PolitykaPosłowie nie rozumieją własnej ustawy? "Było bardzo mało czasu"

Posłowie nie rozumieją własnej ustawy? "Było bardzo mało czasu"

Czy rząd chce ożywić serwisy internetowe z pornografią, propagując w nich nowe treści od "europejskich twórców niezależnych"? To nie żart, w taki sposób można interpretować jeden z zapisów nowej ustawy medialnej. W akcie prawnym nie brakuje innych kontrowersyjnych sformułowań. - Było bardzo mało czasu, z tego powodu niektóre zapisy w ustawie są dosłownym tłumaczeniem z angielskiego, dlatego są niezrozumiałe, również dla członków komisji - wyjaśnia Tomasz Kamiński z SLD, członek sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu.

Posłowie nie rozumieją własnej ustawy? "Było bardzo mało czasu"
Źródło zdjęć: © PAP | Bartosz Bator
Marcin Bartnicki

15.03.2011 | aktual.: 05.06.2012 15:34

Przeczytaj też: Szykują się kontrowersyjne zmiany. Zamach na internet? Nowa ustawa faworyzuje zagraniczne media? "To jasne"

WP: Marcin Bartnicki: Według nowej ustawy medialnej, serwisy internetowe będą zobowiązane do stosowania zabezpieczeń technicznych, uniemożliwiających dostęp nieletnim do niektórych materiałów. W projekcie ustawy jest mowa między innymi o "osobistych numerach identyfikacyjnych". Jak sprawdzanie wieku internauty będzie wyglądało w praktyce? Czym jest "osobisty numer identyfikacyjny", o którym mowa w ustawie?

Tomasz Kamiński:Nie wiem jak ma to wyglądać od strony technicznej, ministerstwo nie odpowiedziało na pytania, które dotyczyły tego zagadnienia. Zapis wynika z implementacji dyrektywy UE. Jej twórcy mieli słuszne i chwalebne założenia, chcieli chronić małoletnich przed szkodliwymi treściami. Niestety, jak zwykle diabeł tkwi w szczegółach.

WP: Czy ten zapis w ustawie ograniczy anonimowość internautów?

- Może stać się tak, że anonimowość w internecie zostanie ograniczona.

WP: Z czego wynika niedopracowanie fragmentów ustawy dotyczących internetu?

- Podkomisja i komisja sejmowa miały łącznie dwa tygodnie na pracę nad tą ustawą. W praktyce wyglądało to tak, że w komisji siedzieliśmy nad projektem przez trzy dni, po kilkanaście godzin. Było bardzo mało czasu, z tego powodu niektóre zapisy w ustawie są dosłownym tłumaczeniem z angielskiego, dlatego są niezrozumiałe, również dla członków komisji. Przy implementacji było silne parcie ze strony rządu, dlatego niektóre rzeczy uciskaliśmy kolanem. Sporo czasu spędziliśmy omawiając zagadnienia związane z lokowaniem produktów, skupiliśmy się na telewizji i radiu, nad internetem przeszliśmy bardzo szybko. Czytałem wywiady z innymi członkami komisji i rzeczywiście, wszyscy dostrzegamy niedoskonałości ustawy.

WP: Dlaczego rząd próbuje uchwalić ustawę w tak krótkim czasie?

- Przypominam, że dyrektywa, wskazująca, jak dostosować ustawę medialną do prawa Unii Europejskiej, obowiązuje już od 2007 roku. Od tego czasu nikt się tym nie zajmuje. Dyrektywa miała być wprowadzona do 2009 roku. To jest sednem tej sprawy i źródłem wszystkich problemów, które teraz się ujawniają. Na konieczność implementacji zwracałem uwagę już wcześniej w wystąpieniu sejmowym. WP: 5% zawartości serwisu będą musiały stanowić audycje europejskie, wytworzone przez producentów niezależnych. W jaki sposób można określić, czy producent jest niezależny?

