Policjanci mają polecenie śledzić demonstrantów? Policjant: to nie zdarzało się nigdy wcześniej
Obywatele RP od dłuższego czasu skarżą się, że są inwigilowani przez policję. Funkcjonariusze mają chodzić za nimi przed i po każdej manifestacji. - Policja nie jest od tego, żeby pilnować politycznych przeciwników obecnej władzy. A jest do tego wykorzystywana bardzo mocno. Jak nigdy dotąd - mówi były policjant, który kilka dni temu - jak twierdzi z tego powodu - zrezygnował z pracy.
24.11.2017 | aktual.: 24.11.2017 11:47
Reporterowi "Czarno na białym" udało się dotrzeć do Marcina - policjanta z ponad 25-letnim stażem pracy, który niedawno zrezygnował z pracy. Twierdzi, że zrobił to z powodu poleceń, jakie ostatnio wydają jego przełożeni. Dotyczą one uczestników antyrządowych demonstracji.
Kilka tygodni temu Obywatele RP - jak przypomina portal tvnwarszawa.tvn24.pl - wrzucili do sieci film, na którym widać policjantów po cywilnemu, którzy próbują śledzić członków tej organizacji, wracających po demonstracji przed Sejmem. Gdy jeden z członków Obywateli RP zapytał, dlaczego policjant za nim chodzi, ten tłumaczył, że nie wie, jak dostać się na Nowy Świat.
- Jak zareagowałem? Ze śmiechu upadłem. Wszyscy, którzy znają temat, wszyscy policjanci się śmieją. Każdy wie, o co chodzi - skomentował to nagranie w programie "Czarno na białym" były policjant.
Inny funkcjonariusz, nadal pracujący w policji, powiedział reporterowi TVN24, że na filmie widać m.in. aspiranta Sławomira M., pseudonim "Koliber".
- Nie wykluczam, że w tym wypadku mieliśmy do czynienia z policjantami. Z tych informacji, które posiadam, wiele wskazuje, że to byli policjanci - przyznał w "Czarno na białym" kom. Sylwester Marczak, rzecznik Komendy Stołecznej Policji. Zapewnił, że demonstranci nie byli śledzeni. Nie potrafił jednak odpowiedzieć na pytanie, dlaczego - skoro działania miały charakter jawny - funkcjonariusze nie przyznali się do pracy w policji i twierdzili, że zgubili drogę.
- Nigdy nie spotkałem się z czymś takim, żeby policja była wykorzystywana do tego typu obserwacji lub szpiegowania własnych obywateli - mówi "Czarno na białym" były policjant. - To po prostu nie zdarzało się nigdy wcześniej - zapewnia.
Marcin przyznaje, że również on śledził liderów opozycyjnych organizacji na polecenie swoich przełożonych. Jak mówi, stowarzyszeniu Obywatele RP policja poświęca wyjątkowo dużo czasu i środków. - Na odprawach mówi się, że trzeba ich eliminować, że to jest poważne zagrożenie, używa się też słów może bardziej wulgarnych, mówi się: "jakbyście te ku... widzieli, tych poj..., no to trzeba ich wyciągać", i tak dalej - opowiada. Dodaje, że policjanci są również informowani o tym, że jeśli nie będą wykonywali poleceń, to zostaną wobec nich zastosowane sankcje służbowe.
Z jego relacji wynika, że polecenia w kwestii obserwacji demonstrantów wydawane są ustnie, a policja dba o to, by nie powstawało w tych sprawach zbyt wiele dokumentów.
- Co z tego później wynika, no to już trudno mi powiedzieć, do czego to będzie wykorzystane. Na pewno te osoby nie popełniają ani żadnych przestępstw ani wykroczeń, z tego co ja widziałem - mówi.
Policja odpiera zarzuty, żeby kogokolwiek śledziła. - Mamy tutaj do czynienia z działaniami mającymi na celu zapobieganie jakimkolwiek zachowaniom, które mogłyby doprowadzić do łamania przepisów prawa - zapewnia reportera TVN24 rzecznik Komendy Stołecznej Policji kom. Sylwester Marczak.
Źródło: TVN24