Szykują się kontrowersyjne zmiany. Zamach na internet?
Nowelizacja ustawy medialnej, którą w środę zajmie się senat, budzi wiele kontrowersji. Ofiarą jej zapisów może paść telewizja internetowa, w tym popularne serwisy udostępniające pliki wideo na żądanie (video on demand). Realny może stać scenariusz upadku wielu serwisów oferujących usługi multimedialne. "Prezent" od ustawodawcy dostaną za to zagraniczni dostawcy, jak np. Youtube czy pornograficzny RedTube.
11.03.2011 | aktual.: 22.03.2011 14:44
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Działalność telewizji internetowych już wkrótce zacznie kontrolować Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji. To może być koniec ery nieskrępowanego rozwoju tego rodzaju serwisów w Polsce. Nowelę, która została już przyjęta przez sejm, poparły wszystkie kluby parlamentarne. W środę trafi ona pod obrady senatu. Postulowane zmiany wiążą się z wdrażaniem do polskiego prawa przepisów unijnej dyrektywy audiowizualnej.
Kontrowersyjne zmiany zakładają, że serwisy wideo w internecie będą podlegały w znacznej mierze takim samym regułom, jak tradycyjna telewizja. Jeszcze w tym roku na przedsiębiorców świadczących takie usługi zostanie nałożony obowiązek rejestracji, przy czym KRRiT w określonych przypadkach będzie miała prawo odmowy rejestracji, bądź wykreślenia podmiotu z rejestru lub wykazu. Właściciele serwisów wideo będą także musieli chronić nieletnich przed szkodliwymi treściami czy zarezerwować w swojej ofercie miejsce na produkcje europejskie i polskie, a także archiwizować wszystkie emitowane materiały.
Za niedopełnienie tych obowiązków grożą drakońskie kary w wysokości do 10% rocznego przychodu dostawcy. Może się to skończyć zamknięciem wielu działających w tej chwili internetowych telewizji. Obecnie w Polsce działa 20-25 serwisów oferujących wideo, a filmy wideo w sieci ogląda średnio 8 mln internautów. Nowe przepisy z pewnością zahamują rozwój tego rynku.
Zmiany nie podobają się właścicielom serwisów internetowych. Twierdzą oni, że ustawodawca wykazał się nadgorliwością we wdrażaniu europejskiej dyrektywy, a nowe obowiązki to niepotrzebna biurokracja, która wiąże się dla nich z gigantycznymi obciążeniami finansowymi. Wskazują, że np. zamiast rejestracji wystarczyłoby zgłoszenie konkretnego serwisu o charakterze czysto informacyjnym, bez ryzyka wykreślenia. Odnosząc się do tych zarzutów Iwona Śledzińska-Katarasińska, przewodnicząca Komisji Kultury i Środków Przekazu, podkreśla, że rejestr będzie miał charakter informacyjny dla KRRiT, a od każdej decyzji Rady przedsiębiorcy będzie przysługiwało odwołanie. Dodaje, że wszystkie wątpliwości związane z interpretacją zapisów ustawy, rozwieją rozporządzenia KRRiT, którymi przepisy zostaną obwarowane.
Jak podkreślają właściciele serwisów wideo zablokowanie dostępu dla nieletnich do nieodpowiednich dla nich treści wiązałoby się z tak wielkimi kosztami, że jest postulatem praktycznie nie do spełnienia. Odpowiadając na te skargi posłanka podkreśla, że "interes publiczny jest ważniejszy od interesu przedsiębiorców".
Największe emocje budzi dyskryminacja polskich przedsiębiorców w stosunku do podmiotów zagranicznych. Polscy dostawcy treści audiowizualnych w sieci nie mogą zrozumieć, dlaczego ustawodawca niejako faworyzuje ich konkurencję spoza Unii Europejskiej. Zwłaszcza, że z uwagi na specyfikę internetu użytkownikowi, który nie znajdzie poszukiwanych treści w polskim serwisie, bardzo łatwo jest zmienić dostawcę. Odnosząc się do sugestii, że ustawodawca robi "prezent" zagranicznym dostawcom, jak np. Youtube czy pornograficzny RedTube, Śledzińska-Katarasińska podkreśla, że polska ustawa zajmuje się wyłącznie regulowaniem sytuacji na rynku polskim, a nie może ingerować w serwisy amerykańskie.
Specjaliści wskazują również na inny problem: nowa ustawa spowoduje, że globalne firmy internetowe będą obwiały się wejścia na rynek polski i zatrudniania tutaj ludzi z uwagi na restrykcyjną ustawę. Śledzińska-Katarasińska apeluje o wstrzemięźliwość i powstrzymanie się od kategorycznych ocen. - Prace nad nowelizacją nie zostały zakończone, nad zmianami będzie jeszcze debatował senat. Postulaty firm internetowych mogą jeszcze zostać uwzględnione - mówi. Dodaje, że dotychczas przedstawiciele firm internetowych nie zgłaszali żadnych uwag, dlatego dziwi ją obecna histeria.
- Przystąpienie do Unii Europejskiej ma plusy dodatnie i ujemne. Dyrektywy nie wprowadzamy dlatego, że chcemy, ale dlatego, że musimy - podkreśla. I dodaje: - Cała materia tej ustawy jest bardzo nowa, rozumiem obawy na starcie, ale bez wypróbowania tego systemu nie wiemy, jakie są jego mocne, a jakie słabe strony. Nie mówimy, że proponowane zmiany są na zawsze - mówi Śledzińska-Katarasińska. Czy negatywne scenariusze się ziszczą, czas pokaże już wkrótce.
A jakie jest Twoje zdanie na ten temat? Chcesz podzielić się swoją opinią? Opublikujemy Twoją wypowiedź w naszym serwisie.