Polska"Poświęcili życie tysięcy ludzi w imię mrzonki"

"Poświęcili życie tysięcy ludzi w imię mrzonki"

Jest w Polakach jakieś masochistyczne upodobanie do rozdrapywania ran, rozpamiętywania klęsk i gloryfikowania wszelkich nieszczęść i niepowodzeń. Upodobanie to zdaje się tym większe, im większa klęska. My nie staramy się, wzorem innych narodów, ukazywać naszych mocnych stron i jasnych kart naszej historii. Nie mówi się zbyt wiele o epoce Jagiellonów, złotym wieku naszego kraju, kiedy rozwojem i potęgą przewyższaliśmy naszych sąsiadów. Nie obchodzi się rocznicy pokoju w Budziszynie, kiedy nasza zachodnia granica sięgnęła Łaby. Nie buduje się muzeów dla Kazimierza Wielkiego, który dzięki murom obronnym zapewnił Polsce bezpieczeństwo na trzysta kolejnych lat. Nic z tych rzeczy. My lubujemy się w rozbiorach, Targowicach i naszych przegranych powstaniach, z Warszawskim na czele - pisze specjalnie dla Wirtualnej Polski Michał Solanin.

"Poświęcili życie tysięcy ludzi w imię mrzonki"
Źródło zdjęć: © Internauta WP

03.08.2010 11:35

Pierwszego sierpnia cała Polska uczciła pamięć swoich bohaterów sprzed 66 lat. Padło wiele wzniosłych słów. Prezydent Warszawy Hanna Gronkiewicz -Waltz stawiała powstańców za wzór dla współczesnych. Marszałek sejmu Grzegorz Schetyna z kolei za wzór stawiał całe państwo podziemne. Prezes Związku Żołnierzy AK Zbigniew Olesiak zaapelował z kolei do młodych o dojrzałość i pamięć o powstaniu. Padło nawet stwierdzenie, że bez Powstania Warszawskiego nie byłoby dziś wolnej Polski.

W całej tej rocznicowej euforii zapomniano zdaje się o jednym, najważniejszym czynniku. O tysiącach, które straciły wtedy życie. Nikt z oficjeli nie zająknął się nawet o tym, że może powstanie nie było konieczne, że może dało się uniknąć dwustu tysięcy ofiar wśród cywilów i dziesięciu tysięcy zabitych żołnierzy AK. Zignorowano zupełnie głos tysięcy obywateli, którzy do warszawskiego zrywu mają charakter, delikatnie mówiąc, krytyczny.

Za czasów poprzedniego ustroju próbowano nam wmówić, że powstanie było nieprzemyślanym i nieodpowiedzialnym zrywem garstki ekstremistów. Władza ludowa miała dodatkowo ciężki orzech do zgryzienia. No bo, jak tu wytłumaczyć narodowi, dlaczego niezwyciężona Armia Czerwona i niemniej niezwyciężona I Armia WP czekały spokojnie przez pół roku na prawym brzegu Wisły, zamiast ruszać na pomoc walczącej Warszawie? Z opresji udało się wybrnąć twórcom serialu "Czterej pancerni i pies". W serialu czołg "Rudy" zostaje trafiony niemieckim pociskiem i załoga, łącznie z psem Szarikiem ląduje w szpitalu na długie miesiące. Rekonwalescencja trwa dokładnie tyle, ile trzeba, czyli do stycznia 1945 roku, kiedy to ofensywa ruszyła na nowo. Niektórzy to kupili i uwierzyli, że naprawdę każdy radziecki czołg oberwał w sierpniu z niemieckiego pancerfausta i walczyć nie miał kto. Aż do stycznia.

