"Porwany ks. Mateusz czuje się dobrze". Negocjują z porywaczami
Porwany w połowie października w Republice Środkowoafrykańskiej ks. Mateusz Dziedzic czuje się dobrze. Dostał paczkę od misji, w której pracował, i od rodziny - powiedział wikariusz generalny diecezji Bouar ks. Mirosław Gucwa.
18.11.2014 | aktual.: 18.11.2014 13:22
- Jesteśmy z nim cały czas w kontakcie, chociaż już nie tak często jak kiedyś, ponieważ są problemy z połączeniem - dodał ks. Gucwa, który jako jedyny ma telefoniczny kontakt z uprowadzonym i z porywaczami.
Według duchownego "negocjacje cały czas w toku".
- W tym tygodniu mają się spotkać w Kamerunie zaangażowani w sprawę, razem z władzami tego kraju - ujawnił ks. Gucwa.
Podkreślił, że "w grę nie wchodzą żadne pieniądze, żaden okup". Wiadomo, że porywacze chcą wymienić bowiem polskiego misjonarza na jednego ze swoich przywódców, który jest więziony w Kamerunie.
Podkreślił, że z relacji porwanego wynika, iż "nie ma jakiegoś zagrożenia, jeśli chodzi o życie, czy o bezpieczeństwo". Wiadomo jednak, że porwani przetrzymywani są w złych warunkach.
Ks. Dziedzic został uprowadzony przez rebeliantów w nocy z 12 na 13 października z misji w Baboua w Republice Środkowoafrykańskiej, ok. 50 km od granicy z Kamerunem. Został następnie wywieziony w stronę granicy z Kamerunem. Rebelianci zamierzali uprowadzić także jego współpracownika ks. Leszka Zielińskiego, ale po dłuższych pertraktacjach zgodzili się, by jeden z duchownych został na misji.
Po uprowadzeniu misjonarza polskie MSZ informowało, że porwania dokonała uzbrojona grupa rebeliantów, tzw. Ludzie Miskina. W resorcie został powołany także zespół kryzysowy, który jest w stałym kontakcie z komisją episkopatu polski ds. misji. Szef MSZ Grzegorz Schetyna powołał też specjalny zespół międzyresortowy, który zajmuje się sprawą.
O porwaniu polskiego misjonarza poinformowane zostały odpowiednie instytucje rządowe w Republice Środkowoafrykańskiej, międzynarodowe misje w tym kraju oraz ONZ.