Polska znów na bezrobociu
„Stopa bezrobocia może sięgnąć w tym roku 12 procent” – przyznała niedawno minister pracy Jolanta Fedak. Jest już jednak niemal pewne, że jeśli kryzys finansowy i gospodarczy będzie się pogłębiał w tym samym tempie, bez źródła utrzymania zostanie nawet 15–16 procent zdolnych do pracy Polaków.
10.02.2009 | aktual.: 11.02.2009 08:24
Jeszcze pół roku temu nikt nawet nie ośmielał się przewidywać, że w nadchodzących miesiącach znów będziemy mieli w Polsce dwucyfrowe bezrobocie. Gospodarka się rozwijała, firmy inwestowały, a większość zatrudnionych mogła przebierać w ofertach pracy.
Pierwszym znakiem ostrzegawczym były doniesienia o krachu finansowym w USA (plajta banku Lehman Brothers), drugim – gwałtowny, lecz zupełnie zlekceważony przez rząd Donalda Tuska spadek wpływów do budżetu państwa. Kilka tygodni później, w listopadzie 2008 r., po raz pierwszy od kilku lat odnotowano w Polsce wzrost stopy bezrobocia. Odsetek osób bez pracy zwiększył się wówczas z 8,8 do 9,1 proc. Jak się okazało, był to dopiero początek zapaści na rynku pracy. Pod koniec stycznia 2009 r. – a więc po zaledwie dwóch miesiącach od pierwszych symptomów recesji – stopa bezrobocia przekroczyła 10 proc. i wciąż rośnie.
Kto eksportuje, ten ginie
Początkowo kryzys dotknął głównie wielkie spółki o kapitale międzynarodowym, a także polskie firmy czerpiące większość zysków z eksportu (zarówno na Wschód, jak i na Zachód).
Typowym przykładem są tu Krośnieńskie Huty Szkła. Zatrudniający jeszcze rok temu 4 tys. ludzi zakład musiał zwolnić w ubiegłym roku aż półtora tysiąca pracowników. Na początku 2009 r. pracę straciło tam kolejne 800 osób, a 31 stycznia zarząd KHS złożył w sądzie wniosek o wszczęcie postępowania upadłościowego. Bezpośrednie przyczyny raptownego upadku spółki to załamanie się eksportu na rynki zachodnie i wysokie koszty produkcji (głównie energii i zatrudnienia). To zresztą niejedyna katastrofalna wiadomość dla 47-tysięcznej społeczności Krosna – zapowiedź zwolnienia 700 pracowników ogłosił kilka dni temu także tamtejszy Nowy Styl, producent krzeseł i mebli biurowych. W równie dramatycznej sytuacji są duże firmy w innych regionach Polski. Z Fabryki Łożysk Tocznych w Kraśniku (Lubelszczyzna) odejdzie 350 osób, a 1 grudnia ubiegłego roku zwolniono jedną czwartą załogi Pektowinu w Jaśle (w sumie 117 pracowników). Około 180 osób straciło pracę w podlaskim zakładzie Sokółka Okna i Drzwi, tyle samo odejdzie wkrótce z
największej firmy w Hajnówce – Zakładu Drzewnego „Furnel”. W związku z „restrukturyzacją” grupowe zwolnienia oficjalnie zapowiedziały już m.in. huty ArcelorMittal (redukcja obejmie aż 980 osób!), wrocławski Whirlpool (395 pracowników), sanocki „Stomil” (280), Amica Wronki (200), PGI Koronki z podkarpackiego Brzozowa (120) i zakład metalurgiczny WSK Rzeszów (90). Na Podkarpaciu produkcję wstrzymał też belgijski ConTeyor (opakowania) z Lubaczowa – pracę straci tam przynajmniej 65 osób. Na własnej skórze odczują ogólnoświatową recesję również pracownicy polskich filii międzynarodowych gigantów sprzętu RTV. Fabryka telewizorów w Piasecznie – Thomson Display Poland – ogłosiła plan zwolnienia 695 robotników, a amerykański Jabil (podzespoły do odbiorników TV) chce zredukować załogę filii w Kwidzynie aż o 800 osób. * Meble, kolej, samochody...*
Najgłębszą zapaść przeżywa branża meblarska. Prócz wspominanego już Nowego Stylu oraz zakładów w Sokółce i Hajnówce masowe redukcje zatrudnienia nastąpią zapewne na dniach w Christianopolu w Krajence (Wielkopolska). Kierownictwo tej firmy – jednego z większych producentów mebli tapicerowanych w Polsce – zapowiedziało, że zwolni około 300 osób.