W wolnej Polsce wahadełko poszło w drugą stronę. Nareszcie było wolno mówić o Powstaniu i o prawdziwych przyczynach, dla których wojska radzieckie zostały po złej stronie Wisły. Stalina obarczono winą na równi z Himmlerem, który wydał rozkaz składający się z trzech punktów: zabijać ujętych powstańców, zabijać cywilów (w tym kobiety i dzieci), oraz zrównać z ziemią całe miasto. Zapomniano tylko o trzecim winnym tej hekatomby, mianowicie o rządzie RP na uchodźstwie i najwyższych dowódcach AK. W jednej rzeczy propaganda komunistyczna się myliła. Powstanie Warszawskie nie było spontanicznym zrywem ludności okupowanej stolicy, chaotycznym i nieprzemyślanym. Było starannie zaplanowaną w Londynie akcją wojskową, częścią planu "burza", który zakładał wyzwolenie stolicy w przeddzień radzieckiej ofensywy i ujawnienie się struktur Polski Podziemnej. Akcją, w której cynicznie wykorzystano patriotyzm, poświęcenie i honor tysięcy młodych żołnierzy AK. Gdyby było inaczej, musieli byśmy uznać, że w skład londyńskiego rządu
i dowództwa AK wchodzili ludzie o znacznym stopniu aberracji umysłowej, niezdolni do kojarzenia faktów i przewidywania pewnych oczywistych ciągów zdarzeń.

Założeniem planu "burza" było przypuszczenie, że w momencie wybuchu Powstania wojska radzieckie będą kontynuować ofensywę. Dość naiwne przypuszczenie, bo niby dlaczego miałyby to robić? Powstanie Warszawskie miało na celu pokazanie Stalinowi, że Warszawa została wyzwolona przez oddziały AK, w kraju istnieją struktury państwowe, zaś PKWN to przedstawicielstwo komunistycznej mniejszości. Jaki interes miałby Stalin w tym, żeby pomagać swoim przeciwnikom politycznym? Twórcy planu "burza" musieli brać pod uwagę ewentualność, że radziecki dyktator zatrzyma ofensywę, choćby pod pretekstem ogromnych strat w ludziach i sprzęcie.

Spróbujmy wyobrazić sobie adekwatną sytuację na froncie zachodnim. Jest rok 1944, wojska alianckie szykują się do ofensywy na Kopenhagę. W mieście tymczasem prężnie działa partia komunistyczna, ze swoimi bojówkami i administracją. Planują wywołać powstanie w mieście i po wypędzeniu Niemców ogłosić Danię republiką ludową. Dodatkowo liczą na bratnią pomoc z ZSRR. Czy Churchill byłby skory do dalszego prowadzenia ofensywy, która otworzyłaby komunistom drogę do władania Danią? Raczej wątpliwa sprawa, bardziej prawdopodobnym jest, że działania wojenne zostałyby wstrzymane w celu uzupełnienia strat w ludziach i sprzęcie, rzecz jasna. Czy Stalin wysłałby swoich spadochroniarzy na pomoc walczącej Kopenhadze? Nie, bo na to nie pozwalały by mu postanowienia konferencji w Teheranie. Tam powiedziano jasno i wyraźnie, gdzie kończą się poszczególne strefy wpływów.

Członkowie rządu londyńskiego i dowódcy AK musieli zdawać sobie sprawę z tego, że wojska radzieckie nie ruszą do walki przeciwko interesom swojego państwa. Musieli też wiedzieć o tym, że pomoc z zachodu nie przyjdzie. Zgodnie z postanowieniami konferencji teherańskiej, Stalin miał w Europie Środkowo-Wschodniej (w tym w Polsce) wolną rękę. To była jego strefa wpływów. Ci, którzy wydali rozkaz rozpoczęcia walki musieli o tym wiedzieć. Mimo to poświęcili życie dwustu tysięcy cywilów i dziesięciu tysięcy żołnierzy, w imię mrzonki, która nie miała realnych szans się ziścić. Te dziesięć tysięcy żołnierzy, łączniczek i działaczy Polski Podziemnej mogłoby żyć dalej, założyć rodziny. Może wychowaliby dzieci w duchu patriotycznym. Może po śmierci Stalina, w czasie odwilży próbowaliby stworzyć jakieś zalążki opozycji dla władzy komunistycznej. Może dzięki ich wiedzy i zaangażowaniu Polska byłaby dziś lepszym krajem. Tego nie wiemy. Wiemy za to, że byli bez wątpienia patriotami i bohaterami. Szkoda tylko, że ich postawa
została tak niegodnie wykorzystana. Zostali oszukani przez własny rząd i dowództwo. "Chwała bohaterom" - mówiła podczas obchodów prezydent Warszawy. I na pohybel podżegaczom - chciałoby się dodać.

Michał Solanin

Źródło artykułu:WP Wiadomości
warszawaniemcyżołnierz
Zobacz także
Komentarze (316)