Podpaliła ich Grażyna R.? Zbiórki dla rodzin z pożaru w Malborku
W internecie funkcjonuje kilka zbiórek dla pogorzelców z malborskiej kamienicy, o podpalenie której podejrzewana jest dobrze znana policji Grażyna R. Lokatorzy spalonych mieszkań opowiedzieli o swoim dramacie. Liczą na to, że internauci pomogą im rozpocząć nowe życie. - Będziemy mieć materac do spania, nic więcej – mówi jedna z kobiet o swojej przyszłości.
01.10.2024 | aktual.: 01.10.2024 16:45
- Pierw był huk. Ogień zobaczył syn. Krzyknął: "Szybko mama, tata, wstawajcie, bo się palimy!". Nie wzięłam nic. Jeden laczek męski, drugi damski, wybiegłam na krótkim rękawie - przez łzy wspomina tamtą noc Marlena, gdy siedzimy przed tymczasowym domem od miasta. - Dwa lata temu przeszłam na emeryturę. Liczyłam na godną starość. Niedawno wszystko umeblowaliśmy na nowo. Zalało mnie podczas tego pożaru. Cały dobytek tam został.
- To był ogień na trzy metry. Z góry można było uciec tylko przez okna. Ja wyszedłem stąd w jednej skarpecie, laczkach i spodniach założonych na lewą stronę. Ubierałem się w radiowozie – mówi Kazimierz, mąż Marleny. Rozmawiamy z nim, gdy przegląda resztki swoich rzeczy w komórce obok spalonej kamienicy.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
- My u siebie poczuliśmy smród, jakby się jakaś guma paliła – wspomina tragedię Wanda. - Jak otworzyłam drzwi, to buchnął we mnie czarny dym. Mój syn krzyknął "Mamo, uciekaj przez okno!". Złapał mnie za rękę i wsadził na daszek. Straciłam wszystko. Mam dokumenty, portfel, syn nie dał rady wziąć więcej.
- Wróciliśmy z mężem z zakupów. Wszystko działo się szybko... Sąsiad z góry mówił, że skakał w ogniu, że paliły się mu już włosy. Wszystko zostało u nas zalane. To, co potem uratowaliśmy, to teraz wyrzucamy, bo śmierdzi spalenizną - mówi natomiast Weronika. Kobieta mieszka teraz u krewnej, która zaoferował jej dach nad głową.
Została trauma i prawie nic więcej
Wszyscy pogorzelcy z ul. Koszykowej, z którymi rozmawiamy, proszą o anonimowość, dlatego w tym tekście zmieniliśmy im imiona. Boją się, że jeśli Grażyna R. wyjdzie na wolność, będzie się chciała na nich mścić. Obawiają się też jej znajomych. Nie przekonuje ich zapewnienie, że kobieta podejrzana o podpalenie, w przypadku uznania ją za winną, spędzi w izolacji długie lata, nawet jeśli skończy się na całkowitej niepoczytalności.
Pogorzelcy mówią o traumie. O tym, jak dramatycznie wyglądało ratowanie dzieci, które trzeba było spuszczać z okien, jak strażacy wynosili z budynku zwłoki Krzysztofa i jak lądował helikopter, żeby ocalić życie Filipa, który wciąż jest w szpitalu.
Weronika nie chce już oglądać spalonej kamienicy. Nawet, kiedy jest w pobliżu, odwraca wzrok, mimo że mieszkała tam przez wiele lat. A Marlena przyznaje, że gdy zostaje sama wieczorami i słyszy dziwne hałasy, to dostaje ataków paniki.
Miasto próbuje zorganizować pogorzelcom nowe mieszkania jeszcze przed zimą, zapewniło też im psychologa. Ale lokatorzy z Koszykowej mają jeszcze inny bardzo poważny problem – stracili cały swój dorobek. A na nowe lokale trzeba będzie mieć pieniądze, bo zapewne będą do remontu jak większość lokali komunalnych i socjalnych. To nigdy nie byli majętni ludzie, mieszkali w lokalach socjalnych lub komunalnych, i teraz zostali z niczym.
