Porzuci sojuszników, którzy mało wydają? "Trump ma określony cel"
Jeśli oni nie będą płacić, ja nie będę ich bronił - zagroził Donald Trump, mówiąc o krajach NATO, które wydają za mało na obronność. Czy taka sytuacja jest możliwa? - Myśmy się przyzwyczaili, że amerykański żołnierz musi stanąć do obrony. Nie, nie musi - komentuje w rozmowie z WP gen. Tomasz Drewniak, ekspert Fundacji Stratpoints.
Prezydent Andrzej Duda poinformował w piątek, że złożył projekt poprawki do konstytucji odnoszący się do poziomu polskich wydatków na obronność. Te i tak są największe w NATO, ale prezydent chce twardego zapisu, aby było to co najmniej 4 proc. PKB.
Nie wszystkie kraje jednak wydają na ten cel tak dużo. W czwartek kolejny raz mówił o tym prezydent Stanów Zjednoczonych, pytany o rozważaną zmianę polityki USA wobec NATO.
- To zdrowy rozsądek: nie płacą, nie będę ich bronił - stwierdził Donald Trump.
To kolejna jego tak ostra deklaracja. Sam Trump również przypomniał, że kiedy podobnego argumentu użył siedem lat temu, to spotkało go za to dużo krytyki. Ale ostatecznie państwa zwiększyły swoje wydatki.
- Mówili: och, on narusza zasady NATO - ironizował prezydent USA. - To moi przyjaciele, ale gdyby Stany Zjednoczone miały kłopoty i zadzwonilibyśmy do nich, powiedzielibyśmy, że mamy problem: "Francjo, mamy problem", myślicie, że przyjdą i nas ochronią? Powinni, ale nie jestem pewien - powiedział.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Polska może liczyć na USA? Zapytaliśmy o to w Sejmie
Wydatki krajów NATO na obronność
Jeśli spojrzeć na wydatki krajów NATO na obronność w stosunku do wartości PKB, to liderem jest właśnie Polska. Według oficjalnych szacunków Sojuszu Północnoatlantyckiego nasz kraj na koniec 2024 roku wydawał na zbrojenia 4,12 proc. PKB. W przyjętym przez rząd projekcie budżetu wydatki na obronność w przyszłym roku mają wynieść 186 mld zł, co będzie stanowić 4,7 proc. polskiego PKB. Będzie to więc kolejny wzrost wydatków na ten cel.
Na drugim miejscu według szacunków NATO znalazła się Estonia (3,43 proc.), a na trzecim Stany Zjednoczone (3,38 proc.). Dalej są jeszcze: Łotwa (3,15 proc.), Grecja (3,08 proc.) i Litwa (2,85 proc.).
Na przeciwległym biegunie, z najmniejszymi wydatkami na obronność są: Chorwacja (1,81 proc. PKB), Portugalia (1,55 proc.), Włochy (1,49 proc.), Kanada (1,37 proc.), Belgia (1,30 proc.), Luksemburg (1,29 proc.), Słowenia (1,29 proc.) i Hiszpania (1,28 proc.). Wszystkie te kraje wciąż nie spełniają wymogu wydatkowania na obronność co najmniej 2 proc. PKB. To zasada, którą wprowadzono w ramach zobowiązania politycznego uzgodnionego na szczeblu szefów państw i rządów jeszcze w 2014 roku.
Gen. Drewniak: Trump jest biznesmenem
Polscy generałowie, z którymi rozmawiała WP, zgadzają się z tym, że wydatki krajów NATO na obronność powinny rosnąć w obliczu zagrożenia, jakim jest Rosja. Ale zwracają uwagę na sposób, w jaki odbywa się dyskusja na ten temat.
- Jeżeli są drażliwe sprawy, to dyskutuje się o tym wewnątrz, a nie w sposób publiczny, dając pożywkę propagandzistom Kremla, wszystkim trollom, którzy wykorzystują to, aby dzielić sojuszników NATO na lepszych i na gorszych. Niestety, ale prezydent Trump wyciągając publicznie te sprawy w istocie wpisuje się w strategię Kremla, która jest ukierunkowana na to, aby rozgrywać poszczególne kraje Europy pojedynczo. Dzielić, a nie łączyć - mówi WP gen. Roman Polko, były dowódca jednostki GROM.
Kolejny ekspert zwraca uwagę, w jakiej roli występuje Donald Trump, mówiąc o obronie tylko krajów, które wpłacają odpowiednią kwotę na obronność.
- Trump ma określony cel. Pamiętajmy, że Ameryka jest głównym producentem i dostarczycielem uzbrojenia dla NATO. Dlatego Trump mówi trochę głosem swojego lobby przemysłowego. Jest biznesmenem i w tej formule tutaj występuje - komentuje w rozmowie z WP gen. Tomasz Drewniak, były inspektor Sił Powietrznych i ekspert Fundacji Stratpoints.
Były wojskowy zwraca jednak uwagę, że Donald Trump - podejmując ten temat - "ma trochę racji".
- Może forma, w której to wyraża, nie jest najbardziej adekwatną na forum politycznym. Ale państwa powinny dbać o swoje bezpieczeństwo i artykuł 3 Traktatu Północnoatlantyckiego mówi o tym, że to państwo sojusznicze ma rozwinąć swoje zdolności do samoobrony. Ta idea Trumpa nie jest zła, w sensie takim, żeby Europa wzięła jednak większą odpowiedzialność za swoją obronę - uważa gen. Tomasz Drewniak.
Dla skuteczniejszego osiągnięcia celów niniejszego traktatu, Strony, każda z osobna i wszystkie razem, poprzez stałą i skuteczną samopomoc i pomoc wzajemną, będą utrzymywały i rozwijały swoją indywidualną i zbiorową zdolność do odparcia zbrojnej napaści.
