Polskie interesy w Brukseli. "Głosem rolników jest dziś Donald Tusk"
Czy głos Polski po 20 latach w Unii Europejskiej jest wyraźny i słyszalny? Co z rolnikami, którzy protestują? Czy konieczność ochrony ich interesów jest dostrzegana w Brukseli? O to Paweł Pawłowski zapytał rozmówczynie debaty z okazji 20-lecia wstąpienia Polski do UE. - W tej chwili najlepszym głosem polskich rolników jest głos Donalda Tuska. Chyba nikt nie postawił sprawy Europejskiego Zielonego Ładu w Unii Europejskiej jak Donald Tusk – przyznała prof. Renata Mieńkowska-Norkiene z UW. - Tusk jechał reprezentować rolników, bo jest polskim premierem, mimo że oskarża się go o chodzenie na pasku Niemiec czy Brukseli, a to zupełnie tak nie wygląda – dodała ekspertka. - Warto tutaj podkreślić, że to świadczy jeszcze o naszej nieumiejętności zachowania się w środowisku europejskim, skoro musimy się odwoływać do głosu premiera, podczas gdy mamy komisarza ds. rolnictwa, który jest Polakiem – podkreśliła prof. Małgorzata Molęda-Zdziech z SGH. - Mamy również reprezentację polskiego rolnictwa, której biuro funkcjonuje już blisko 20 lat i jest opłacane z budżetu polskiego państwa. To powinny być placówki, które powinny alarmować, jeśli coś się dzieje. To, że Donald Tusk jest obrońcą polskiego rolnictwa jest smutne, bo jest pokazaniem, że my nie umieliśmy przez 20 lat w Unii zbudować systemu monitorowania, a na tym taka działalność powinna polegać – dodała politolożka. Uczestniczki debaty WP mówiły również o sile polskiego głosu na forum europejskim, a także o problemie Węgrów oraz Słowaków. - Sam fakt tego, że jesteśmy teraz przy stole i podejmujemy decyzje jest dla nas bardzo istotny. Mam wpływ na to, co się dzieje. Są dyskusje o tym, czy Orbana dopuszczać do pewnych decyzji, tendencji. To samo działo się z rządem PiS w Polsce. Ja w Brukseli słyszałam kiedyś takie zdanie, że "nie ma z kim rozmawiać, więc po prostu z nimi nie rozmawiamy" – dodała prof. Mieńkowska-Norkiene.