ŚwiatPolski wątek w aferze Cambridge Analytica? To na razie bardzo naciągana historia

Polski wątek w aferze Cambridge Analytica? To na razie bardzo naciągana historia

Jedno niewinne zdanie wystarczyło, by powiązać zwycięską kampanię Andrzeja Dudy z aferą Cambridge Analytica. Problem w tym, że (jak dotąd) nic nie wskazuje, by Duda korzystał z usług tajemniczej firmy.

Polski wątek w aferze Cambridge Analytica? To na razie bardzo naciągana historia
Źródło zdjęć: © PAP
Oskar Górzyński

20.03.2018 | aktual.: 20.03.2018 13:57

"Firma (Facebook) stwierdziła, że Facebook był 'nieodzowny' dla zwycięstwa Andrzeja Dudy w wyborach prezydenckich w Polsce w 2015 roku (...) Używany (przez Facebooka) język i twierdzenia są bardzo podobne do tych używanych przez podmioty takie jak Cambridge Analytica" - ten niewielki fragment z artykułu brytyjskiego "Guardiana" wystarczył, by pojawił się "polski wątek" najgłośniejszej afery ostatnich dni. Piszą o nim niemal wszystkie media, zaś politycy opozycji sugerują związki PiS ze stosującą nieetyczne praktyki firmą. Problem w tym, że - przynajmniej na razie - na razie nie ma do tego podstaw

Przypomnijmy: Cambridge Analytica to amerykańska filia brytyjskiej firmy SCL Group, specjalizującej się m.in. we wpływaniu na wybory w różnych krajach. W 2014 roku firma w nielegalny sposób pozyskała dane 50 milionów użytkowników Facebooka, na bazie czego potrafiła - wykorzystując przełomowe badania polskiego naukowca Michała Kosińskiego - skonstruować specjalny algorytm pozwalający na sprofilowanie ogromnej rzeszy ludzi i spersonalizowanie przekazu politycznego pod konkretnego użytkownika. Wszystko po to, by lepiej do nich trafiać z wyborczą propagandą.

Ale jak wykazało śledztwo brytyjskiej telewizji Channel 4, firma oferowała także bardziej mroczne techniki wpływania na wybory, jak zbieranie kompromitujących materiałów na konkurentów, poprzez aranżowanie łapówek lub spotkań polityków konkurencji z prostytutkami. SCL i jej amerykańska spółka-córka chwali się, że miała walny wkład w zwycięstwo Donalda Trumpa w Stanach Zjednoczonych; szefem Cambridge Analytica był późniejszy szef kampanii Trumpa i jego doradca Steve Bannon, a całe przesięwzięcie finansował znany z ultrakonserwatywnych poglądów miliarder Robert Mercer.

Ale SCL działała też w wielu innych krajach innych. W swoich materiałach promocyjnych mówiła o ponad 100 kampaniach wyborczych w 40 krajach. Co więcej, w prowokacji dziennikarzy "Channel 4" szef SCL Alexander Nix mówił o tym, że jego firma - występując pod marką innej organizacji - przeprowadziła niedawno "bardzo, bardzo udany projekt w kraju Europy Wschodniej". I tak dyskretny, że "nikt tak naprawdę nie wiedział, że tam byli".

- Oni tam po prostu przeniknęli jak duchy, zrobili robotę i przeniknęli z powrotem. I wyprodukowali naprawdę bardzo, bardzo dobry materiał - chwalił podwładnych Nix.

Właśnie stąd podejrzenia, że w sprawie może istnieć polski wątek. Politycy opozycji - jak na opozycję przystało - natychmiast rzucili się do zadawania pytań o ewentualną współpracę sztabu Dudy lub PiS z Cambridge Analytica. Sławomir Neumann podzielił się na Twitterze wpisem niszowego portalu, mówiącym o tym, że "prasa na Zachodzie sugeruje, że bliźniaczo podobne metody jak w USA zastosowano w Polsce".

