"Politycy mają mniejsze prawo do ochrony dóbr osobistych"
Politycy powinni zdawać sobie sprawę, że uczestnicząc w życiu publicznym mają mniejsze prawa do ochrony swojej prywatności. tymczasem w Polsce politycy uważają, że jest odwrotnie: im dużo wolno, ale sami są pod ochroną - uważa prof. Zbigniew Hołda z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka.
24.08.2006 | aktual.: 24.08.2006 17:51
Politycy to ochotnicy. Nikt nie zmusza do zajmowania funkcji publicznych. Jeżeli ktoś nie znosi wypowiedzi przykrych, to zawodu polityka niech nie uprawia. Politycy powinni zdawać sobie sprawę, że uczestnicząc w życiu publicznym mają mniejsze prawa do ochrony swojej prywatności i są narażeni na krytykę - powiedział prof. Hołda, który reprezentował przed krakowskim sądem emerytkę oskarżoną przez ministra-koordynatora ds. służb specjalnych Zbigniewa Wassermanna o pomówienie.
Prof. Hołda powołał się na "wyraźną" linię orzeczniczą Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, według której "o osobie publicznej można powiedzieć praktycznie wszystko". Preferuje się tam swobodę wypowiedzi w debacie publicznej przed ochroną dóbr osobistych osoby publicznej - dodał.
Profesor podkreślił, że w Polsce panuje tymczasem odwrotna sytuacja: politycy uważają, że znajdują się pod zwiększoną ochroną i dlatego wytaczane są procesy.
Jako przykład nadmiernej ochrony podał także nierozpoczęty jeszcze proces bezdomnego Huberta H., oskarżonego o znieważenie prezydenta RP. Helsińska Fundacja Praw Człowieka zapowiedziała, że zapewni wsparcie oskarżonemu bezdomnemu.
Zauważcie państwo, jak chętnie prezydent, premier, ministrowie, posłowie, senatorowie używają tego brutalnego, bolesnego, krzywdzącego języka względem obywateli. I oni uważają, że im wolno. Dożyliśmy takich czasów, gdzie rządzący uważają, że mają jakiś szczególny przywilej. Że im przystoi język brutalny, język pomówień względem obywateli. Przecież jest odwrotnie: to obywatelom wolno o nich, ale oni o obywatelach muszą się miarkować - powiedział prof. Hołda.
Ale hasłem tej ekipy jest słynne: "Spieprzaj dziadu" pana prezydenta, więc takie są konsekwencje - dodał.
31-letni bezdomny Hubert H. został oskarżony o to, że w grudniu 2005 roku, kilka dni po zaprzysiężeniu Lecha Kaczyńskiego na urząd głowy państwa, znieważał go po pijanemu podczas legitymowania przez policjantów. Za oskarżonym, który nie stawił się w warszawskim sądzie, zostały wszczęte ogólnokrajowe poszukiwania przez policję w celu doręczenia mu wezwania i doprowadzenia na rozprawę.
Za oskarżonym ujęli się także członkowie krakowskiej fundacji zajmującej się bezdomnymi "Akcja - Zobaczyć człowieka". Napisali list do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry, w którym proszą go o pomoc bezdomnemu, nadzór nad postępowaniem oraz zorganizowanie spotkania z prezydentem, "podczas którego bezdomny będzie miał możliwość przeprosić Pana Prezydenta".
Według Akcji, spotkanie "będzie miało wymiar edukacyjny i wielkie znaczenie społeczne", będzie także "największą karą dla oskarżonego".
Szef Kancelarii Prezydenta Aleksander Szczygło przypomniał, że sprawy dotyczące znieważenia prezydenta RP są wszczynane przez organy ścigania z urzędu i kancelaria prezydenta nie ma wpływu na tryb takiego postępowania.