"Poczuł krew" i wojenna legenda rozkwita. Niektórzy już widzą w nim następcę Putina
Rozwija się wojenna kariera 61-letniego Jewgienij Prigożyna, rosyjskiego oligarchy i szefa najemnych oddziałów grupy Wagnera walczących w Ukrainie. W rosyjskim internecie pojawił się film z Prigożynem jako głównodowodzącym atakiem w Donbasie. Eksperci spekulują, że to on mógłby być następcą Władimira Putina.
- Prigożyn kontynuuje przecieki z filmami o sobie w roli naczelnego dowódcy. Tutaj spotyka się o trzeciej nad ranem ze swoimi dowódcami. Wagnerowcy mówią mi, że w każdej chwili zagłosują na niego zamiast Putina. Wydaje mi się, że on poczuł krew - napisał na Twitterze Christo Grozev, dziennikarz śledczy związany z serwisem Belingcat.
Dziennikarz powołuje się na własne źródła w oddziałach Wagnera, które walczą w Ukrainie. Wskazuje na rosnącą pozycję Prigożyna, na co ma wpływ sytuacja na froncie. We wrześniu, gdy regularna rosyjska armia musi desperacko się bronić przed ukraińską kontrofensywą, akurat prywatna armia Prigożyna na swoim odcinku frontu atakuje. Jej celem jest miasto Bachmut i zdobycie terenów obwodu donieckiego. Ma to duże znaczenie, by udał się plan przyłączenia całego okupowanego regionu do Rosji.
Analitycy amerykańskiego Instytutu Studiów Wojennych (ISW) uznali, że Prigożyn jako bliski współpracownik Putina przejął kierowanie odcinkiem frontu w Donbasie, a nawet nazwali go "nową twarzą rosyjskiej operacji specjalnej".
W połowie kwietnia agencja AFP informowała, że w Ukrainie po stronie rosyjskiej walczy 8-10 tys. najemników z grupy Wagnera. Według wojskowych ekspertów "wagnerowcy" walczą lepiej od rosyjskiej armii, bo są dobrze wyposażeni i mają większe doświadczenie.
Wcześniej prywatna armia działała w Syrii, krajach afrykańskich, w Ukrainie podczas walk w 2014 roku, czyli wszędzie tam gdzie Kreml nie chciał ze względów politycznych używać regularnego wojska. Z szeregu śledztw mediów (Bellingcat, The Insider i Der Spiegel) a także doniesień ukraińskiego wywiadu wynika, że Jewgienij Prigożyn jest faktycznym właścicielem grupy Wagnera (on sam od lat zaprzecza takim związkom). Według ustaleń mediów, biznesmen zapewnia finansowanie oddziałów dzięki kontraktom z rosyjskim rządem. W tekście Associated Press o kulisach udziału Rosjan w wojnie w Syrii Prigożyn został nazwany "kucharzem Putina". Jego firmy działają w branży rozrywkowej i gastronomicznej. Wielokrotnie organizowały przyjęcia dla Putina i zagranicznych dygnitarzy.
Szybka kariera wodza prywatnej armii
O Jewgieniju Prigożynie zrobiło się głośno tydzień temu, gdy w rosyjskiej sieci pojawił się film z jego płomienną przemową do więźniów rosyjskiej kolonii karnej. Oferował im ułaskawienie w zamian za pół roku służby w jego oddziałach. Według Gozeva to jeden z celowo wypuszczanych przecieków, kreujących Prigożyna na bohatera ukraińskiej wojny, wybawcę Rosji przed klęską. To zaś sugeruje, że oligarcha może mieć ambicje sięgające stanowisk na Kremlu.
"Jeśli ktoś może kiedyś zastąpić Putina, to nie miękiszon Szojgu ani sierżant Gierasimow, ani nawet żaden z tych kretynów ze służb. Prigożin to sprawczość, siła i pieniądze" - komentował na Twitterze Piotr Łukasiewicz, były ambasador RP w Afganistanie.
