ogóle nie radzą sobie z napływem uczniów. Powstały, by uczyć dzieci tu urodzone, teraz mają uczniów, którzy mówią świetnie po polsku i oczekują innej edukacji, a nie tylko nauki języka przodków. Młodzi Polacy organizują nowe, własne stowarzyszenia.
Ci młodzi będą wracać do Polski czy już tu zapuszczą korzenie?
– Rok temu 80 procent mówiło, że wróci. Dziś to zaledwie 30 procent, a to są badania brytyjskie. Granicą jest pięć lat. Jeśli po pięciu latach się nie wraca, to potem jest już trudno.
Panuje przekonanie, że Polonia jest przede wszystkim prawicowa?
– Starsza emigracja tak, bo przecież wyrosła na sprzeciwie wobec powojennych losów Polski, ale prawicowa w sensie brytyjskim. Tutaj głosują na partię konserwatywną, a w Polsce na umiarkowaną prawicę. Gdyby dwa lata temu wyniki wyborów prezydenckich były takie jak tutaj, to Tusk zostałby prezydentem w pierwszej turze. Dostał 57 procent. Kaczyński w II turze dostał niewiele ponad 20 procent. PO zwyciężyła nad PiS, a Mazowiecki wygrywał z Wałęsą.
A nowa emigracja?
– Kompletnie nie wiadomo, jakie mają poglądy i czy w ogóle je mają.
Co musieliby zaproponować politycy, aby skłonić Polaków do powrotu?
– Kilka spraw powinni załatwić. Pierwsza to abolicja podatkowa. Ordynacja wyborcza. Ustawa o podwójnym obywatelstwie. Ułatwienia w inwestowaniu zarobionych tu pieniędzy.
Politycy przyjeżdżają tutaj, ale przekaz ma płynąć do rodzin emigrantów?
– Może coś w tym jest, ale proszę pamiętać, że wyjechały ponad dwa miliony. To ich głosy są ważne. A zainteresowanie ich losem też jest ważne i naprawdę doceniają ten wysiłek. Są daleko od kampanii wyborczej, więc nie odbierają każdego gestu w kategoriach walki politycznej. Dla nich liczy się to, że ktoś przyjeżdża, ktoś ważny, i chce ich wysłuchać. Bo im przecież nie jest tutaj lekko.
Kto wygra bitwę o Anglię?
– Nie mam pojęcia! Sama czekam z napięciem na wyniki wyborów. To nam też pokaże, jaka jest ta nasza nowa emigracja. Jakie ma poglądy, w co wierzy, jakie wartości wyznaje. I ważna będzie frekwencja, jeśli pójdą, to znaczy, że z krajem łączy ich więcej, niż podejrzewamy.
rozmawiała Katarzyna Kolenda-Zaleska, "Fakty", TVN