Senator PO Bogdan Klich stwierdził w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że politycy PiS powinni wyjaśnić, czy w kampanii Dudę wspierał sztab Cambridge Analytica. I słusznie: powinni.

Bardzo cienkie poszlaki

Problem jednak w tym, że jak dotąd podejrzenia o współpracę PiS z mroczną organizacją są oparte na niezwykle wątłych podstawach. Wspomniane na początku zdanie o tym, że Facebook był kluczowy w wyborczym zwycięstwie Dudy, pochodzą z materiałów reklamowych samego Facebooka, który w ten sposób zachęca sztaby wyborcze do korzystania z usług portalu do prowadzenia kampanii. Jeśli wczytamy się w opis facebookowej kampanii Dudy - uznawanej przez portal jako swoja "success story" - brak tam dowodów na to, że sztab kandydata PiS używał technik podobnych do tych przez SCL/Cambridge Analytica. Choć marketingowcy Facebooka twierdzą, że sieć społecznościowa była kluczowa dla kampanijnego sukcesu Dudy, tekst dotyczy działalności prezydenta już po wygranej kampanii, np. używania przez niego z usługi Facebook Live, czyli odpowiadania przez niego na pytania internautów na żywo za pomocą wideo.

Brak też - przynajmniej na razie - podstaw do tego, by twierdzić, że "wschodnioeuropejskim krajem", gdzie SCL przeprowadziła "bardzo, bardzo udaną kampanię" była Polska. Kiedy firma jeszcze publicznie chwaliła się na swojej stronie internetowej projektami wyborczymi realizowanymi w różnych krajach, wśród nich było kilka z naszego regionu: Ukraina, Łotwa, Rumunia i Albania - ale nie Polska. Podobnie, nie wiadomo też mowy o tym, by Polska widniała na mapie projektów, którą SCL przedstawiała swoim potencjalnym klientom. Wiadomo jednak, że była tam Rosja i Czechy.

Obraz
© sclgroup.cc

Oczywiście, nie da się wykluczyć, że grupa działała także w Polsce. Szczególnie, że sam jej szef wychwalał dyskrecję swoich pracowników oraz przyznawał, że dla zatarcia śladów SCL korzysta z firm trzecich i podwykonawców, spółek zarejestrowanych w Wielkiej Brytanii i Izraelu. Aby więc odkryć takie powiązania, potrzeba by prześwietlić szczegółowe sprawozdania finansowe partii i kampanii z ostatnich wyborów. I należy to zrobić, tak jak należy pytać rządzących (ale też inne partie) o ewentualne związki z szemraną organizacją.

Duda: To fake news

Ze swojej strony, sam prezydent podczas konferencji prasowej stanowczo odrzucił sugestie, że korzystał z usług firmy zamieszanej w aferę. Stwierdził, że to "fake news" i polecił, by zapytać o to zaangażowanych w kampanię ludzi. Zapytaliśmy.

Dwie kluczowe postacie w kampaniach wyborczych PiS, szef Komitetu Wykonawczego Krzysztof Sobolewski i Paweł Szefernaker, do chwili publikacji tekstu nie odpowiedzieli na zadane przeze mnie pytania. Z kolei rzecznik Kancelarii Prezydenta Krzysztof Łapiński zaprzecza, by PiS lub Duda korzystali z usług lub stosowali metody.

- Owszem, używaliśmy Facebooka, kupowaliśmy tam reklamy, ale więcej pieniędzy przeznaczaliśmy na tradycyjną kampanię, spoty i podróżowanie. Ja sam, kiedy byłem kandydatem na posła, też wykupowałem reklamy tak, by dotarły do ludzi tylko w moim okręgu. Ale to normalna praktyka - tłumaczy w rozmowie z WP Łapiński.

Źródło artykułu:WP Wiadomości
Andrzej Dudakrzysztof łapińskisteve bannon
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (309)