Poruszająca historia wdowy po górniku. Nam opowiada o dramacie rodzin
- Najgorsze jest wyczekiwanie, ta niepewność, strach, który paraliżuje. To dramat, którego nikt nie jest w stanie sobie wyobrazić - mówi Wirtualnej Polsce Ewa Nowak, podopieczna Fundacji Rodzin Górniczych, wieloletnia prezes Stowarzyszenia Wdów Górniczych, której mąż zginął przed laty w wypadku w kopalni.
06.05.2018 | aktual.: 06.05.2018 21:12
Zalogowani mogą więcej
Możesz zapisać ten artykuł na później. Znajdziesz go potem na swoim koncie użytkownika
Michał Wróblewski, WP: Co czuje rodzina w takich sytuacjach, gdy nie wiadomo, co dzieje się z bliską osobą?
Ewa Nowak: Ogromny dramat. Bezradność. A jeszcze kobieta, żona, odczuwa te emocje podwójnie. Dzieci tak samo… A najgorsze jest to wyczekiwanie, ta niepewność, strach, który paraliżuje. Poczucie, że nic nie można zrobić, że pozostaje jedynie czekać. Ogromnie współczuję rodzinom górników.
Są jeszcze szanse na ich uratowanie?
Wszystko wskazuje na to, że nikłe, metan jest bardzo niebezpieczny…
Jak psychicznie sobie z tym radzić?
Wyczekiwanie jest czymś najgorszym. To powoduje potworny stres. Jakkolwiek brutalnie to zabrzmi, łatwiej jest tym bliskim, którzy już wiedzą… Ale olbrzymim dramatem jest konieczność poinformowania dziecka. Jak wytłumaczyć to, że tatuś zginął? Że już go nie ma?
Nadzieja umiera ostatnia?
Tak. Pozostaje wielka wiara w ratowników, którzy przecież sami ryzykują życie. Chylę czoła. Jestem pełna podziwu dla nich. Oddałabym im wszystko. To są ludzie, którzy są godni wszystkiego. Nie każdy odważy się pójść ratować drugiego człowieka. Zwłaszcza mając świadomość, że samemu można zginąć. Ratownicy ponoszą często ryzyko większe od tych, którzy są zasypani...
Czy obecność polityków jest ważna?
Jest, chociaż politycy na miejscu tragedii obecni są tylko wtedy, gdy dotyka ona większej liczby osób. Państwo wówczas interesuje się problemem, choć czasem odbywa się to głównie na pokaz. Niektórzy politycy wykorzystują czasem tragedie. Ale dobrze, że prezydent i premier przyjechali, wsparli rodziny. Gdy mój mąż zginął, nikt się nie zainteresował. Bo zginął sam, w pojedynczym wypadku. A kopalnia nie chce wziąć winy na siebie, zawsze wina zrzucona jest na człowieka, na pracownika. Każdy umywa ręce. Politycy powinni się temu przyjrzeć. No i oczywiście w większym stopniu zadbać o rodziny.
W jaki sposób państwo powinno wspierać rodziny?
Przed 1999 rokiem dożywotnia renta przysługiwała wszystkim wdowom po górnikach, którzy zginęli w kopalniach. Po zmianie przepisów renta rodzinna przysługuje tylko tym wdowom, które w chwili śmierci męża skończyły 50 lat lub były niezdolne do pracy albo wychowują dziecko. Nie należałam do tej grupy. Gdy zostałam wdową, miałam 43 lata. Dwadzieścia lat temu zostałyśmy pozbawione rent po swoich mężach, którzy zginęli w wypadkach. Kobiety, które straciły mężów, pozostały bez środków do życia. Wdowy z dziećmi nie są w stanie znaleźć pracy, bo nikt nie chce ich zatrudnić. Bo kto przyjmie ponad 40-letnią wdowę, która nigdy wcześniej nie pracowała, bo taka właśnie była moja sytuacja? Zajmowałam się domem, dzieckiem, a mąż pracował. Taka była rodzinna umowa. Po jego śmierci musiało utrzymywać mnie moje dziecko, które otrzymało rentę rodzinną. Państwo powinno o takie rodziny zadbać! Jeśli górnicy nie przepracowali określonej liczby lat, to po ich śmierci rodziny zostają praktycznie bez niczego… Jeśli kobieta w chwili śmierci męża nie ma ukończonych 50 lat, to nie ma nic. To jest niesprawiedliwe prawo. Ale ono się nie zmieni, bo nie zgodzi się na to Platforma Obywatelska. Gdy rządzili, nie pomogli. Politycy PO, gdyby PiS chciało prawo z 1999 r. zmienić, podkablowaliby w Brukseli władzę za to, że unijne pieniądze rozdaje rodzinom pracowników. Tak to działa, polityczna walka niestety uderza w ludzi.
Czego życzy pani rodzinom?
Wytrwałości. Wiem, co czują. Rodzina boi się każdego dnia, gdy mąż, ojciec, wychodzi do pracy. Mojemu mężowi zabrakło dwóch lat do emerytury, przepracował 23 lata… Był na końcu drogi. I zginął...
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl