"Politycy mają mniejsze prawo do ochrony dóbr osobistych"
Politycy powinni zdawać sobie sprawę, że uczestnicząc w życiu publicznym mają mniejsze prawa do ochrony swojej prywatności. tymczasem w Polsce politycy uważają, że jest odwrotnie: im dużo wolno, ale sami są pod ochroną - uważa prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
Politycy to ochotnicy. Nikt nie zmusza do zajmowania funkcji publicznych. Jeżeli ktoś nie znosi wypowiedzi przykrych, to zawodu polityka niech nie uprawia. Politycy powinni zdawać sobie sprawę, że uczestnicząc w życiu publicznym mają mniejsze prawa do ochrony swojej prywatności i są narażeni na krytykę - powiedział prof. Hołda, który reprezentował przed krakowskim sądem emerytkę oskarżoną przez ministra-koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna o pomówienie.
Prof. Hołda powołał się na "wyraźną" linię orzeczniczą Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, według której "o osobie publicznej można powiedzieć praktycznie wszystko". Preferuje się tam swobodę wypowiedzi w debacie publicznej przed ochroną dóbr osobistych osoby publicznej - dodał.
Profesor podkreślił, że w Polsce panuje tymczasem odwrotna sytuacja: politycy uważają, że znajdują się pod zwiększoną ochroną i dlatego wytaczane są procesy.
Jako przykład nadmiernej ochrony podał także nierozpoczęty jeszcze proces bezdomnego Huberta H., oskarżonego o znieważenie prezydenta RP. Helsińska Fundacja Praw Człowieka zapowiedziała, że zapewni wsparcie oskarżonemu bezdomnemu.
Zauważcie państwo, jak chętnie prezydent, premier, ministrowie, posłowie, senatorowie używają tego brutalnego, bolesnego, krzywdzącego języka względem obywateli. I oni uważają, że im wolno. Dożyliśmy takich czasów, gdzie rządzący uważają, że mają jakiś szczególny przywilej. Że im przystoi język brutalny, język pomówień względem obywateli. Przecież jest odwrotnie: to obywatelom wolno o nich, ale oni o obywatelach muszą się miarkować - powiedział prof. Hołda.
Ale hasłem tej ekipy jest słynne: "Spieprzaj dziadu" pana prezydenta, więc takie są konsekwencje - dodał.
31-letni bezdomny Hubert H. został oskarżony o to, że w grudniu 2005 roku, kilka dni po zaprzysiężeniu Lecha Kaczyńskiego na urząd głowy państwa, znieważał go po pijanemu podczas legitymowania przez policjantów. Za oskarżonym, który nie stawił się w warszawskim sądzie, zostały wszczęte ogólnokrajowe poszukiwania przez policję w celu doręczenia mu wezwania i doprowadzenia na rozprawę.
Za oskarżonym ujęli się także członkowie krakowskiej fundacji zajmującej się bezdomnymi "Akcja - Zobaczyć człowieka". Napisali list do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, w którym proszą go o pomoc bezdomnemu, nadzór nad postępowaniem oraz zorganizowanie spotkania z prezydentem, "podczas którego bezdomny będzie miał możliwość przeprosić Pana Prezydenta".
Według Akcji, spotkanie "będzie miało wymiar edukacyjny i wielkie znaczenie społeczne", będzie także "największą karą dla oskarżonego".
Szef Kancelarii Prezydenta Aleksander Szczygło przypomniał, że sprawy dotyczące znieważenia prezydenta RP są wszczynane przez organy ścigania z urzędu i kancelaria prezydenta nie ma wpływu na tryb takiego postępowania.