Porażka Blaira w wyborach lokalnych
Czwartkowe wybory do parlamentu szkockiego, walijskiego zgromadzenia parlamentarnego i ok. 340 lokalnych rad samorządowych nie zmieniły zasadniczo brytyjskiego politycznego pejzażu, jakkolwiek obserwatorzy mówią o nieznacznej porażce premiera Tony'ego Blaira.
Jak można sądzić z nadal niepełnych danych, o wyraźnym sukcesie może mówić trzecia największa partia Wielkiej Brytanii - Liberalni Demokraci, która ma ambicję przekształcenia się w drugą największą partię opozycyjną. Do obsadzenia było ponad 10. tys. mandatów.
Ostatnie dane dotyczą wyników z 291 okręgów na ogólną liczbę 340. Wynika z nich, że konserwatyści zdobyli 539 miejsc i będą dysponować w sumie 3926 radnymi, podczas gdy opozycyjni Liberalni Demokraci zyskali 175 mandatów i łącznie będą mieć obecnie co najmniej 2242 radnych. Partia Pracy natomiast utraciła 768 miejsc i dysponować będzie teraz 2301 radnymi.
Uwagę prasy ściągnął na siebie konserwatywny polityk Crispin Blunt, który jeszcze przed ogłoszeniem wyników ustąpił z gabinetu cieni, gdzie odpowiadał za handel i przemysł, apelując o odsunięcie lidera partii Iain'a Duncana Smith'a.
Dla Partii Pracy natomiast dotkliwym ciosem była utrata kontroli nad Birmingham - drugą największą metropolią miejską - po raz pierwszy od 20 lat. Niewykluczone, że o porażce laburzystów przesądzili tamtejsi muzułmanie, krytycznie nastawieni do polityki Tony Blair'a wobec Iraku.
W Walii laburzyści zdobyli "roboczą większość" w zgromadzeniu parlamentarnym. Pozostali też największą partią w Szkocji, choć władza pozostanie tam nadal w rękach koalicji narodowców SNP i liberałów.
Partia Pracy poniosła porażkę w ważnym okręgu Coventry, który kontrolowała od 25 lat, ale odzyskała władzę w Sheffield, dotychczas kontrolowanym przez liberałów.
"Konserwatyści osiągnęli lepsze wyniki niż się po nich spodziewano, ale ich wyborcze osiągnięcia dowodzą, że nadal stąpają po cienkim lodzie. Laburzyści ponieśli największe straty, ale w ich przypadku nie można mówić o pogromie, którego rządząca partia bardzo się obawia w połowie kadencji" - sądzi komentator BBC Nick Assinder.
Nowe mandaty zdobyła natomiast skrajnie prawicowa Brytyjska Partia Narodowa (BNP). W okręgu Burnley będzie drugą największą partią, ale jej lider Nick Griffin nie zdobył mandatu radnego w Oldham.
"Podczas gdy wyniki rozczarują premiera Tony Blaira, pewnym pocieszeniem będzie dla niego to, że mogło być o wiele gorzej. Sukces skrajnie prawicowej BNP jest ostrzeżeniem dla obu głównych partii politycznych, że nie mogą lekceważyć takich spraw, jak imigracja i azyl, jeśli nie chcą, by inni zbijali na nich swój polityczny kapitał" - dodaje Assinder.
Frekwencja w Anglii wyniosła ok. 34% (obliczona na podstawie 50 spośród 310 okręgów). W Walii 38,16%, a w Szkocji 49,40%. Najwięcej osób wzięło udział w wyborach w okręgach, w których głosowano wyłącznie listownie. (an)