Czy jednak zapowiedzi Trumpa w stosunku do sojuszników mogą się okazać w jakimś stopniu prawdziwe? Gen. Tomasz Drewniak zwraca uwagę na brzmienie art. 5 Traktatu.
- On nie mówi o tym, że w przypadku zagrożenia mamy zaangażować całe siły zbrojne danego kraju. Tam jest napisane, że każde państwo udzieli pomocy stosownie do swoich możliwości (dokładny cytat: podejmie działania, jakie uzna za konieczne - red.). Więc może się okazać, że w przypadku ataku na sojusznika Stany Zjednoczone nie wyślą żołnierzy, a będą wspierać zaatakowane państwo w jakiś inny sposób. Artykuł 5 nie ma formuły, która by mówiła, że mamy obowiązek rzucić całe siły zbrojne do pomocy sojusznikowi. Myśmy się przyzwyczaili, że amerykański żołnierz musi stanąć do obrony. Nie, nie musi - uważa gen. Drewniak.
Strony zgadzają się, że zbrojna napaść na jedną lub więcej z nich w Europie lub Ameryce Północnej będzie uznana za napaść przeciwko nim wszystkim i dlatego zgadzają się, że jeżeli taka zbrojna napaść nastąpi, to każda z nich, w ramach wykonywania prawa do indywidualnej lub zbiorowej samoobrony, uznanego na mocy artykułu 51 Karty Narodów Zjednoczonych, udzieli pomocy Stronie lub Stronom napadniętym, podejmując niezwłocznie, samodzielnie jak i w porozumieniu z innymi Stronami, działania, jakie uzna za konieczne, łącznie z użyciem siły zbrojnej, w celu przywrócenia i utrzymania bezpieczeństwa obszaru północno-atlantyckiego (...)
Polko: hurraoptymizm nam nie pomoże. Potrzebna solidarność
Swój plan na dozbrojenie przedstawiła szefowa Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen, która zaproponowała zmobilizowanie do 800 mld euro na obronność.
- Wydatki krajów europejskich mają się drastycznie zmienić i z pewnością się zmienią. Europa zdaje sobie sprawę, że sytuacja uległa diametralnej zmianie - uważa gen. Polko.
Zwraca jednak uwagę na jeszcze jedną kwestię - pewnego rodzaju hurraoptymizm występujący w Polsce w związku z tym, że nasz kraj wydaje odpowiednio dużo na obronność.
- Niespecjalnie czuję się bezpieczny jako Polak mieszkający w Polsce, która spełnia te wymogi. Nie można mówić: "hura, spełniamy wymogi, nas nie zaatakują" - ironizuje gen. Polko. - Mówienie o bezpieczeństwie to jest mówienie o bezpieczeństwie całej Unii Europejskiej i w istocie Ukrainy. Gdyby miała zaistnieć taka selektywna obrona tylko niektórych krajów, to nie wiem jakby generałowie byli w stanie przełożyć to na jakiekolwiek plany strategiczne - przekonuje.
Zmianę podejścia do obrony wśród krajów europejskich widać nawet w przypadku Hiszpanii, która na ten cel wydaje najmniej. Premier Pedro Sanchez w styczniu mówił, że "Hiszpania jest bardzo zaangażowana w osiągnięcie celu, jakim jest 2 proc. PKB na wydatki obronne".
- Podobnie jest z Włochami. Zobaczmy, co mówi premier Włoch, zupełnie innym językiem, chociaż wcześniej zarzucano jej bliskość Putinowi. To się zmienia, bo każdy z tych krajów może być w taki czy inny sposób zagrożony. Ja sobie przypominam w 2001 roku (po zamachu na World Trade Center - red.), nawet dostałem maila od moich amerykańskich kolegów ze słowami "zostaliśmy zaatakowani". No i Polska w ramach solidarności włączyła się do walki z terroryzmem, zdając sobie sprawę, że to jest tak naprawdę gwarancja bezpieczeństwa na przyszłość. Na tym polega istota sojuszy NATO, czy Unii Europejskiej, że solidarnie wspieramy się nawzajem w sytuacjach trudnych i kryzysowych - podkreśla Roman Polko.
Dlatego były dowódca jednostki GROM apeluje przede wszystkim o solidarność między państwami NATO i by nie dać się rozgrywać Rosji.
- Putin cały czas, jeszcze przed pełnoskalową agresją, starał się rozgrywać każdy kraj Europy osobno, a teraz niestety również prezydent Trump pała dużą niechęcią do Unii Europejskiej. Pewnie zdaje sobie sprawę, że Unia jako całość, która wspólnie działa na rzecz własnego bezpieczeństwa, jest partnerem, którego w rozmowach nie można lekceważyć - uważa gen. Polko.
Z kolei gen. Tomasz Drewniak apeluje, aby nie wpadać w panikę z powodu słów Donalda Trumpa.
- On występuje trochę jak sprzedawca. Dlaczego chwali Polskę? Bo Polska ulokowała największe finansowe wsparcie dla amerykańskich firm zbrojeniowych. Myślę, że polski podatnik zatrudnia nawet kilkadziesiąt tysięcy amerykańskich pracowników. Ale po pierwsze, nie wpadajmy w panikę, bo takie nadmierne reagowanie na każde słowo prezydenta Trumpa wydaje mi się trochę niepotrzebne. On jest znany z tego, że rano mówi jedno, a po południu drugie, potem się z tego wycofuje - kwituje Tomasz Drewniak.
Paweł Buczkowski, dziennikarz Wirtualnej Polski