Podrzuceni do Polski przez Niemców. Kim byli? Są szczegóły
- Jest to pierwszy do tej pory, na szczęście jedyny taki incydent - przekazał w poniedziałek Jacek Dobrzyński, odnosząc się do działania niemieckiej policji, która przewiozła cudzoziemców na stronę polską i tam pozostawiła. Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych dodał, że to działanie wbrew procedurom. Na platformie X do sprawy odniósł się też Donald Tusk.
17.06.2024 | aktual.: 17.06.2024 18:14
W piątek niemiecki radiowóz pojawił się w Osinowie Dolnym w woj. zachodniopomorskim, z samochodu wysiadła rodzina migrantów - miały to być dwie osoby dorosłe i troje dzieci. O incydencie napisał portal Chojna24.pl, poinformowany przez czytelnika.
Jacek Dobrzyński: Pierwszy do tej pory incydent
Rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych Jacek Dobrzyński podczas poniedziałkowego spotkania z dziennikarzami przekazał, że niemiecka policja zatrzymała pięcioosobową rodzinę w nocy, w piątek, 14 czerwca, a nad ranem rodzina została przewieziona dwoma radiowozami na stronę polską i tam pozostawiona.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jak dodał, polska Straż Graniczna natychmiast skontaktowała się ze swoimi odpowiednikami po stronie niemieckiej; te informacje zostały potwierdzone.
- Możemy śmiało powiedzieć, że jest to pierwszy do tej pory, na szczęście jedyny taki incydent - podkreślił Dobrzyński. Jak mówił, ma nadzieję, że innych nie będzie.
"Polska Straż Graniczna jest w kontakcie z niemiecką policją"
Polska Straż Graniczna przez cały czas jest w kontakcie z niemiecką policją, ponieważ to w jej strukturach jest tamtejsza straż graniczna - podkreślał też Dobrzyński, przekazując, że we wtorek Komendant Główny Straży Granicznej (gen. dyw. SG Robert Bagan) będzie rozmawiał na ten temat ze swoim niemieckim odpowiednikiem.
Jak także deklarował, sprawa zostanie też poruszona podczas spotkania ministra spraw wewnętrznych i administracji Tomasza Siemoniaka z niemiecką minister spraw wewnętrznych Nancy Faeser. Dobrzyński przekazał, że do Berlina Siemoniak poleci w piątek.
Rzecznik zaznaczył, że - jak ustalono - zostały złamane procedury. - Policja niemiecka zadziałała wbrew procedurom, które w takich sytuacjach obowiązują - powiedział. Podkreślił, że chodzi o procedury obowiązujące w całej Europie.
"To są wolni ludzie"
Na pytanie o to, gdzie obecnie przebywa ta rodzina, Dobrzyński poinformował, że "to są wolni ludzie". Przekazał też, że rodzina przebywała na terenie Polski tydzień wcześniej, złożyła wniosek o azyl i zgodnie z procedurami powinna przebywać w Polsce, "a nie jechać za granicę".
- Ubolewamy, że doszło do niedopełnienia tych procedur i zrobimy wszystko, żeby do podobnych incydentów w przyszłości nie dochodziło - informował.
W poniedziałek po południu do sprawy odniósł się premier Donald Tusk.
"Będę za chwilę rozmawiał z kanclerzem Scholzem o niedopuszczalnym incydencie z udziałem niemieckiej policji i rodziny migrantów po naszej stronie granicy. Sprawa musi być szczegółowo wyjaśniona" - napisał na platformie X.
Cudzoziemcy przywiezieni do Polski przez niemiecką policję. Komunikat SG
Wcześniej Straż Graniczna w portalu X (dawniej Twitter) zaznaczyła, że "przywiezienie i pozostawienie przez niemiecką Policję cudzoziemców w Polsce (Osinów Dolny) odbyło się z naruszeniem zasad współpracy obu służb i prawa regulującego kwestie przekazywania osób". We wpisie podkreślono, że "służby niemieckie nie mogą arbitralnie podejmować takich decyzji".
Wiceszef MSWiA Czesław Mroczek, odnosząc się do incydentu przyznał, że sytuacja w Osinowie Dolnym nie wypełniała procedur związanych z readmisją. Procedura odsyłania uchodźcy do kraju, w którym złożył on wniosek o ochronę, wygląda zupełnie inaczej - powiedział PAP wiceminister.
- Działania te z całą pewnością nie były wypełnieniem procedury o readmisji. W sytuacji, kiedy uchodźca złoży wniosek o ochronę w Polsce, a później się przemieści do innego państwa europejskiego, bez rozpatrzenia tego wniosku, państwo, w którym się znajdzie, może go skierować do państwa, które przyjmowało wniosek. Taka jest zasada - mówił Mroczek, dodając, że w zeszłym roku przypadków readmisji było blisko 1 tys., a w tym roku blisko 300.
Czytaj również: