"Proszę, mam trójkę dzieci". Mobilizacja w Ukrainie stała się faktem
Widok żołnierzy z karabinami w ośrodku turystycznym, siłowni czy galerii handlowej stały się codziennością. Normą staje się także nalot komisarzy wojskowych (TCC) na restauracje. Kolejne szokujące nagranie pochodzi ze Lwowa. - Proszę. Jestem żołnierzem, mam trójkę dzieci, jedno z nich jest w szpitalu. To ja zadzwoniłem pod numer 112 i mnie złapali - mówi mężczyzna, który chwilę później zostaje wyniesiony przez wojskowych. W Ukrainie nazywają ich "porywaczami ludzi", a o przymusowej mobilizacji mówi się głośniej niż kiedykolwiek.
W niedzielę na kanałach Telegramu ostrzegających przed nalotami pracowników terytorialnego centrum rekrutacji (TCC) pojawiło się nagranie, na którym wojskowi aresztują mężczyznę. Na nagraniu słychać krzyk: - Proszę. Jestem żołnierzem, mam trójkę dzieci, jedno z nich jest w szpitalu. To ja zadzwoniłem pod numer 112 i mnie złapali - mówi mężczyzna, który chwilę później zostaje wyniesiony przez wojskowych. Do zdarzenia miało dojść we Lwowie.
Przemoc i zastraszanie. Łapanki w Ukrainie stają się normą
"Ukraińscy mężczyźni zgłaszają przypadki błędnych zawiadomień o poborach, nieprofesjonalnych komisjach lekarskich i taktyk przymusowej mobilizacji" - donosi "The New York Times".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Armia ukraińska doszła do ściany. Dramatycznie brakuje żołnierzy, o czym mówi się od wielu miesięcy, a werbownicy do armii stają się coraz bardziej agresywni. Są potwierdzone przypadki, że mężczyźni siłowo są porywani z ulic i przewożeni do ośrodków werbunkowych. Tam stosuje się wobec nich przemoc i zastrasza.
Według prawników, działaczy i Ukraińców, wobec których zastosowano taktykę przymusu, rekruterzy skonfiskowali paszporty, pozbawili pracy i co najmniej w jednym przypadku próbowali wysłać osobę niepełnosprawną umysłowo na szkolenie wojskowe.
Filmy przedstawiające żołnierzy wpychających ludzi do samochodów i przetrzymujących mężczyzn wbrew ich woli w ośrodkach werbunkowych coraz częściej pojawiają się w mediach społecznościowych i lokalnych doniesieniach prasowych.
Surowa taktyka jest wycelowana nie tylko w uchylających się od poboru, ale także w ludzi, którzy w normalnych okolicznościach byliby zwolnieni ze służby – jest to oznaka poważnych wyzwań, jakie stoją przed armią Ukrainy, utrzymanie liczebności wojsk w wojnie z dużymi stratami i przeciwko znacznie większemu wrogowi.
Prawnicy i aktywiści twierdzą, że agresywne metody znacznie wykraczają poza uprawnienia rekruterów, a w niektórych przypadkach są nielegalne. Wskazują, że osoby werbujące, w przeciwieństwie do funkcjonariuszy organów ścigania, nie są uprawnione do zatrzymywania cywilów, nie mówiąc już o zmuszaniu ich do poboru do wojska.
Nadużycia prawa spowodowane stanem wojennym
Niekonwencjonalna taktyka doprowadziła tej jesieni do wielu spraw sądowych, w których mężczyźni kwestionują to, co ich zdaniem stanowi błędne zawiadomienia o poborach, nieprofesjonalne komisje lekarskie i wymuszoną mobilizację. Jak wynika z publicznie dostępnych danych, w samym listopadzie wydano 226 orzeczeń sądowych związanych z mobilizacją.
Sprawę komplikuje fakt, że w Ukrainie obowiązuje stan wojenny od czasu inwazji Rosji w lutym 2022 r.; niektórzy prawnicy twierdzą, że stworzyło to podstawę do subiektywnej interpretacji – i nadużyć – przepisów dotyczących poboru do wojska.
"Coraz bardziej agresywna taktyka rekrutacji przypomina, że siła robocza jest najważniejszym i ograniczonym zasobem Ukrainy. Jest także miarą brutalnego wpływu na obywateli prawie 22 miesiącach krwawych walk" - czytamy.
Chociaż Ukraina ściśle strzeże danych dotyczących ofiar, urzędnicy amerykańscy szacują, że ta liczba przekroczyła 150 tys.