Policjant strzelił w lesie do znajomego. Sąd skazał go na 25 lat więzienia
Funkcjonariusz z Kutna miał badać sprawę zabójstwa mężczyzny w lesie. W końcu przyznał się, że to on jest odpowiedzialny za brodnię. Jak tłumaczył zrobił to w obronie własnej. Sąd nie uwierzył jednak w jego linię obrony.
Do zbrodni doszło w Sylwestra 2016 r., w lesie koło Strzegocina (woj. łódzkie). Tam znaleziono 36-letniego Cezarego S. To znajomy policjanta z Kutna, z którym miał prowadzić lewe interesy. Pierwotnie Łukasz M. starał się przekonać wszystkich, że ze sprawą nie ma nic wspólnego. Na początku razem z innymi funkcjonariuszami miał zabezpieczać ślady zbrodni, ale został zatrzymany kilka dni później.
Proces trwał od czerwca 2017 r. Łukasz M. był winny koledze 20 tys. zł. Początkowo zeznał, że został uderzony, a jego znajomy chciał go pobić kluczem do kół i dokonać egzekucji. Funkcjonariusz miał spanikować i oddać sześć strzałów. W końcu oskarżony przyznał się, że zabił. Wszystko miał zrobić jednak w ramach obrony koniecznej. Jego obrońca mówił, że można ewentualnie mówić o jej przekroczeniu.
Inaczej uważał prokurator. Policjant nie współpracował z wymiarem sprawiedliwości, a swoją wersję przedstawił na końcowym etapie procesu dostosowując ją do dowodów. W jego zeznaniach było też sporo luk i nieścisłości. Funkcjonariusz opowiadał również osadzonym w celi, że musi rozbić wszystko, by wyjść na ofiarę. Na jego twarzy nie znaleziono też śladów pobicia, nikt nie widział też klucza do kół.
Jak podaje tvn24.pl sąd nie uwierzył w tłumaczenie Łukasza M. i przychylił się do wniosku prokuratury. Mężczyzna został skazany na 25 lat więzienia. Ma zapłacić na rzecz rodziny Cezarego S. 130 tys. zł. Po wyjściu na wolność nie będzie mógł wykonywać zawodu z dostępem do broni przez 15 lat. Wyrok nie jest prawomocny.
Zobacz także: "Ta sprawa kompromituje Brudzińskiego". Siemoniak o zniknięciu Falenty
Źródło: tvn24.pl
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl