Witold Gintowt-Dziewałtowski - wyprzedzał na ciągłej
Krajowa "siódemka" jest pechowa dla parlamentarzystów. Najpierw rajd posła PiS, Jacka Kurskiego, przerwała policyjna blokada. Później - w grudniu 2008 r. - patrol zatrzymał posła Lewicy, Witolda Gintowt-Dziewałtowskiego. "Przekroczył prędkość, podwójną linię ciągłą i wyprzedzał na skrzyżowaniu" - twierdzi policja. Poseł mandatu nie zapłacił, zasłonił się immunitetem. Do winy też się nie przyznał.
- Spieszyłem się ze spotkania z mieszkańcami Ostródy do kardiologa w Elblągu. Wlókł się przede mną sznur aut z prędkością 60 km na godzinę, więc postanowiłem go wyprzedzić. Prędkości nie przekroczyłem, na skrzyżowaniu nie wyprzedzałem, owszem - nieco najechałem na linię ciągłą - tłumaczył się poseł.
Polityk Lewicy miał jednak pecha. Jedno z aut, które wyprzedzał, okazało się policyjnym, nieoznakowanym radiowozem. - Policjanci po tym manewrze szybko mnie wyprzedzili i na ich tylnej szybie wyświetlił się napis "jedź za mną". Zastosowałem się do polecenia policji. Po około 4 km zjechałem w zatokę i pytany przez policję o personalia powiedziałem, że jestem posłem i pokazałem legitymację - relacjonował zdarzenie Witold Gintowt-Dziewałtowski.