"Powstańcy muszą zorganizować własną ofensywę"
Ataki lotnicze koalicji powstrzymały natarcie sił reżimu, ale nie wystarczą do pokonania przywódcy Libii - pisze francuski dziennik "Le Figaro". Podkreśla, że sukces interwencji zależy teraz w dużym stopniu od kontrofensywy skupionych w Bengazi powstańców.
Francuski opiniotwórczy dziennik podkreśla, że rozpoczęta w sobotę operacja koalicji USA, Francji, W. Brytanii, Kanady i Włoch "Świt Odysei" "w ciągu 24 godzin zatrzymała kontrofensywę wojsk Muammara Kadafiego". Dzięki temu Bengazi, bastion powstańczej libijskiej Rady Narodowej, na nowo "oddycha" - ocenia gazeta.
Zdaniem gazety pierwsza faza lotniczych ataków na cele Kadafiego była jednak najłatwiejsza i nie przesądza o klęsce libijskiego dyktatora. "Le Figaro" nie wyklucza, że konflikt przedłuży się, gdyż Kadafi zapowiada bezpardonową walkę do samego końca.
- Operacja lotnicza nie wystarczy do kontrolowania kraju o powierzchni trzy razy większej od Francji. Aby uniknąć ugrzęźnięcia i ryzyka podziału Libii, powstańcy libijscy muszą wykorzystać pomoc, zorganizować swoją własną ofensywę i ustanowić w Trypolisie nowy rząd. Wtedy zyskają szersze poparcie społeczne - podkreśla "Le Figaro". - Trzeba mieć nadzieję, że będą do tego zdolni - dodaje.
Według "Le Figaro", nie wszyscy członkowie koalicji przeciw Kadafiemu są równie mocno zaangażowani w ten konflikt i nie wszyscy mają identyczne cele. - Francja, wspierana przez W. Brytanię, wykazuje się największą determinacją. Stany Zjednoczone pozostają ostrożne, udzielając "wsparcia" operacji wojskowej, twierdząc jednocześnie, że jej celem nie jest odsunięcie Kadafiego pd władzy - wylicza dziennik. Z kolei Liga Arabska, popierająca rezolucję ONZ o ustanowieniu zakazu lotów w Libii, jest krytyczna wobec ataków lotniczych w obawie przed stratami wśród ludności cywilnej.
Główne francuskie gazety, niezależnie od opcji politycznej, popierają interwencję koalicji w Libii. Lewicowe "Liberation", opozycyjne wobec prezydenta Nicolasa Sarkozy'ego, twierdzi, że "gdyby pozwolono Kadafiemu na mordowanie jego narodu, byłoby to złym sygnałem dla dyktatorów w regionie, upewniającym ich o bezkarności w momencie, gdy ludy arabskie biją się o wolność".
Inne gazety przypominają z zadowoleniem, że Francja należała do inicjatorów rezolucji ONZ w sprawie Libii, a następnie naciskała na międzynarodową interwencję w tym kraju. - Prezydent Sarkozy i minister spraw zagranicznych Alain Juppe zdecydowali, aby zapomniano o czarnych godzinach francuskiej dyplomacji podczas rewolt w Tunezji i Egipcie - pisze dziennik ekonomiczny "Les Echos". Wtórują mu inne dzienniki, które zwracają uwagę, że Paryż próbuje zatrzeć usilnie złe wrażenie, które wywarła bierność władz Francji w sprawie rewolucji w świecie arabskim.