Inna firma z Wielkopolski – wytwarzający okucia do drzwi i okien Winkhaus z Rydzyny – już pod koniec 2008 r. pożegnała się z 280 pracownikami. Równie szybko straciło źródło utrzymania 330 osób zatrudnionych w Olszyńskich Fabrykach Mebli na Dolnym Śląsku. Wiele wskazuje też, że już za miesiąc zniknie z rynku znana w całej Europie spółka Swarzędz Meble. Jeśli 10 marca walne zgromadzenie akcjonariuszy przychyli się do wniosku zarządu i zlikwiduje firmę, na bruk pójdzie ponad 300 pracowników.
Kilka tysięcy osób – a to dopiero początek – straciło lub traci pracę w branży transportowej i motoryzacyjnej. Kryzys uderzył zarówno w przedsiębiorstwa prywatne, jak i w państwowe molochy. Na początku lutego 2009 r. szef podkarpackiego PKP Cargo ogłosił np., że będzie musiał w najbliższym czasie zwolnić 700 ludzi. W Zakładzie Naprawy Taboru Kolejowego w Łapach, żyjącym ze zleceń PKP, redukcje mogą dotknąć takiej samej liczby osób (obecnie są one na przymusowym urlopie). Sytuacja jest tym bardziej dramatyczna, że stojący na skraju upadłości zakład jest największym pracodawcą w liczącej 17 tys. mieszkańców miejscowości.
Przykłady zrealizowanych lub zaplanowanych redukcji zatrudnienia w sektorze transportowo-motoryzacyjnym można zresztą mnożyć w nieskończoność: płocki Orlen Transport, zajmujący się przewozem paliw, zwolni wkrótce 220 osób; Sews Polska, produkująca w Lesznie i Rawiczu części samochodowe, zamierza rozwiązać umowy z 1,1 tys. pracowników; w sanockim Pass-Polu (węże gumowe do aut) pracę straciło na razie 70 osób, ale liczba ta powiększy się wkrótce niemal czterokrotnie. Warszawski VOS Logistics (usługi logistyczne) redukuje kadrę o 120 pracowników, nowosądecki Newag (naprawa taboru kolejowego) o 400, japońska Takata-Petri (części samochodowe) w Wałbrzychu – o 390. Na Podkarpaciu upadł zakład RH Alurad (felgi), pozbawiając środków do życia ponad 160 osób.
Przemysł w rozsypce
Nie inaczej jest w przemyśle ciężkim. 3 lutego zarząd Odlewni Żeliwa Śrem (Wielkopolska) poinformował, że z powodu fatalnej sytuacji na rynku zwolnionych zostanie 380 osób. W Zakładach Azotowych w Tarnowie-Mościcach z pracą pożegna się 250 ludzi, a niewykluczone, że za jakiś czas liczba ta wzrośnie. Huta stali w Zawierciu zamierza rozstać się z 300 pracownikami, a zatrudniająca około 200 osób odlewnia Nowy Mystal w Myszkowie znajduje się na skraju bankructwa.
Ludzie tracą pracę bez względu na wielkość firmy czy region. Na Pomorzu głównym problemem jest likwidacja Stoczni Gdynia i zwolnienie 5,2 tys. jej pracowników. W Opolskiem zredukował zatrudnienie Coroplast w Namysłowie (branża elektrotechniczna) – w ciągu jednego dnia wypowiedzenia dostało tam 180 kobiet, które nie mają żadnych szans na znalezienie innego stałego zajęcia. Na Lubelszczyźnie – jak doniósł ostatnio „Puls Biznesu” – pracę w spółce Komas (metalurgia) straciło 150 osób.
