Powstaje nowy instytut. Miliony złotych na "uhonorowanie osób zasłużonych dla narodu"
Politycy PiS chcą "odkłamać skutki krzywdzącej polityki historycznej" i powołają w tym celu Instytut Solidarności i Męstwa. Posłowie opozycji uważają instytucję za zbędną. - Chcą zatrudniać swoich ludzi. Mają zapewne duże potrzeby kadrowe - mówi Krzysztof Mieszkowski. Instytut otrzyma na początek... 75 milionów złotych.
Podczas czwartkowego posiedzenia Sejmu odbyło się drugie czytanie projektu ustawy. Podczas pierwszego czytania w Komisji Kultury i Środków Przekazu parlamentarzyści poparli projekt.
Miliony złotych ma początek
Wraz z rozpoczęciem działalności nowy instytut otrzyma... aż 75 milionów złotych. - To niedopuszczalne, aby taką sumę wydawać pod koniec roku - krytykuje w rozmowie z WP pomysł polityków PiS Krzysztof Mieszkowski, wiceprzewodniczący komisji. Środki te zostaną wygospodarowane z budżetu ministerstwa kultury. - Infrastruktura kulturalna, zwłaszcza w małych miastach, potrzebuje natychmiastowego dofinansowania. Jest na co wydawać pieniądze - oburza się poseł Nowoczesnej.
Jednak suma ta nie robi wrażenia na Krzysztofie Czabańskim. - To pieniądze na stworzenie instytucji, zaplanowanie badań, stworzenie zespołów badawczych, zrobienie kwerendy. Ta suma nie wydaje się być przesadna - ocenia w rozmowie z WP poseł PiS. - Taka instytucja jest niezbędna. Wiele osób pomagało Polakom, ryzykowały własnym życiem, i te osoby trzeba uhonorować - dodaje.
Czemu nie w ramach IPN?
Pojawiają się również głosy, że tworzenie nowej instytucji jest bezcelowe, gdyż istnieje już jedna, której kompetencje można byłoby rozszerzyć. - Można zadania tego instytutu wpisać w zakres działania IPN - potwierdza Krzysztof Mieszkowski.
Innego zdania jest jednak Krzysztof Czabański. - Nie można z IPN robić monstrum, które zajmuje się wszystkim, bo w pewnym momencie będzie wszystkim i niczym - ocenia poseł PiS. - Tak wielkie instytucje są bardzo zbiurokratyzowane. Tutaj cele mamy jasno określone i do ich realizacji lepiej powołać oddzielną instytucję - tłumaczy polityk.
Uhonorują "zasłużonych dla narodu polskiego"
Instytut ma "inicjować, podejmować i wspierać działania mające na celu upamiętnienie oraz uhonorowanie osób zasłużonych dla narodu polskiego". Wśród zadań nowej instytucji wymienia się między innymi prowadzenie działalności wydawniczej oraz produkcję materiałów audiowizualnych. Instytut będzie też organizował konferencje i wykłady, a także popularyzował polskich bohaterów poza granicami kraju.
- Jestem przekonana, że praca tej instytucji przysłuży się do odkłamania skutków krzywdzącej polityki historycznej, prowadzonej przez niektórych naszych sąsiadów, czy uniemożliwi podważanie naszego prawa do reparacji wojennych - mówiła Elżbieta Kruk z PiS podczas posiedzenia komisji.
- Obok potrzeby opowiedzenia prawdy o tragicznych wydarzeniach z przeszłości istnieje obowiązek docenienia osób ratujących Polaków i płacących za to często życiem swoim i swoich rodzin - piszą twórcy ustawy w uzasadnieniu.
Instytucja "dla swoich"?
Jednak, zdaniem Krzysztofa Mieszkowskiego, te górnolotne hasła nijak mają się do rzeczywistości - Szlachetne intencje to jedno, a rzeczywistość polityczna to drugie - twierdzi polityk Nowoczesnej. - Poza tym ustawa jest przygotowana źle, naprędce, bez jakiejkolwiek konsultacji merytorycznej z udziałem historyków - dodaje Mieszkowski.
- Chcą zatrudniać swoich ludzi. Mają zapewne duże potrzeby kadrowe, muszą spełniać obietnice. To instytucja kadrowa, tutaj nie ma żadnych wątpliwości - ocenia Mieszkowski. Podkreśla również, że dyrektora instytutu powoła minister kultury. Zdaniem posła Nowoczesnej sprawi to, że stanowiska nie dostanie osoba z poglądami innymi, niż poglądy ministra.