Potrójne salto prezydenta

Sprawa Sobotki to pożegnalny fajerwerk Aleksandra Kwaśniewskiego, tajemnicze memento wytrawnego polityka, który chce nam przekazać coś, o czym nie może powiedzieć głośno.

08.12.2005 | aktual.: 08.12.2005 09:59

Na swoje odejście z urzędu Aleksander Kwaśniewski zafundował nam eksplozję polityczną. Albo inaczej - sprawa Zbigniewa Sobotki jest jego pożegnalnym fajerwerkiem. To świadczyłoby o jego klasie, bo ludzie większego formatu, a prezydent do takich należy, nie lubią schodzić ze sceny cichcem, ot, tak, zwyczajnie. Jak kalafior. Tadeusz Łomnicki, już stary i z wieloletnimi bajpasami, wziął się do roli króla Leara, by umrzeć na scenie. Czesław Miłosz, by być pochowanym w godnym siebie miejscu (prawdopodobnie marzył o Wawelu), musiał doprowadzić do wrzenia naszych moherowych katolików. I kiedy publiczna awantura przybrała żenujące rozmiary, Jan Paweł II osobistą ingerencją sprawił, że poeta spoczął na krakowskiej Skałce. Nieco dawniej bardzo już stary Melchior Wańkowicz dał się Moczarowi zamknąć do więzienia, by zyskać pośmiertny rozgłos. A Adam Mickiewicz wybrał się do Konstantynopola, by organizować legiony z polskich Żydów, i tam nagle zmarł w niewyjaśnionych okolicznościach. I do dnia dzisiejszego jest co
badać.

Żyjemy jednak w innych czasach, zaś Aleksander Kwaśniewski nie jest z branży artystów. Jednak potrzeba silnego efektu końcowego rodem z teatru jest i u niego czytelna. W jego dramatycznym pociągnięciu słychać tajemnicze memento wytrawnego polityka, najbardziej uzdolnionego w minionym dziesięcioleciu, który chce nam przekazać coś, o czym nie może powiedzieć głośno; chce od czegoś umyć ręce albo wymusić dopowiedzenie do końca, fundamentalne dla formacji, z której wyszedł, a która będzie musiała się reanimować. Trzeba zmienić pościel i ręczniki. Gdy sprawę Sobotki zestawić z aferą Rywina, widać znamienne podobieństwo - jeden i drugi odmawiają mówienia o tych, którzy za nimi "trzymają władzę". To jest ów mur i - jak mi się zdaje - Aleksander Kwaśniewski podkłada pod niego ładunek wybuchowy i powiada: "A wy go sobie sami wysadźcie!". Tu idzie także o honor w bliższej i dalszej przyszłości, jeśli zważyć, że już 27 grudnia zacznie się badanie jego undergroundu, czyli listy ułaskawionych, listy odznaczonych i
darczyńców fundacji małżonki. Oczywiście przypadek Sobotki ma inny kaliber niż machloja Rywina; to sprawa najwyższego znaczenia, wszak Zbigniew Sobotka był kimś w rodzaju "klucznika najgłębszych tajemnic" w formatowaniach się SLD. I może jest niewinny. Idąc jeszcze dalej, prezydent Aleksander Kwaśniewski jako cywil chce być bliżej Włodzimierza Cimoszewicza. Ergo: to także manifestacja jego postawy etycznej. Oczywiście, jeśli w gimnastyce artystycznej wykonuje się tak skomplikowany skok, często trudno go ustać.

Salto prezydenta Kwaśniewskiego jest potrójne, bo dodatkowo spełnia jeszcze wymogi testu dla Jarosława Kaczyńskiego i jego ludzi. To przynęta, wszak żywot banału w polityce jest jak jednodniowy motyl, a głupota sama się prosi.

www.przekroj.pl/kutz

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)