PolitykaPolityk Solidarnej Polski: "Co dalej z rządem? Wszystkie karty na stole"

Polityk Solidarnej Polski: "Co dalej z rządem? Wszystkie karty na stole"

Kompromis na szczycie unijnym zawarty, budżet wynegocjowany, jednak wewnątrz Zjednoczonej Prawicy gra o przyszłość rządu dopiero się zaczyna. - W sobotę zbiera się zarząd Solidarnej Polski, wtedy podejmiemy decyzję, co dalej. Wszystkie karty są na stole. Uważamy, że premier Morawiecki skapitulował, a trzeba było grać twardo do końca - mówi WP jeden z polityków partii Zbigniewa Ziobry.

Zbigniew Ziobro nie zgadza się na kompromis wypracowany przez Mateusza Morawieckiego
Zbigniew Ziobro nie zgadza się na kompromis wypracowany przez Mateusza Morawieckiego
Źródło zdjęć: © East News | Andrzej Iwańczuk
Marcin Makowski

11.12.2020 | aktual.: 02.03.2022 19:59

- Czy rząd się rozpadnie? - pytam wprost mojego rozmówcę dobrze poinformowanego w sprawach unijnych negocjacji. - Emocje są duże, jednoznacznej decyzji nie podjęliśmy. Możliwy jest wariant wyjścia z koalicji, domagania się dymisji premiera albo pozostanie w Zjednoczonej Prawicy, jednak bez żadnego pudrowania sytuacji. Ludziom w tak ważnej sprawie należy się prawda - słyszę. Choć polityk Solidarnej Polski nie przyznaje tego wprost, zaznacza, że jest jeszcze jeden scenariusz, choć nie chce zdradzić jego przebiegu. 

Koniec Zjednoczonej Prawicy?

Z rozmów, które odbyłem z politykami Prawa i Sprawiedliwości wynika, że może chodzić o ewentualne wypowiedzenie umowy koalicyjnej, albo pozostanie w koalicji pod jakimiś dodatkowymi, politycznymi warunkami.

Choć Mateusz Morawiecki przekonywał w piątek na konferencji prasowej, że "szanuje poglądy wszystkich partnerów" oraz "ma nadzieję, że pomimo różnego spojrzenia na sprawy" dojdzie do porozumienia ze Zbigniewem Ziobrą - nie zmienia to faktu, że mamy do czynienia z realnym przesileniem dotyczącym interpretacji ustaleń szczytu w Brukseli. 

- Ja już tych kłamstw o konkluzjach do rozporządzenia, które mają mieć rzekomo moc prawną, nie mogę słuchać. Ludzie, którzy coś z Unii rozumieją, a są w PiS-ie, również. Wystarczy poczytać Saryusza albo Waszczykowskiego, którzy są załamani poziomem "argumentacji" - przekonuje mój informator. Dodaje, że gdyby konkluzje, które obecnie w aurze sukcesu przedstawia polska delegacja w Brukseli, miały jakiekolwiek znaczenie, zostałyby wzięte pod uwagę po lipcowym szczycie, który zakładał, że nie będzie bezpośredniego powiązania budżetu z praworządnością. - Co zrobiła z tym Komisja Europejska? Kilka dni po wizycie Morawieckiego przerobiła po swojemu. Z aktualnymi konkluzjami może być tak samo, bo wiedzą, że Polsce dali dosłownie nic - argumentuje polityk Solidarnej Polski.

"Trzeba było poczekać na lepsze warunki"

- Jaki alternatywny przebieg negocjacji byłby korzystniejszy od obecnego? - dopytuję innego polityka partii Ziobry. - Po pierwsze, gdzie nam się tak spieszyło? Być może 28 grudnia będzie kolejny szczyt związany z brexitem, można było poczekać na lepsze propozycje. Ewentualnie przeczekać do stycznia, gdy prezydencję obejmie Portugalia, która również wyraża obawy przed federalizacją Unii, a jest słabsza niż Niemcy. Wiele państw zaczęło się już łamać i po cichu mówić mediom, że Polska ma rację - przekonuje rozmówca WP. Jako jedyny pozytyw obecnego porozumienia wymienia odroczenie stosowania rozporządzenia wiążącego pieniądze z praworządnością do wyroku TSUE. 

- To jedyny plus, który wynegocjowała polska delegacja, ale jest na rękę bardziej Węgrom niż Polsce. Na kompromisie i "kupieniu" dwóch lat wygrywa Orban, bo to on ma wybory za 1,5 roku, a potem kolejne lata spokojnego rządzenia. Z naszej perspektywy wyrok i rozporządzenie wchodzą do gry akurat w trakcie kampanii wyborczej. Wtedy zacznie się blokowanie środków unijnych, "bo uchodźcy", "bo prawa osób LGBT". To będzie dramat - twierdzi polityk. Zwraca równocześnie uwagę, że właśnie z tego względu, tak krytyczny wobec kompromisu jest George Soros, który "ma swoje interesy i rachunki do wyrównania na Węgrzech". 

Inni informatorzy WP przekonują, że w kwestii przyszłości rządu, również w Solidarnej Polsce walczą ze sobą różne koncepcje. Zwracają oni uwagę na "chaos komunikacyjny" oraz rozmywanie głównego przekazu partii, który powinien dotyczyć kwestii prawnych i finansowych, a nie "memów Janusza Kowalskiego". 

Co dalej? - Jesteśmy przekonani, że unijne rozporządzenie prędzej czy później wejdzie w życie, a czas działa na naszą korzyść. Być może Mateusz Morawiecki chciał, aby tak zakończyły się negocjacje, mogąc trzymać nas w szachu na Nowogrodzkiej twierdząc, że "trzeba wyrzucić Ziobrę, bo inaczej zabiorą nam kasę". Takie jego patriotyczne motywacje, jak podczas rozmów w "Sowie" - twierdzi polityk Solidarnej Polski.

KPRM: "Obroniliśmy polską suwerenność"

Na tak postawione zarzuty odpowiada mi jeden z doradców premiera. - Komisja Europejska ograniczyła praworządność do wątków związanych z korupcją oraz zobowiązała się do przestrzegania konkluzji rozporządzenia. Dzięki temu mamy i budżet, i gwarancję obrony polskiej suwerenności. Nie stracimy przez to ani złotówki. Ale oczywiście mogliśmy krzyczeć "weto albo śmierć" i nie mieć niczego - słyszę.

Jeden z ministrów w KPRM dopowiada: - To, co uzyskaliśmy w Brukseli, to nie jest żadna interpretacja rozporządzenia, ale gwarancja jego stosowania w ograniczonym zakresie, dającym Polsce bezpieczeństwo budżetowe. Jedyna instytucja, która odpowiada za uruchomienie mechanizmu praworządności, to Komisja Europejska, która niedługo potwierdzi swoje zobowiązania do stosowania rozporządzenia zgodnie z wytycznymi z konkluzji - argumentuje informator WP.

Sporu na prawicy to jednak nie zamyka, w weekend można się natomiast spodziewać każdego scenariusza, choć najprawdopodobniejszym jest drugi - tym razem koalicyjny kompromis. 

Marcin Makowski dla WP Wiadomości

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (931)