Pomorskie stocznie mogą upaść!
Komisja Europejska żąda konkretów do końca czerwca. Moce produkcyjne polskich stoczni mają być ograniczone, podpisane mają być wstępne umowy prywatyzacyjne z inwestorami. Jeżeli Polska nie zdąży przed wakacjami, stocznie splajtują. Tysiące ludzi może stracić pracę.
W poniedziałek Piotr Woźniak, minister gospodarki, spotkał się z unijną komisarz do spraw konkurencji Neelie Kroes. To było bardzo trudne spotkanie. Rezultaty tego, co zrobiliśmy do tej pory, zostały bez litości rozliczone. Nie możemy położyć na stole ani decyzji prywatyzacyjnych, ani nie możemy powiedzieć, że obniżyliśmy zdolności produkcyjne do poziomu, którego się spodziewa KE – przyznał Woźniak.
Kroes zażądała konkretnych rezultatów przed przerwą wakacyjną, czyli do końca czerwca. Chcemy się zmieścić w terminie. Naprawdę jesteśmy w bardzo trudnej sytuacji, w punkcie zwrotnym; musimy dołożyć wszelkich starań, żeby dopełnić terminu czerwcowego. Nie zakładam możliwości porażki – powiedział minister.
Jeśli Polska nie zmieści się w terminie, w lipcu Komisja Europejska zdecyduje, że nie zatwierdza 2 mld zł pomocy publicznej, jaką zakłady dostały po wejściu naszego kraju do Wspólnoty. Stocznie będą musiały państwową pomoc oddać. Najwięcej Stocznia Gdynia.
To oznacza krach i plajtę dla zakładu. W samej stoczni pracę może stracić nawet siedem tysięcy osób, kolejne kilkadziesiąt tysięcy w firmach współpracujących, a także stoczni gdańskiej i szczecińskiej. Albo do końca czerwca polski rząd przedstawi konkretne propozycje w sprawie prywatyzacji i ograniczenia mocy produkcyjnych stoczni albo przemysł stoczniowy czeka krach. Komisja Europejska zażąda zwrotu pomocy publicznej w wysokości 2 mld zł.
Wczorajsze rozmowy ministra gospodarki Piotra Woźniaka z unijną komisarz ds. konkurencji Neelie Kroes nie przyniosły praktycznie niczego. Zdecydowano jedynie o powołaniu specjalnego zespołu dla zintensyfikowania kontaktów. Te jednak są już intensywne od wielu miesięcy. Stocznie tymczasem czekają na porozumienie.
Jeszcze nie wiem jakie są wyniki rozmów ministra Woźniaka w Brukseli, ale jestem pewny, że będą korzystne dla nas - mówi Janusz Wikowski, doradca zarządu Stoczni Gdynia SA. - Komisarze unijni postawili przed nami dwa warunki do spełnienia, żeby pomoc publiczna została uznana za legalną. Mamy doprowadzić w tym roku do prywatyzacji przedsiębiorstwa oraz ograniczyć moc produkcyjną. Wystąpiliśmy z propozycją wyłączenia na 10 lat od roku 2010 z eksploatacji małego suchego doku i taka propozycja spodobała się w Brukseli.
Komisja chce chyba jednak więcej, skoro nie może porozumieć się z rządem co do wielkości ograniczenia mocy produkcyjnych. Minister Woźniak obwinia za to stocznie, które nie chcą przystać na unijne warunki. Ostrzegł, że “albo to zrobimy razem, albo to się nie uda i będziemy mieli scenariusz jak w Hiszpanii i Grecji”, czyli krajach, gdzie przymusowa restrukturyzacja doprowadziła do zredukowania o ponad połowę przemysłu stoczniowego.
Stocznie nie godzą się na ograniczenia mocy proponowane przez komisję ponieważ uważają, że przestałyby być zyskowne. KE chce redukcję obliczyć na podstawie rzeczywistej produkcji zakładów z 2006 roku, która wyniosła ok. 500 tys. CGT. Stocznie chcą redukcję liczyć od 900 tys. CGT, czyli mocy potencjalnej.
