HistoriaPolacy po stronie Lenina - Rewolucyjny Czerwony Pułk Warszawski

Polacy po stronie Lenina - Rewolucyjny Czerwony Pułk Warszawski

Rewolucyjny Czerwony Pułk Warszawski to jeden z pierwszych oddziałów Armii Czerwonej i jeden z najbardziej egzotycznych - obok najliczniejszych Polaków, służyli w nim m.in. Chińczycy i Koreańczycy. Przysięgę wojskową odbierał od nich osobiście Włodzimierz Lenin. Swoją wierność nowej ojczyźnie udowodnili tłumiąc antybolszewickie powstanie w Jarosławiu, gdzie po drugiej stronie walczyło wielu Polaków. Po raz pierwszy bolszewicy dokonali tam masowej egzekucji. Wśród rozstrzelanych mogli być również polscy oficerowie. Niewykluczone, że polscy czerwonoarmiści strzelali w tył głowy do swoich rodaków - pisze Mateusz Staroń w artykule dla WP.

Polacy po stronie Lenina - Rewolucyjny Czerwony Pułk Warszawski
Źródło zdjęć: © Wikimedia Commons

10.02.2016 15:36

21 lipca 1918 r. pod Jarosławiem w Rosji powietrze przeszyło kilkaset wystrzałów z broni strzeleckiej. Na błoniach pod miastem, na ziemi leżało ok. 350 pstrokato ubranych trupów. Część z nich miała cywilne ubrania, ale niektórzy byli ubrani w wojskowe mundury. Był to finał powstania antybolszewickiego, które wybuchło kilkanaście dni wcześniej. Wywołał je najlepiej zorganizowany antybolszewicki spiskowiec Boris Sawinkow. Miasto zostało opanowane przez ok. 6 tys. rebeliantów, w tym ok. 1 tys. oficerów z organizacji podziemnej. Wśród nich byli również polscy oficerowie z byłej armii rosyjskiej.

Bolszewicy na wieść o wydarzeniach w Jarosławiu natychmiast wysłali swoje sprawdzone oddziały, w tym batalion z Rewolucyjnego Czerwonego Pułku Warszawskiego - 2 kompanie piechoty (Polacy, Chińczycy i Koreańczycy), szwadron ułanów, oddział ciężkich karabinów maszynowych i kilka miotaczy min. Walki uliczne trwały przez 10 dni. Walczono zaciekle o każdą kamienicę, załom, podwórko. Żołnierze pod dowództwem chor. Stefana Żbikowskiego nie mieli sentymentów, gdy po drugiej stronie słyszeli komendy w ojczystym języku. Doszło do walk bratobójczych.

Kto wie czy obecność rodaków w szeregach nie mobilizowała ich do większej bezwzględności. W ten sposób chcieli udowodnić swoją wierność wobec nowej, komunistycznej ojczyzny i wykazać się przed bolszewikami. Chor. Żbikowski wspominał, że "nasi żołnierze, po raz pierwszy słysząc mowę polską w obozie wroga, bez wahania częstują go kulą". Mimo ponawiania ataków piechoty i wykorzystania artylerii, bolszewikom nie udało się zdławić oporu. Powstańcy poddali się dopiero z powodu braku wody. Spośród bezbronnych jeńców bolszewicy wyselekcjonowali grupę ok. 350 osób: oficerów, urzędników, zamożnych mieszczan, studentów. Wyprowadzili ich z miasta i rozstrzelali. Bardzo prawdopodobne, że jeńcami byli również polscy oficerowie.

Zbrodnia pod Jarosławiem była pierwszą masową egzekucją dokonaną przez bolszewików. Polscy czerwonoarmiści stanowili dużą część wojsk tłumiących powstanie, co sugeruje, że również i oni mogli strzelać do bezbronnych jeńców. W okresie wojny domowej w Rosji powszechnie rozstrzeliwano przez strzał w tył głowy. Czy polscy czerwonoarmiści strzelali do polskich oficerów w tył głowy, podobnie jak to było w Katyniu? Jest to bardzo możliwe.

W międzynarodowym gronie

11 maja 1918 r. w murach byłej fabryki Michelsona w Moskwie panował podniosły nastrój. Żołnierze pułku warszawskiego, ustawieni w dwuszeregu, czekali na przybycie wodza rewolucji, który przyjmie od nich przysięgę. Wreszcie pojawił się Włodzimierz Lenin. Najpierw przyjął raport od dowódców. Był w świetnym humorze. Żartował i śmiał się z nimi. Wypytywał ich o nastroje wśród polskich czerwonoarmistów. Później przemówił do zgromadzonych: "Trzymajcie się jak orły, nie żałujcie swojego życia w walce z wrogiem klasy robotniczej. Pamiętajcie, że od waszej bohaterskiej walki będą zależeć osiągnięcia naszego zwycięstwa o wyzwolenie robotników i świata od międzynarodowego kapitału". Następnie zaczął wymawiać słowa przysięgi po rosyjsku. Polacy oraz pozostali żołnierze zaczęli je głośno powtarzać z podniesioną ręką. Przysięgali wierność "klasie robotniczej" oraz "rządowi robotniczo-chłopskiemu". Tego dnia zostali faktycznie obywatelami republiki radzieckiej i wyrzekli się swoich ojczyzn. Polacy zdradzili swój kraj.

