Polskie ciastka podbijają Berlin
Wiceminister gospodarki Volkmar Strauch, pytany o pozytywne przykłady działalności polskich firm w stolicy Niemiec, nie ma żadnych problemów z odpowiedzią. Polska cukiernia "Jagoda"! - informuje z miną świadczącą, że oferowane tam wyroby zna nie tylko z suchych raportów swoich urzędników.
28.04.2005 13:10
Ta cukiernia to dowód na to, że dzięki wysokiej jakości, polskie firmy mogą odnieść sukces nawet w tych branżach, gdzie panuje duża konkurencja - wyjaśnia w przeddzień pierwszej rocznicy przystąpienia Polski do Unii Europejskiej. W 3,5- milionowym Berlinie o względy klientów walczy ponad 300 cukierni.
Podczas gdy niemieckie media i wielu polityków chętnie ostatnio oskarżają polskich rzeźników i glazurników o "płacowy dumping" i naruszanie przepisów o świadczeniu usług, "słodka" działalność właścicielki polskiej cukierni Jadwigi Ośko spotyka się z powszechną aprobatą, niezależnie od partyjnej przynależności i politycznych poglądów.
Torty i ciasta zamawia w polskiej cukierni zarówno opozycyjna FDP jak i rządzący w Berlinie socjaldemokraci. W "Jagodzie" zaopatruje się również Federalne Ministerstwo Spraw Wewnętrznych. Wtajemniczeni twierdzą, że przez to szef resortu Otto Schily ma kłopoty z nadwagą. Podczas otwarcia wystawy "Od Solidarności do Wolności" w ubiegłym roku przygotowanym przez "Jagodę" tortem zajadali się "ramię w ramię" były prezydent RP Lech Wałęsa i szef berlińskiego parlamentu Walter Momper.
Lubię ryzyko - mówi Ośko. Od początku lat 90. prowadzi cukiernię w Bydgoszczy, gdzie zaopatruje ok. 200 sklepów. Obserwując, jak kolejne zagraniczne firmy wchodzą na polski rynek pomyślała - "Nie jesteśmy przecież gorsi". Starania o pozwolenie na otwarcie cukierni Ośko rozpoczęła jeszcze przed formalnym przyjęciem Polski do Unii Europejskiej. Uzyskanie wszystkich zezwoleń, wyszukanie lokalu i przystosowanie go do potrzeb produkcji cukierniczej trwało blisko rok. 1 lipca 2004 r. cukiernia rozpoczęła sprzedaż.
Pod względem lokalizacji i wystroju wnętrza, w porównaniu do wykwintnych placówek w śródmieściu stolicy Niemiec, "Jagoda" jest jeszcze kopciuszkiem. Znajduje się na pograniczu śródmieścia i Weddingu, na północy miasta - niedaleko berlińskiego muru, po którym pozostał już tylko szeroki pas zieleni.
W cukierni pracuje pięć osób - troje Niemców i dwóch Polaków. Surowce przywożone są z Polski, natomiast produkcja w całości odbywa się na miejscu. Dzięki temu wyroby są świeże i mogą konkurować z niemieckimi wypiekami - wyjaśnia szefowa. Ceny nie odbiegają od niemieckiego poziomu. Stosując zaniżone ceny naraziłabym się innym cukierniom. Byłoby to nie fair - mów Ośko.
Mimo wielu stałych klientów i rosnących obrotów cukiernia nadal przynosi straty. Byłam na to finansowo przygotowana, ale powoli zaczynam się niepokoić - powiedziała Ośko. Przełomem może okazać się negocjowana obecnie współpraca z siecią supermarketów w Saksonii. Ambicje szefowej "Jagody" wykraczają poza rynek niemiecki - planowane jest otwarcie cukierni w Kopenhadze.
Ze względu na nawał obowiązków i stałe podróże pomiędzy Bydgoszczą i Berlinem, Ośko do dziś nie nauczyła się niemieckiego. Byłam na trzymiesięcznym kursie językowym, ale to zmarnowany czas. Wbijano nam do głowy gramatykę, a mówić jak nie umiałam, tak nie umiem - skarży się.
Ofiarą językowych nieporozumień padły popularne w Polsce "wuzetki". Ponieważ Niemcy wymawiają "z" jako "cet", nazwa ciastka kojarzyła im się z "WC", co wywoływało zdziwienie i nie sprzyjało sprzedaży. Problemy skończyły się, gdy nazwę zmieniono na "ciastko z bitą śmietaną". Od tej pory dawne "wuzetki" należą do najlepiej sprzedających się wyrobów.
Jacek Lepiarz