Tymczasem z powodu sporu o moce od kilkunastu miesięcy nie posuwają się rozmowy inwestorów z rządem o przejęciu stoczni w Gdańsku i Gdyni. Stocznię w Gdyni chce przejąć izraelski armator Rami Ungar. Dopóki nie wiemy ile stocznia będzie mogła produkować inwestor nie wie co kupuje– uważa Kazimierz Smoliński, prezes Stoczni Gdynia. Do wyprowadzenia stoczni na prostą potrzebne są pieniądze z zewnątrz, czyli od inwestora, a tego nie pozyska się bez prywatyzacji.
Kolejne miesiące zwlekania z prywatyzacją spowodują, że stocznia stanie. Jeżeli do jesieni nie zarobi na zimę, to tej zimy nie przeżyje – uważa Arkadiusz Wędzki, prof. Akademii Ekonomicznej w Krakowie. Stocznię w Gdańsku chce przejąć ukraiński Donbas.
Jest szansa, że Stocznia Gdańsk za kilka miesięcy będzie miała inwestora strategicznego i zostanie sprywatyzowana - powiedział Andrzej Jaworski, prezes Stoczni Gdańsk po wczorajszym spotkaniu z przedstawicielami ukraińskiego konsorcjum.
Jednak jeśli Komisja Europejska każe zwrócić pomoc publiczną, co doprowadzi do plajty Stocznię Gdynia, także gdańska firma może popaść w tarapaty. Większość produkcji wytwarzana jest bowiem dla gdyńskiego zakładu._ Po upadku stoczni padnie cały przemysł tej branży_– ocenia w swoim raporcie Tomasz Teluk, z Instytutu Globalizacji.
Według raportu koszt upadłości stoczni Gdynia oznacza dla polskiej gospodarki straty wysokości co najmniej 10 mld zł. Sama spłata kredytów, poręczeń, zobowiązań wobec armatorów, wypłata zasiłków dla bezrobotnych to 3,35 mld zł. Do tego dochodzi 10 mld utraconych przychodów jakie stocznia wypracowałaby do 2012 r. Pracę straciłoby ponad 7 tys. gdyńskich stoczniowców. Co gorsza widmo utraty pracy zawisłoby nad 80 tys. osób pracujących w pozostałych firmach branży okrętowej i dostarczających stal, podzespoły i wyposażenie na statki, które także mogą popaść w poważne tarapaty. To kolejne kilka miliardów.
Wespół w zespół
Komisja Europejska i resort gospodarki powołają specjalny zespół do rozwiązania stoczniowego problemu. Grupa robocza wysokiego szczebla ma się składać z przedstawicieli KE, Ministerstwa Gospodarki, Ministerstwa Skarbu oraz prezesów Stoczni Gdańsk, Gdynia i Szczecin.
Komisarz Kroes i minister Woźniak postanowili zintensyfikować kontakty na poziomie wysokich urzędników, by osiągnąć rzeczywisty postęp przed przerwą wakacyjną, który pozwoli w rezultacie osiągnąć porozumienie satysfakcjonujące obie strony - poinformował Jonathan Todd, rzecznik komisarz Kroes. Kalendarz ich przyszłych spotkań nie został jeszcze ustalony.
Program dla Gdyni jest
Zarząd gdyńskiej stoczni opracował program restrukturyzacji firmy poprzez przejęcie przez inwestora strategicznego. Obecnie trwa wycena stoczniowego majątku. Podpisanie umowy prywatyzacyjnej jest możliwe w czerwcu. Przed prywatyzacją rząd ma dofinansować zakład 515 mln zł na spłatę długów publicznoprawnych (np. wobec ZUS). Inwestor powinien zapewnić drugie 500 mln zł na inwestycje i spłatę długów wobec kontrahentów.
Program prywatyzacji i restrukturyzacji opracowany przez zarząd pozwoli stoczni stanąć na nogi– uważa Arkadiusz Wędzki, prof. Akademii Ekonomicznej w Krakowie.
Zgodnie z założeniami programu w tym roku stocznia powinna ograniczyć straty do 40 mln zł, a od przyszłego roku zacząć przynosić zyski w wysokości 60 mln zł rocznie.
Jacek Klein, Mariusz Jabłoński