Poderwano myśliwce F‑16. "Rosjanie szukają dziur w naszych systemach"
- Samoloty, które miałyby rakietę przechwycić i zniszczyć, muszą być w powietrzu, bo to zbyt krótki czas, by reagować z lotniska na takie wydarzenie - mówi w rozmowie z WP gen. bryg. (rez.) pil. dr hab. Jan Rajchel, odnosząc się do wtorkowego poderwania myśliwców F-16.
Dowództwo Operacyjne poinformowało we wtorek rano, że - w celu zapewnienia bezpieczeństwa polskiej przestrzeni powietrznej - aktywowano dwie pary myśliwców F-16 oraz sojuszniczy tankowiec powietrzny. Jak przekazano, ma to związek z obserwowaną aktywnością lotnictwa dalekiego zasięgu Federacji Rosyjskiej. To bowiem kolejny dzień, kiedy Rosja masowo atakowała ukraińskie miasta.
W tej sytuacji około godziny 5.45 wystartowała para stacjonująca w bazie w Łasku, a około godz. 6.15 para z bazy w Krzesinach. Około godziny 10 przekazano w kolejnym komunikacie, że ze względu na zmniejszenie poziomu zagrożenia, operowanie par dyżurnych polskiego i sojuszniczego lotnictwa w naszej przestrzeni powietrznej zostało zakończone.
Jak dodano, uruchomione środki powróciły do swoich baz i standardowej działalności operacyjnej.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Generał chwali komunikację
Gen. bryg. (rez.) pil. dr hab. Jan Rajchel, pilot wojskowy klasy mistrzowskiej, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że tak do tej pory również wyglądała obrona polskiego nieba.
- Tego rodzaju sytuacje nie były po prostu komunikowane. Sposób komunikacji ze społeczeństwem jest taki: albo mówimy otwarcie o tym, co się dzieje, albo nie mówimy. Teraz postanowiliśmy o tym informować, co jest w mojej ocenie zdecydowanie lepszym sposobem w obecnej sytuacji - mówi.
I dodaje: - Nie wyobrażam sobie sytuacji, w której jest jakieś potencjalne zagrożenie, a my nie podnosimy gotowości swojego systemu obrony powietrznej.
"Rosjanie to testują, szukając dziur w naszych systemach"
Gen. Mieczysław Bieniek, były zastępca dowódcy strategicznego NATO, w rozmowie z Wirtualną Polską mówi, że przez ostatnie półtora roku myśliwce NATO były podnoszone trzy tysiące razy. - Także na kierunku północno-zachodnim, ale i przy krajach bałtyckich, nad Morzem Czarnym, w przestrzeni powietrznej Rumunii, nad Wielką Brytanią - wylicza.
- Rosjanie testują czujność systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych NATO. Czasami dzieje się to nieintencjonalnie, ale jednak w większości intencjonalnie - dodaje.
Jak podkreśla gen. Bieniek, dzięki temu pokazujemy, że nasz system wykrywania obiektów, które chcą wtargnąć w naszą przestrzeń powietrzną, działa. - Umożliwia to "odgonienie" ich z naszej przestrzeni oraz pokazanie, że mamy efektory, czyli sposób, żeby zwalczyć te środki. Rosjanie o tym wiedzą, ale bez przerwy to testują, szukając dziur w naszych systemach - mówi gen. Bieniek.
Konieczność przechwycenia rakiety? "Samoloty muszą być w powietrzu"
Gen. Rajchel podkreśla, że jest to procedura, która obowiązywała także w sytuacji pokoju. - Jeśli potencjalny przeciwnik prowadził jakieś intensywne ćwiczenia wojskowe czy zgrupowania wojsk, strona przeciwna starała się zawsze wykorzystać tę sytuację, by rozpoznać sposób działania, dowiedzieć się jak najwięcej. Tym bardziej w trakcie działań wojennych - ocenia.
Zwraca uwagę, że w komunikacie Dowództwa Operacyjnego pojawiła się informacja o tym, że poderwany został także sojuszniczy tankowiec powietrzny. - Jako Polacy nie mamy na razie takiego samolotu, więc musiał być to samolot NATO. Podnosi się taki samolot w celu zapewnienia paliwa, a tym samym wydłużenia czasu dyżurowania w powietrzu lub przygotowania się do wzmocnienia przez inne samoloty, jeśli byłaby taka ewentualność - wyjaśnia.
Jak podkreśla, wszystko dzieje się w kontekście ostatnich wydarzeń, kiedy do polskiej przestrzeni powietrznej wleciała rakieta.
- Cel tego typu działań to uniknięcie podobnych sytuacji w przyszłości, a także pokazanie stronie przeciwnej, że jesteśmy przygotowani. Samoloty, które miałyby taką rakietę przechwycić i zniszczyć, muszą być w powietrzu, bo to zbyt krótki czas, by reagować z lotniska na takie wydarzenie - zaznacza gen. Rajchel.
Żaneta Gotowalska-Wróblewska, dziennikarka Wirtualnej Polski