Rewolucyjny Czerwony Pułk Warszawski powstał na bazie tzw. pułku biełgorodzkiego - pierwszej zbolszewizowanej polskiej formacji wojskowej. Tworzyli go byli żołnierze armii rosyjskiej polskiego pochodzenia, którzy w 1917 r. opowiedzieli się po stronie rewolucji. Historia tego oddziału zakończyła się tragicznie. Pod koniec 1917 r. bolszewicy zdecydowali, aby go wysłać do walki z powstającym państwem ukraińskim. Żołnierze odmówili wykonania rozkazu. W ramach represji pułk rozbrojono, a jego dowódcę zamordowano. Resztki formacji przeniesiono do Moskwy i na tej bazie rozpoczęto organizować Czerwony Pułk Warszawski.

Był to jeden z pierwszych oddziałów świeżutkiej Armii Czerwonej. Jednostka formalnie miała status formacji międzynarodowej, ale całe dowództwo i 80 proc. żołnierzy było Polakami. W pułku służyli również Rosjanie, Ukraińcy, Białorusini, Chińczycy, Koreańczycy, Niemcy, Łotysze. Znaleźli się oni w jednostce, ponieważ służba w bolszewickich formacjach nie cieszyła się szczególną estymą wśród Polaków, którzy ją bojkotowali. Polscy komuniści, organizujący werbunek, ratowali się kim popadnie. Mieszany skład był na rękę bolszewikom - udział żołnierzy innych narodowości miał być zabezpieczeniem i gwarancją lojalności Polaków wobec władzy radzieckiej.

Pułk stacjonował na terenie koszar aleksandrowskich w Moskwie. Jego dowódcą został czerwony do szpiku kości chorąży Stefan Żbikowski, urodzony w Woli Osowińskiej koło Siedlec. Przed wojną pracował jako nauczyciel matematyki w Moskwie. Od w 1915 r. walczył w szeregach armii rosyjskiej. W 1917 r. opowiedział się po stronie rewolucji i działał w rewolucyjnych radach żołnierskich, a na początku 1918 r. wstąpił do partii bolszewickiej. Był bezgranicznie oddany rewolucji i gotowy do walki. "Czerwony pułk gotowy jest w każdej chwili, na każde skinienie władzy sowieckiej, iść do walki z wrogami Rewolucji" - deklarował. Komenda pułku była polska, natomiast w korespondencji i wydawaniu rozkazów posługiwano się językiem rosyjskim. Na początku pułk liczył ok. 600 żołnierzy. Po przymusowym poborze stany wzrosły do 1,2 tys. ludzi. W oddziale panowała słaba dyscyplina, wartownicy zasypiali na wartach, notowano przypadki dezercji, uprawiano hazard. Dyscyplinę trzymano za pomocą terroru, strasząc oddaniem w ręce Trybunału
Rewolucyjnego.

Siepacze Lenina

Żołnierze chor. Żbikowskiego szybko wpadli w wir burzliwego i brutalnego życia politycznego Moskwy. De facto pełnili funkcję policji politycznej. 11 kwietnia 1918 r. w nocy polska kompania, ramię w ramię z Czerezwyczajką, wzięła udział w likwidacji buntu anarchistów. W ciemnościach moskiewskiej nocy zlikwidowano kilkanaście miejsc oporu. Polacy dostali zadanie opanowania dużej willi otoczonej wysokim murem przy ul. Dońskiej. Ulokowała się tam 30-osobowa grupa anarchistów, uzbrojona w broń ręczną i granaty.

Polacy przystąpili do szturmu na willę. Ich przeciwnicy stawili twardy opór. W pierwszym ataku zginęło dwóch polskich żołnierzy, w tym dowódca kompanii. Mimo kilkukrotnej przewagi polscy czerwonoarmiści nie potrafili złamać oporu obrońców. Na pomoc musiano wzywać kolejną kompanię pułku uzbrojoną w ciężkie karabiny maszynowe. Dodatkowo sprowadzono samochód pancerny i armatę polową. Anarchiści poddali się dopiero nad ranem. W walkach stracili dwóch ludzi, a czterech kolejnych odniosło ciężkie rany. Pozostałych 25 dostało się do niewoli. Ofiary były również wśród atakujących Polaków. Dwóch z nich zginęło, a czterech zostało rannych.

