PolskaPolskę czeka narodowy przełom?

Polskę czeka narodowy przełom?

Polski nie czeka narodowy przełom. To zrozumiałe, że w obliczu tak wielkiej tragedii jak katastrofa pod Smoleńskiem, ludzie jednoczą się i solidaryzują. Jest to jednak trend chwilowy, gdyż demokracja zakłada pluralizm zdań - mówi w rozmowie z Wirtualną Polską dr Tomasz Olczyk, socjolog i politolog z Uniwersytetu Warszawskiego.

Polskę czeka narodowy przełom?
Źródło zdjęć: © PAP

22.04.2010 | aktual.: 22.04.2010 13:12

WP: Anna Kalocińska: Dziwiło Pana nagłe poczucie solidarności i jedności, odczuwalne przez ostatnie kilka dni?

Dr Tomasz Olczyk: – Podobnych zachowań doświadczyliśmy już po śmierci Jana Pawła II. Tyle, że tym razem dotyczyło to nagłej, niespodziewanej śmierci głowy państwa i niemal stu, często ważnych i zasłużonych dla Polski ludzi. Zebrani pod Pałacem żegnali symbolicznie także pozostałe ofiary katastrofy, wśród których byli wysocy przedstawiciele wszystkich opcji politycznych. Nie dziwią zatem tłumy przed Pałacem Prezydenckim, jak i to, że wśród nich były osoby wcześniej otwarcie krytykujące prezydenta. Wszyscy czuli się zszokowani i dotknięci tym, co się wydarzyło, więc te reakcje, które widzieliśmy, były zrozumiałe.

WP: Oglądał Pan w tym czasie telewizję, słuchał wiadomości?

– Jako widz, który próbuje zrozumieć to co się stało pod Smoleńskiem i jako ktoś kto zawodowo zajmuje się analizą przekazów medialnych. Szczególną uwagę zwracały – rozpaczliwe niekiedy – próby nadania sensu tragedii, koncentracja na parze prezydenckiej i kreowanie ciepłego, pozytywnego wizerunku Lecha Kaczyńskiego i jego żony. Wszystko to może być dla widzów świetną lekcją, że media próbują objaśniać skomplikowane problemy i wydarzenia, kreować nasz obraz świata posługując się często uproszczonymi i przejaskrawionymi schematami.

WP: A współodczuwał Pan polsko-polską jedność, solidarność?

– Jestem w trudnej roli. Analizowałem działania ludzi, którzy zginęli w katastrofie, pisałem o nich książki. Część z tych osób znałem osobiście. Trudno zachować dystans w takiej sytuacji, a jednocześnie profesja socjologa, badacza trochę do tego zmusza. Jestem członkiem społeczeństwa i jednocześnie chcąc nie chcąc muszę je analizować na zimno, niejako z zewnątrz.

WP: Porównywano tę sytuację do śmierci Jana Pawła II i niewykorzystanej wtedy lekcji, kiedy mówiło się o chęci i potrzebie trwałej jedności narodowej. Demokracja zakłada jednak pluralizm, różnicę zdań, czy więc takie ideały nie są utopijne?

– W dużej mierze są. Dla głównych sił politycznych w Polsce, tzn. PO i PiS, układ, w którym toczą one nieustanną wojnę, jest bardzo korzystny. Proszę zauważyć, że partie te spolaryzowały społeczeństwo, „połknęły przystawki” i przejęły wspólnie trzy czwarte sejmu. Udało się im doprowadzić do tego, że większość wyborców nie widzi poza nimi realnej alternatywy. Brutalna retoryka polityczna sprzęgnięta z nowoczesnym marketingiem skutecznie utrwaliła podział na dwa wzajemnie zwalczające się obozy. Długotrwały „pokój” nie wydaje się prawdopodobny. Nie leży w interesie żadnej z dwóch głównych partii. Spory sprzed katastrofy wrócą, choć może w nieco łagodniejszej formie. Taka jest logika życia politycznego w demokracji. Nie spodziewam się głębokiej przemiany.

