Poseł PiS miał ranić nożem mężczyznę. Nowe informacje z prokuratury
Dochodzenie w sprawie domowej awantury z udziałem posła PiS Przemysława Czarneckiego, syna europosła Ryszarda Czarneckiego trwa już ponad pięć miesięcy. Śledczy powołali nawet biegłego, by sprawdził "zakres obrażeń” poszkodowanego. Końca sprawy jak na razie nie widać.
Chodzi o głośną sprawę z początku tego roku. Przemysław Czarnecki, jego żona i ich znajomy spędzali wspólnie Sylwestra w domu polityka. Po imprezie cała trójka poszła spać. Kiedy poseł nad ranem zszedł na dół, miał zastać swoją żonę i Krzysztofa K. w dwuznacznej sytuacji. Między mężczyznami rzekomo doszło do szarpaniny, którą zakończyć chciała żona polityka, dzwoniąc po policję. Kobieta miała powiedzieć funkcjonariuszom, że "mąż grozi pozbawieniem życia”.
Po przyjeździe policji, okazało się, że mężczyzna został dźgnięty nożem w lewą dłoń. Później twierdził, że było to przypadkowe skaleczenie, ale sprawa trafiła do mediów i zajęła się nią prokuratura okręgowa w Warszawie. - Wszczęte na początku stycznia dochodzenie w sprawie spowodowania naruszenia czynności narządu ciała lub rozstroju zdrowia pokrzywdzonego pozostaje w toku. Postępowanie jest na etapie gromadzenia materiału dowodowego - informuje WP rzecznik warszawskiej prokuratury okręgowej Łukasz Łapczyński.
Zobacz także: Rostowski o gejach w PiS. Czarnecki zszokowany
Sprawa wydawałaby się prosta – jest rzekomy sprawca, pokrzywdzony oraz świadek - ale toczy się już ponad pięć miesięcy. Śledczy nadal gromadzą materiał dowodowy. Powołali nawet biegłego do oceny obrażeń. - Do tej pory w toku postępowania uzyskano opinię biegłego medycyny sądowej w zakresie obrażeń odniesionych przez pokrzywdzonego i mechanizmu ich powstania; uzyskano ekspertyzę porównawczą z zakresu badań DNA; przesłuchano w charakterze świadków uczestników spotkania; policjantów, którzy podjęli interwencję oraz pracowników pogotowia ratunkowego udzielających pomocy medycznej – mówi nam rzecznik prokuratury okręgowej.
Poseł przedstawił inną wersję
Polityk od początku przedstawiał inną wersję zdarzeń. - Potwierdzam, że w moim domu interweniowała policja, którą sam wezwałem. W sylwestrowy wieczór byliśmy we trójkę. Ja, moja żona i nasz znajomy, chrzestny córki. Mężczyzna według mojej wiedzy rozciął sobie dłoń. Podobno mnie za to obwinia, ale to nieprawda, gdyż nawet nie byłem bezpośrednim świadkiem zdarzenia. Był pijany, gdy przyjechała policja, miał bodajże 2,3 promila. A ja byłem całkowicie trzeźwy. Nie chcę opowiadać, jak wyglądała ta sytuacja, gdyż jestem świadkiem w tej sprawie. Zresztą to dotyczy moich osobistych rodzinnych spraw, więc nie chcę się na ten temat wypowiadać publicznie – mówił w rozmowie z Onetem Czarnecki.
Dlaczego prokuratura tak długo proceduje jego sprawę? Według naszych źródeł, sprawy mogłoby w ogóle nie być, bowiem Krzysztof K. po awanturze twierdził, że sam się skaleczył. Ale sprawą zainteresował się osobiście prezes Jarosław Kaczyński. Zażądał od młodego Czarneckiego wyjaśnień na piśmie. I je dostał. Wicemarszałek Sejmu Ryszard Terlecki w TVN 24 mówił wtedy, że "były to wyjaśnienia jednej strony". W takiej sytuacji, prokuratura nie miała więc wyjścia i musiała wszcząć dochodzenie.
Zdaniem naszych informatorów, jest jeszcze drugi powód. – Wyciąganie spraw rodzinnych na światło dzienne mogłoby zaszkodzić Czarneckiemu seniorowi w kampanii wyborczej do europarlamentu. Co prawda polityk od razu stanął w obronie swojego syna, ale informacje na temat konfliktu w rodzinie mogłyby być źle odebrane przez wyborców. O sprawie było cicho, a Ryszard Czarnecki znów objął europoselski mandat – mówi nam nasz informator.
Dochodzenie trwa więc nadal. Jak długo jeszcze - nie wiadomo.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl