Obostrzenia w Polsce. Buntowników przybywa. Ogromne kolejki przed lokalami
Obostrzenia w Polsce. Przedsiębiorcy nie wytrzymują presji i otwierają swoje lokale przed wyznaczoną przez rząd datą. Jak tłumaczą, jeśli tego nie zrobią to zbankrutują. Wielu z nich musi się liczyć z wizytami policji i spisywaniem klientów.
Argumenty, które podają decydujący się otworzyć lokale przedsiębiorcy są niezmienne. Można je streścić do tego, że pomoc państwa jest niewystarczająca, tarcza antykryzysowa nie działa, a koszty utrzymania biznesu potrafią ugiąć kark najwytrwalszym. Efekt? Według danych Izby Gospodarczej Gastronomii Polskiej w miniony weekend mogło się otworzyć nawet 20 tys. lokali.
Ta liczba stoi w jawnej sprzeczności z tymi podawanymi przez rząd, który mówił o tym że na otwarcie zdecydowało się kilkadziesiąt lokali w skali kraju. Władza nie zamierza jednak iść w zaparte. Jak mówi wiceminister rozwoju, pracy i technologii Olga Siemieniuk nowe dane "są zatrważające".
Co więcej, otwarte lokale nie mogą narzekać na brak gości. Jak podaje krakowska redakcja "Gazety Wyborczej" w miniony weekend do jednej z największych restauracji na Krupówkach ustawiały się kolejki. Należy dodać, że restauratorzy nie zapomnieli o środkach bezpieczeństwa. Wiele miejsc zdecydowało otworzyć się na takich samych zasadach jak latem, a więc gdy Polska była podzielona na strefy. Zająć można było co drugi stolik, dostępne były środki dezynfekujące, a poza stolikiem goście musieli mieć zasłonięty nos i usta.
Tyle w restauracjach, bo reżimu sanitarnego nie udało się utrzymać na imprezach tanecznych. W Rybniku na otwarcie zdecydował się klub muzyczny, do którego przyszło nawet 140 osób. Żeby wejść do środka trzeba było zadeklarować, że jest się zdrowym oraz wpisać się na listę mailingowym strajku przedsiębiorców. Pomimo interwencji policji i kontroli sanepidu, właściciele nie zamierzają zamykać lokalu.
Powołują się też na wyrok Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Opolu. Stanowi on precedens według którego inspektor sanitarny nie może nakładać kar na podstawie rozporządzenia rządu. Podobnie myślą inni przedsiębiorcy, którzy bardzo często podkreślają, że decyzja rządu o zamknięciu lokali gastronomicznych jest niekonstytucyjna.
Obostrzenia w Polsce. Jak długo zaczekamy na otwarcie gospodarki?
Przypomnijmy, branża gastronomiczna pozostaje zamknięta od połowy października. Od tego czasu lokale mogą jedynie serwować posiłki na wynos. Początkowo rząd zapowiedział, że restauracje będą mogły się otworzyć 17 stycznia. Następnie ta data została przesunięta na 31 stycznia co spowodowało falę niezadowolenia w całym kraju.
Szczególnie dużo lokali gastronomicznych zdecydowało się otworzyć na Podhalu. Tamtejsi przedsiębiorcy mówią, że mają nóż na gardle i jeżeli nie otworzą zaraz restauracji oraz hoteli to przegapią sezon turystyczny. Poniesionych strat mogą nie odrobić przez cały rok.