- Jak wejdziemy do nowych mieszkań, to będziemy my i materac do spania, nic więcej – wzdycha Marlena.
Tu można dostarczać dary
Mieszkająca nieopodal spalonej kamienicy Elżbieta Wodnicka, razem z mężem i dziećmi, jest jedną z osób, które najbardziej zaangażowały się w pomoc poszkodowanym. Jak słyszymy od kobiety, chęć wsparcia jest ogromna – odzywają się zarówno zwykli ludzie, jak i firmy. Nie tylko z Malborka, ale też wielu okolicznych miejscowości. Raz ktoś dzwoni, że przyjedzie z odzieżą, innym razem z chemią. Pomocną rękę podali poszkodowanym m.in. proboszcz, radni i lokalny prawnik.
- Wcześniej pomagałam z księdzem proboszczem, gdy byli u nas Ukraińcy. Teraz, kiedy na mojej ulicy wybuchł pożar, nie mogłam nie pomóc. Zbieramy dary dla wszystkich pogorzelców. Można je przynosić do nas, na posesję obok kamienicy nr 32 - mówi Elżbieta Wodnicka. - Skupiamy się na żywności, ubraniach, chemii gospodarczej i innych artykułach pierwszej potrzeby. Więcej nie damy rady, ale zgłaszają się do nas firmy i dajemy im kontakty.
Kilka zbiórek dla pogorzelców
Pogorzelcy pozakładali w internecie zbiórki. Jak tłumaczą, każda z rodzin ma swoją oddzielną, ponieważ wielu wpłacających wolało wiedzieć, do kogo konkretnie wysyła pieniądze. Przekazali nam je jednak wszystkie z prośbą, aby na szczycie umieścić te, na których na razie jest najmniej środków.
Linki zamieszczamy poniżej:
Tragiczny pożar w Malborku
Do pożaru należącej do miasta kamienicy przy ul. Koszykowej w Malborku doszło w czwartek 19 września przed godz. 22. Ze wstępnych ustaleń wynika, że przyczyną było podpalenie, jak udało się nieoficjalnie ustalić WP, być może za pomocą koktajlu Mołotowa.
Według sąsiadów na miejscu widziano w tamtym czasie 37-letnią Grażynę R., która przez wiele lat zamieszkiwała z matką w budynku znajdującym się po drugiej stronie ulicy.
Matka Grażyny przyjaźniła się z mieszkającym w kamienicy 62-letnim Krzysztofem. Często się odwiedzali i sobie pomagali, ale kobieta zarzeka się, że nie ma pojęcia, dlaczego jej córka skonfliktowała się z mężczyzną. Dzień przed pożarem 37-latka była u niego, wszczęła awanturę, powybijała szyby i zniszczyła drzwi. Na miejscu interweniowała policja, lecz agresorka nie trafiła do aresztu. Wiele wskazuje na to, że wróciła następnego dnia, by podłożyć ogień.
W pożarze zginął Krzysztof, a nocujący u niego 75-letni Filip, który porusza się na wózku inwalidzkim, walczy o życie w szpitalu.
Grażyna R. znajduje się na obserwacji psychiatrycznej, sąd zdecydował o jej tymczasowym aresztowaniu. Jest podejrzana o uszkodzenie mienia, kierowanie gróźb oraz sprowadzenie zagrożenia dla życia wielu osób w postaci pożaru.
Jak ustaliła Wirtualna Polska, kobieta miała wcześniej grozić podpaleniem lub próbować podpalać budynki w innych częściach miasta. Była też znana z wielu innych incydentów. Jej liczne ekscesy opisaliśmy w artykule "Sąsiedzi opowiadają, jak terroryzowała miasto".
Mikołaj Podolski, dziennikarz Wirtualnej Polski
Kontakt: Mikolaj.Podolski@grupawp.pl