"Polacy w akcie zemsty urządzą sobie raj"
Irlandia była kiedyś krajem zupełnie udanych pisarzy, lecz po pewnym czasie uparła się zostać republiką wyjątkowo nieudanych biznesmenów. Ich sukcesy w odnoszeniu porażek były tak wielkie, że powinni zacząć pisać o tym książki. Może dzięki temu Irlandia znów stanie się w oczach świata tym, czym była dla niego przez całe wieki. W tym lepszym znaczeniu, oczywiście.
Przeczytaj wcześniejsze felietony Piotra Czerwińskiego
Dzień dobry Państwu albo dobry wieczór. Wszyscy oczywiście zdajemy sobie sprawę, że niewielu ludzi zdaje sobie sprawę z fatalnej kondycji czytelnictwa i problem ten nie dotyczy tylko Polski. Jak zwykle w takich ciężkich czasach, oprócz albumów o Papieżu i wspomnień uczestników X Factor, z księgarskich półek najlepiej schodzą poradniki o tym, jak żyć w ciężkich czasach i uważam, że Irlandia ma pełne prawo stać się wiodącą kuźnią autorów takich dzieł, a nawet rozszerzyć ten gatunek o zupełnie nowe horyzonty. Owszem, tu i ówdzie widuje się u nas książki kucharskie, z których można nauczyć się samemu smażyć jajecznicę i robić tosty, ewentualnie biografie ludzi, którzy są słynni z tego, że nie zbankrutowali. Ale to tylko małe światełko w tunelu, w którym utkwiła większość irlandzkiego społeczeństwa, brutalnie odciętego od prosperity, która zdążyła zepsuć ich jak pięciolatka, wychowanego w Peweksie przez dwie partyjne babcie i siedem ciotek z UB.
Irlandia tak fachowo zamordowała własny dobrobyt, że mogłaby udzielać innym krajom korepetycji, jak zniweczyć każdy sukces gospodarczy, nie mając do tego żadnej podstawy ani warunków. Logicznie rzez biorąc, jeśli jest się fachowcem w jakiejś dziedzinie, naprawdę warto nieść kaganek oświaty między ciemny lud innych krajów Europy, które też przecież chciałyby zostać drugą Irlandią, bo każdemu się należy. Uważam więc, że ktoś powinien w Irlandii napisać bestseller pod tytułem „Jak zostać drugą Irlandią”. Jak świat światem ludzie bezcennie doświadczeni przekazywali swoją mądrość dalej i nie widzę powodu, dla którego Irlandia nie miałaby zrobić tego samego.
Każdy pisze o tym, o czym umie najlepiej, nieprawdaż? Oszuści pokerowi piszą o tym, jak kantowali, szpiedzy o tym, jak szpiegowali, narkomani, jak się szprycowali, zaś latawice, w wersji męskiej zwane plejbojami, o tym, z kim się przespały. To dlaczego ktoś ma nie napisać o tym, jak spaprał gospodarkę w poniekąd cywilizowanym kraju zachodniej Europy? Choć z tą cywilizacją to bym aż tak nie przesadzał. Z pewnością podręcznik tego typu byłby świetną lekturą dla wielu polityków w innych krajach, które chcą przybliżyć swoim obywatelom smak sukcesu Zielonej Wyspy.
Wstęp powinien być napisany przez byłego premiera, za którego panowania dokonała się cudowna transformacja celtyckiego tygrysa w kotkę na rozgrzanym dachu. Łzawy charakter tej wypowiedzi winien zawierać aluzje do brutalnego irlandzkiego losu, którego kult nigdy nie zaginie. W zakończeniu nie zaszkodzi nawiązać do komedii „Miliony Brewstera”, by unaocznić zarówno Irlandczykom, jak i wszystkim innym narodom radość, jaką sprawia przepuszczanie łatwych pieniędzy.
Sam sukces książka powinna traktować marginalnie i zdawkowo objaśnić okoliczności, w jakich nastąpił, kładąc nacisk na jego przypadkowość i oczywistą, ulotną bezsensowność, na tle historii Europy. Właściwa część musi rozpocząć się instrukcją zaciągania niespłacalnych długów, a potem skupiać się na procesie odbijania palmy, kupowania na kredyt Porsche Cayenne oraz wynajmowania trzech Polaków do jego mycia. Dla czytelnika irlandzkiego będzie to miało wymiar nostalgiczny, zaś dla obcokrajowców będzie stanowiło zachętę, by postąpili tak samo, zwłaszcza, jeśli nie mają ani grosza. Dla Polaka lektura tego rozdziału będzie dodatkową motywacją, by w akcie zemsty za pucowanie czyjegoś samochodu przed siedmioma laty urządzić sobie dokładnie taki sam raj na własnym podwórku.