Osobnym problemem jest kryzys w przemyśle zbrojeniowym, wywołany słynną już „dziurą” ministra Klicha. W związku z cięciami budżetowymi i wstrzymaniem zamówień na włosku zawisł los m.in. poznańskich Wojskowych Zakładów Motoryzacyjnych, Fabryki Produkcji Specjalnej z Bolechowa, Wojskowych Zakładów Lotniczych w Bydgoszczy czy radomskiej Fabryki Broni „Łucznik”. – Pracę stracić może nawet 46 tys. ludzi – ostrzegają związkowcy ze zbrojeniówki. Widmo bezrobocia zajrzało też w oczy pracownikom przemysłu lekkiego, zwłaszcza tym, którzy zatrudnieni są w firmach z branży spożywczej. Zakłady Mięsne w Końskowoli (woj. lubelskie) zwalniają 220 osób (wcześniej to samo spotkało 194 pracowników), a w zambrowskiej „Zambrovicie” – 72. Prawie 200 ludzi straci pracę w zamykanej właśnie fabryce słodyczy Perfetti Van Melle w Tarczynie (m.in. produkcja popularnych mentosów), pada też zakład przetwórstwa owoców Fructo-Maj w Milejowie (176 pracowników). Tak samo wygląda sytuacja w przemyśle tekstylnym. Bliska likwidacji jest np.
zatrudniająca jeszcze niedawno 400 osób spółka Vestio w Staszowie (woj. świętokrzyskie). Jedna czwarta kadry pracowniczej otrzymała już wypowiedzenia, reszta załogi dostanie je prawdopodobnie w nadchodzących tygodniach. Około 80 osób straci pracę w Birunie w Wasilkowie (okolice Białegostoku) – znanym producencie dzianin futerkowych.
Spodziewajmy się najgorszego
Zwalniają także najwięksi z największych. Telekomunikacja Polska planuje w tym roku ograniczyć zatrudnienie o 2,3 tys., PKO BP o 1,7 tys., a Poczta Polska – o 1,5 tys. osób. Myślenicki gigant Tele-Fonika Kable już w drugiej połowie ubiegłego roku zwolnił 902 pracowników. Kryzys – co było do przewidzenia – nie oszczędza również prasy (redukcje w „Gazecie Wyborczej”) i drukarni: w Kielcach zamknięto np. nowoczesny zakład drukarski RR Donnelley, w którym pracowało 340 ludzi. Przyjrzyjmy się wreszcie statystykom. W listopadzie 2008 r. stopa bezrobocia wzrosła z 8,8 (1,37 mln osób) do 9,1 proc. (1,41 mln osób), w grudniu liczba bezrobotnych rosła w jeszcze szybszym tempie, bo na koniec roku wskaźnik wyniósł 9,5 proc. (1,47 mln osób). W styczniu 2009 r. – jak oficjalnie ogłosiła minister pracy Jolanta Fedak – stopa bezrobocia przekroczyła 10 proc. (1,55 mln osób), a więc zapaść na rynku pracy postępowała jeszcze szybciej. Jeśli zatem szaleńcze tempo, w jakim przedsiębiorcy zamykają produkcję i zwalniają
pracowników, utrzyma się w najbliższych miesiącach – na koniec 2009 r. stopa bezrobocia może wynieść nawet 15–16 proc. (co oznacza 2,37 mln bezrobotnych).
Scenariusz ten wydaje się prawdopodobny z kilku powodów. Po pierwsze, większość wspomnianych wyżej planów redukcji uwzględniona zostanie w statystykach urzędów pracy dopiero za jakiś czas. Po drugie, wkrótce wystąpi tzw. efekt domina, polegający na zwalnianiu ludzi z zakładów, które były podwykonawcami obecnie likwidowanych firm. Po trzecie, wciąż pogarsza się sytuacja ekonomiczna państw, które były głównymi importerami naszych towarów. Po czwarte – rosnącej stopy bezrobocia nie złagodzi emigracja do Anglii i Irlandii, gdyż tam także od miesięcy panuje dekoniunktura.
Wreszcie po piąte – parlament oraz rząd (a w szczególności Ministerstwo Pracy i Ministerstwo Finansów)
nie zrobiły w ostatnim czasie nic, by uprościć prawo pracy, poszerzyć obszar wolności gospodarczej czy zlikwidować koszmarnie wysokie opodatkowanie związane z zatrudnieniem (sięgające 80 proc. wynagrodzenia netto). Umożliwiłoby to większości zwalnianych pracowników znalezienie jakiejś innej pracy bądź otworzenie własnej działalności gospodarczej. Jedynym pomysłem rządzących w tej dziedzinie pozostaje więc, jak na razie, wyjątkowo szkodliwy przepis minister Fedak, który nakazuje pod groźbą kary najmniejszym nawet firmom zatrudnienie... inspektora ochrony przeciwpożarowej.
Grzegorz Wierzchołowski