Dwa dni później, na osobiste polecenie Lenina, poległych "bohaterów rewolucji" uroczyście pochowano na Placu Czerwonym pod murami Kremla. Bunt anarchistów był jednak tylko rozgrzewką przed największą akcją pacyfikacyjną pod Jarosławiem. 6 sierpnia 1918 r. cały pułk odszedł na front południowy przeciwko "białym" wojskom. Żołnierzy żegnał sam Włodzimierz Lenin. Oddział w tym momencie stracił swoją autonomiczność i wszedł w skład Zachodniej Dywizji Strzeleckiej.

Dywizja została wysłana później na front w walce z niepodległą Polską, gdzie prowadziła bratobójcze walki. Po licznych klęskach została przemianowana na 52 Dywizję Piechoty Armii Sowieckiej. Miała być później podstawą 1 Polskiej Armii Czerwonej, powołanej przez polskich komunistów. Z powodu bolszewickiej porażki w Bitwie Warszawskiej, ich plany spaliły na panewce. Polscy czerwonoarmiści z czasem zyskali sławę bezwzględnych siepaczy. Jeden z jej żołnierzy - Józef Podsiadło ze zdziwieniem pisał w swoich wspomnieniach, że na wieść o pojawieniu się polskiego oddziału, ludność cywilna mówiła: "idą polscy bolszewicy i wszystkich wyrżną".

Skazani na zagładę i chwałę

Pomimo oddania sprawom rewolucji nie liczono się z życiem polskich czerwonoarmistów. Formacje powstałe na bazie pułku warszawskiego miały bardzo wysokie straty. Jego pododdziały były wykorzystywane na wszystkich frontach wojny domowej w Rosji. Żołnierze wysłani do walki zazwyczaj ginęli bez wieści. W wielu przypadkach do dzisiaj nie wiadomo jaki spotkał ich los.

Stefan Żbikowski po aresztowaniu przez NKWD w 1937 r. fot. Wikimedia Commons

Wydawałoby się, że po wojnie w bolszewickim "raju" polskich czerwonoarmistów spotkają zaszczyty i splendor. Jednak życiorys dowódcy formacji chor. Żbikowskiego wskazuje, że było zupełnie inaczej. W Zachodniej Dywizji Strzeleckiej objął on funkcję komisarza politycznego. Później wyjechał do Polski i prowadził tam nielegalną działalność wywiadowczą na rzecz Rosji sowieckiej. Wkrótce aresztowały go polskie władze. W 1921 r. powrócił do ZSRR. Został funkcjonariuszem sowieckich służb specjalnych i wykładał na akademii wojskowej Armii Czerwonej. W 1937 r. w okresie "wielkiej czystki" został zamordowany przez NKWD.

Czy pozostałych żołnierzy pułku spotkał podobny los? Tych, którzy nie zginęli podczas wojny domowej w Rosji i "eksportu" rewolucji na zachód, najprawdopodobniej dosięgła kula dawnych współtowarzyszy broni. Tylko nieliczni przeżyli II wojnę światową. Zadziwiający dla historyka jest brak szczegółowych opisów i wspomnień z życia tego oddziału. Pomimo dużych wysiłków komunistycznych historyków, nie udało im się szczegółowo odtworzyć historii tej formacji. Mieli problemy z dotarciem do żołnierzy. W wielu przypadkach ich życiorysy urywały się w końcówce lat 30. XX wieku. Powstało zaledwie kilka relacji i wspomnień naocznych świadków. Wszystkie są lakoniczne, oczywiście nie zawierają żadnych wzmianek o zbrodniach, które mieli na swoim sumieniu, przesiąknięte nowomową i językiem komunistycznej propagandy. Tworzy to wokół pułku aurę tajemniczości. Pomimo tych braków i "białych plam" komunistyczni historycy stworzyli legendę tej formacji. Żołnierzy pułku nazywano bohaterami. Dzisiaj polscy sołdaci Lenina powinni
znaleźć stałe miejsce w kanonie największych zdrajców Polski.

Mateusz Staroń dla Wirtualnej Polski

Mateusz Staroń- historyk, autor książki "Likwidacja Polskiego Korpusu Posiłkowego w 1918 r.". Wyróżniony w konkursie Instytutu Pamięci Narodowej i Polskiej Akademii Nauk na Najlepszy Debiut Historyczny Roku 2010. Specjalizuje się w historii walki zbrojnej o niepodległość Polski w latach 1905-1918. Publikuje na blog.surgepolonia.pl. Tytuł pochodzi od redakcji.

Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)