WP: Utopijne pragnienie jedności społecznej to domena Polaków czy ogólnoświatowe zjawisko?

– Nie tylko ogólnoświatowe, ale i dość powszechne. Wydarzyło się już 11 września 2001 r. w Stanach Zjednoczonych i przypomina o sobie w każdą rocznicę. Jeśli kraj przeżywa traumatyczne wydarzenie, katastrofę, wojnę to zrozumiałe jest, że ludzie jednoczą się, dawni przeciwnicy osób sprawujących władzę nagle zaczynają je popierać, a na ulicach pojawiają się narodowe flagi. Katastrofa smoleńska jest oczywiście zdarzeniem bez precedensu, ale sama reakcja na nią wpisuje się zrozumiały i raczej powszechny trend. Jako Polacy mamy oczywiście swoją specyfikę, kulturę i tradycję, które mogą skłaniać nas do poszukiwaniu wyjaśnień takich zdarzeń w historycznej mitologii czy w kategoriach religijno–mistycznych. Sam aspekt jednoczenia się i solidaryzowania jest dość powszechny.

WP: Ta jedność wychodzi poza odczucia społeczne. SLD chce na przykład, by wszystkie partie poparły jednego polityka.

– Emocjonalnie zrozumiałe, ale racjonalnie trudne do przyjęcia. Kto miałby decydować o tym, kto będzie owym jedynym, ponadpartyjnym kandydatem? Jeśli partie są w stanie wyłonić jednego kandydata to po co nam kosztowne wybory powszechne? Wzniosłe emocje za jakiś czas opadną, a polityczna siła partii, której kandydat zwycięży w wyborach prezydenckich pozostanie. Dlatego scenariusz kandydata zgody narodowej nie nie wydaje się realny.

WP: A jednak emocje, których doświadczyliśmy w ostatnim czasie, zmienią nas, Polaków. Tylko w jakiej mierze?

– Z punktu widzenia styku polityki i kultury popularnej, który mnie szczególnie interesuje wydarzenia te będą miały na pewno wiele interesujących konsekwencji. Trudno jednak spekulować, jaki będzie ich kierunek, głębokość i długotrwałość. Nie sądzę jednak, żeby zmiana ta dotyczyła czegoś więcej poza krótkotrwałą zmianą formy debaty politycznej. Ta zamiana nie musi być zresztą wcale zmianą na lepsze. Równie dobrze może być wręcz przeciwnie – polityka może stać się brutalniejsza i bardziej napastliwa.

WP: Będą też zmiany w ludziach…

– Trudno prognozować krótkoterminowe zmiany postaw politycznych. Pozytywem jest niewątpliwie fakt, że niezależnie od politycznych różnic ludzie jednoczą się, by uczcić pamięć tragicznie zmarłych najwyższych przedstawicieli państwa. Być może zmieni się – choć trudno przewidzieć na jak długo – społeczne podejście do polityki i polityków. Tragedia uświadamia miałkość medialno-politycznych wojen, którymi się na co dzień tak interesujemy i kreacyjną rolę samych mediów w polityce, której na co dzień nie dostrzegamy.

WP: Lech Kaczyński będzie ikoną narodowej zgody?

– To zależy. Głównie od tego jak w najbliższym czasie dwa główne obozy polityczne będą reagować na to co się wydarzyło. Można sobie wyobrazić bardziej stonowany, wyciszony, ale jednocześnie merytoryczny dyskurs polityczny. Nie da się jednak wykluczyć eskalacji tlącego się obecnie politycznego konfliktu, kiedy tylko znikną ostatnie oznaki żałoby.

Rozmawiała Anna Kalocińska, Wirtualna Polska

Dr Tomasz Olczyk jest politologiem i socjologiem, studiował socjologię i nauki polityczne, doktoryzował się w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego. Jest współautorem książki "Kto wygra wybory? Scenariusze polityczne".

Zobacz także
Komentarze (1107)