- Zapisy dotyczące minimalnej zawartości materiałów europejskich, audycji w języku polskim oraz pochodzących od twórców niezależnych zostały stworzone z myślą o stacjach radiowych. Chcieliśmy zapewnić miejsce dla muzyki polskiej i europejskiej. Nie przedyskutowaliśmy dokładnie zagadnień dotyczących internetu, ponieważ zabrakło na to czasu.

WP: Ustawa nie precyzuje, które serwisy internetowe powinien objąć ten zapis, czy w związku z tym, twórcy niezależni zagoszczą w serwisach sportowych i na stronach internetowych z pornografią?

- To jest właśnie sedno problemów, wynikających z tego zapisu, nie wyobrażałem sobie jak to ma wyglądać. Ten fragment ustawy nie powinien odnosić się do serwisów tematycznych. Próbowaliśmy dowiedzieć się od ministerstwa, jak jego realizacja ma wyglądać w praktyce, nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.

WP: Czy są zapisy, które pan osobiście usunąłby z ustawy? Jest jeszcze szansa na jej zmianę?

- Problematyczne są zapisy, według których każdy serwis będzie musiał zostać zarejestrowany. To tworzy problem, nie tylko dla samych portali. Trudnością będzie także archiwizowanie wszystkich materiałów i prowadzenie szczegółowych ewidencji. Dotkliwe finansowo będą również ograniczenia w emisji reklam. Większe portale utrzymają się na rynku, jednak mniejsze serwisy mogą tego nie przetrwać i znikną. Rząd zapewniał, że pilnie wprowadzi tak zwaną "ustawę czyszczącą", pytając o termin pojawienia się tej ustawy, nie otrzymałem jednak odpowiedzi. Obecna ustawa medialna jest już poszatkowana licznymi zmianami, poza tym nie przystaje do rozwijającego się rynku. Pojawiły się technologie, których nie było jeszcze kilka, czy kilkanaście lat temu. Dopiero niedawno otrzymaliśmy uwagi od stowarzyszeń i związków zrzeszających serwisy internetowe. W tym tygodniu spotkam się również z przedstawicielami największych portali. Trzeba przeprowadzić konsultacje, aby wskazać, które z punktów ustawy należy poprawić.

WP: To oznacza, że wcześniej nie było konsultacji społecznych w spawie tej ustawy?

- Sposób procedowania nad ustawą był skandaliczny. Otrzymałem informacje od rządu, że przeprowadzono konsultacje, ale tylko i wyłącznie z Krajową Radą Radiofonii i Telewizji! Nie brano pod uwagę głosu pozostałych instytucji i firm, których zmiany będą dotyczyły. Ze względu na bardzo ograniczony czas, komisja nie analizowała ustawy pod kątem zmian, jakie spowoduje w internecie. Kładliśmy nacisk głównie na dostosowanie prawa do dyrektywy.

WP: Utrudnienia związane z realizacją ustawy nie będą dotyczyły między innymi największego portalu z materiałami wideo na polskim rynku, czyli YouTube dlatego, że jest to serwis spoza Unii. Czy jest to nierówne traktowanie podmiotów gospodarczych? Nie jest to sprzeczne z konstytucją?

- Zapisy ustawy jednoznacznie wskazują, że na rynku będą podmioty "lepsze" i "gorsze" z punktu widzenia prawa. Tak nie powinno być, dlatego ustawa wymaga zmian. Jej naprawą powinni zająć się wszyscy posłowie zasiadający w komisji, nie tylko przedstawiciele rządu. Tak też zrobimy. Jako Sojusz Lewicy Demokratycznej, proponujemy pilne rozpoczęcie prac nad prawem internetowym oraz rozdzielną z tym prawem spójną ustawą dotyczącą sfery medialnej. Internet nie powinien być przedmiotem tej samej ustawy, co radio i telewizja.

Rozmawiał: Marcin Bartnicki, Wirtualna Polska

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (160)