Pomaga uchodźcom na granicy. Powiedziała dlaczego
Przewodnicząca rady miejskiej w Michałowie Maria Bożena Ancipiuk zdradziła w programie "Newsroom" Wirtualnej Polski, że jest krytykowana za to, że pomaga uchodźcom na granicy polsko-białoruskiej. - Ja się tej krytyki nie boję, ponieważ ja mam w sobie odruch człowieczeństwa - zaznaczyła polityk. - Jestem człowiekiem, jestem osobą rozumną. Mam dzieci, mam wnuki. Nie wyobrażam sobie, że taka sytuacja właśnie spotkała moje dzieci czy wnuki - kontynuowała rozmówczyni Mateusza Ratajczaka. - To jest odruch bezwarunkowy, niezależny ode mnie - tak o pomocy ludziom koczującym na granicy mówiła Maria Ancipiuk. - Ja uważam, że dzieciom, kobietom i tym osobom, które przedostały się na teren Polski, trzeba udzielić azylu i schronienia. Przenieść ich do ośrodków - zaznaczyła radna. Polityk wyjaśniła, że te osoby uciekają ze strachu przed tym, że zginą w swoim kraju. Radna została zapytana o to, co czuje gdy, słyszy określenie "dzieci z Michałowa". Ancipiuk przekazała, że wiele osób zrozumiało, że nie chodzi o dzieci mieszkające w Michałowie, ale o cudzoziemców. - Jak zobaczyłam napis na ekranie: "co się stało z dziećmi z Michałowa", to oniemiałam - wyjaśniła polityk i przekazała, że w czwartek odbyła się sesja Rady Miejskiej z udziałem majora Straży Granicznej. - Przegotowaliśmy dekorację: był to drut kolczasty, który leżał na półokrągłym stole i korona cierniowa. To był nasz krzyk, sprzeciw przeciwko temu, co dzieje się z dziećmi i kobietami, które zostały przywiezione do Straży Granicznej w Michałowie - dodała przewodnicząca rady miejskiej w tym mieście.