Oprócz fachowych porad, szczegółowo instruujących jak zaprzepaścić sukces gospodarczy, pozycja powinna zawierać ekskluzywne wywiady z ekspertami, którzy budowali apartamentowce szybciej niż swoje własne wille na Kanarach. Oczywiście do takiego materiału koniecznie trzeba dodać materiał poglądowy w postaci zdjęć rzeczonej posiadłości, z dokładnym opisem, ile jest dzisiaj warta i jak wysoką odprawę wypłacił sobie ich właściciel, który na zdjęciu macha do czytelników, pozdrawiając ich i życząc pogody ducha przy spłacaniu niespłacalnego kredytu. To doda otuchy wszystkim, którzy boją się, że można ponieść klęskę finansową i mieć z tego powodu jakieś kłopoty.
Wywiady z politykami, którzy w czasach prosperity walili w Unię Europejską jak w taraban, po to tylko, by stać się jej największymi piewcami, kiedy przyszedł czas sępienia pieniędzy, należy wydrukować tłustą czcionką. Tak tłustą jak oni sami. Ich moc dydaktyczna może być bezcenna dla wszystkich adeptów sztuki ogłupiania tłumu.
Nieodzownym elementem „Jak zostać drugą Irlandią” będą również tak zwane case studies, czyli historie z życia wzięte. W tej roli na rozgrzewkę wystąpi grupa U2, w rozdziale pod tytułem „Co zostało z naszego wieżowca, którego w końcu nie postawiliśmy”. Znajdą się tam również porady, jak nie płacić u siebie podatków ze sprzedaży płyt oraz jak przenieść biznes do innego kraju, kiedy sprawy w Twojej ojczyźnie zaczynają wyglądać źle.
Nawiasem mówiąc, Irlandia jest jednym z niewielu miejsc na świecie, dopuszczających zwolnienie artystów od podatku i dotyczy to również wykonawców muzyki szarpidrutowej. Opłaca się zatem być patriotą, zarabiając trochę więcej niż zgrzewkę piwa za koncert w wiejskim pubie. Należy niestety udowodnić przy tym fiskusowi, że swoją pracą na scenie utrwala się dobro kultury narodowej republiki oraz inne wartości, które odbiorcom tych dzieł najczęściej wydają się bezwartościowe.
Wracając do bestsellera, to można w nim łączyć poradnik gospodarczo-polityczny z innymi radami, np. dotyczącymi tak bardzo dziś popularnego dbania o sylwetkę. Osobny rozdział książki mógłby zaczynać się od słów: „sprawdź się! Zbankrutuj szybciej niż schudniesz, a schudnięcie przyjdzie samo!” Problem nerwicy, związanej z bankrutowaniem, proponuję zbalansować nadmierną konsumpcją alkoholu, która w Irlandii za problem uznawana nie jest.
Osobny ustęp należy poświęcić temu, kto jest winny tego upadku i dlaczego na winnych najlepiej nadają się Polacy. Do jego napisania proponuję zaprosić dziennikarzy z „Irish Independent”. W polskiej wersji książki bez problemu można zostawić ten wątek. Polacy uwielbiają żreć się o takie rzeczy we własnym gronie.
Aby książka była czytelna dla polityków, biznesmenów i innych ludzi, mogących zrobić z niej użytek, powinna być napisana przystępnym językiem, zawierać liczne przekleństwa, nieporadności językowe i błędy stylistyczne, odwołania do najbardziej przykrych momentów historii, a także proletariackie kolokwializmy, w rodzaju „cały naród walczy o lepsze jutro” oraz „dajcie mie kasę”. To pozwoli każdemu możnowładcy lepiej wczuć się w rolę.
Na koniec wydawca powinien załączyć słowniczek podstawowych zwrotów w języku niemieckim oraz listę wszystkich instytucji unijnych oraz osób prywatnych i księstw bananowych, od których można pożyczyć pieniądze. Będzie to świetny zalążek do przygotowania drugiej części poradnika, zatytułowanej: „Jak pożyczyć sto miliardów euro, wypiąć się i niczego nie oddać.”
Jestem pewien, że tak skonstruowana książka odniesie wielki sukces, choć to zaledwie propozycja kluczowych tricków, zapewniających dojście do recesji, jej godne przeżycie oraz wyjście na prostą lub przynajmniej dalsze lawirowanie. W Polsce „Jak być drugą Irlandią” proponuję promować za pomocą piosenki „Tak mi źle, tak mi szaro”. Wieczór autorski należy koniecznie zaplanować w pubie irlandzkim, na dzień burzy z piorunami, a zamiast zakładki załączać kupon na cztery darmowe guinnesy i butelkę łyskacza, by można ją było promować jako czarną komedię. Potrzebna też będzie jakaś kompetentna i reprezentatywna postać, która przeczyta wybrane fragmenty. Jakieś pomysły?
Dobranoc Państwu.
Z Dublina, specjalnie dla Wirtualnej Polski, Piotr Czerwiński Kropka Com