Prigożyn o wojnie w Ukrainie. Zaskakująca wypowiedź
Ku zaskoczeniu rosyjskich mediów oligarcha - stroniący dotąd od publicznych wypowiedzi i odcinający się od łączenia go z najemnikami z grupy Wagnera - zgodził się odpowiedzieć na pytania o wojnę w Ukrainie. - Wydaje mi się, że pewna grupa osób dobrze walczy na kierunku Bachmutu, a to z następujących powodów. Są patriotami i nie mogą pozwolić na hańbę swojej ojczyzny. To profesjonaliści na najwyższym poziomie. Wielu z nich przeszło przez dziesiątki wojen, przygotowując się na najwspanialszy dzień, kiedy ich ukochana ojczyzna będzie musiała być broniona. Oni nie używają perfum Chanel i nie rozpierają się skórzanych tapicerkach limuzyn, ale wchodzą do piwnic i okopów, aby utrzymać sytuację pod kontrolą - ocenił Prigożyn.
Wypowiedź uzyskała "Komsomolska Prawda" za pośrednictwem biura prasowego spółki Concorde należącej do oligarchy. Współpracownicy Prigożyna zastrzegli, że to "opinia amatora", gdyż on sam nie może potwierdzić udziału grupy Wagnera w walkach w Ukrainie (przyp. red. - stąd pada sformułowanie o jakiejś grupie osób). Dodali, że na filmie z więźniami występuje osoba "niesłychanie podobna" do biznesmena oraz że faktycznie "bardzo dobrze przemawiała".
- Rosja zawsze była, jest i będzie pod niezawodną ochroną armii rosyjskiej - zastrzegł Prigożyn w komentarzu. To jakby na wszelki wypadek, żeby nie wyszło, iż krytykuje ważnych wojskowych.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Zmiana władzy na Kremlu. Służbom przyda się człowiek z legendą
Czy Jewgienij Prigożin ma szansę odegrać znaczącą rolę w ukraińskiej wojnie i rosyjskiej polityce? - Dziś jest to osoba nadal kontrolowana przez rosyjskie służby, ściśle z nimi współpracująca. Prigożin nie może prowadzić samodzielnej własnej polityki, która byłaby sprzeczna z interesami Kremla. Gdyby rozpoczął takie działania, zostałby usunięty przez jedną z frakcji resortów siłowych w Moskwie - ocenia Michał Marek z Centrum Badań nad Współczesnym Środowiskiem Bezpieczeństwa, autor monografii pt. "Operacja Ukraina".
- Możemy jednak przypuszczać, że rozpoczynają się działania zmierzające do wypromowania go na człowieka, który staje się symbolem siły i może rozwiązywać problemy na froncie. To początek, pewnego rodzaju baza, którą on sam i jego współpracownicy mogą dopiero rozwinąć. Gdyby w dalekiej przyszłości doszło do zmiany władzy w Rosji poprzez zamach stanu w wyniku przegranej wojny, Prigożin korzystając ze zbudowanej legendy, mógłby być wykreowany na jednego z liderów w strukturach władzy - komentuje Michał Marek.
Podkreśla, że taki potencjalny scenariusz to daleka przyszłość. Uważa, że protesty przeciwko mobilizacji, które teraz obserwujemy w Rosji, mają niedużą skalę i nie zagrażają władzy Putina. - Aby rozpoczął się poważny ferment społeczny, musi się jeszcze wiele wydarzyć. Najpierw te nowo zmobilizowane oddziały muszą trafić na front. To prawdopodobnie kwestia kilku miesięcy. Następnie w wyniku walk tysiące synów, mężów i ojców musiałoby powrócić do Rosji w trumnach lub jako ciężko ranni. I dopiero takie wydarzenia miałyby siłę, aby napędzać proces powszechnego buntu przeciwko władzy - dodaje rozmówca WP.
- Nie miejmy złudzeń, że po Putinie do władzy dojdą prodemokratyczni liberałowie - to mało prawdopodobny scenariusz. Zdecydowanie bardziej prawdopodobnym jest to, iż następca Putina zostanie wybrany spośród kandydatów wystawionych przez resorty siłowe - podsumowuje Michał Marek.
Tomasz Molga, dziennikarz Wirtualnej Polski