PublicystykaPo sondażu WP. Koziński: "Wybory wygra ten, kto lepiej opanuje emocje i zrobi mniej błędów" [OPINIA]

Po sondażu WP. Koziński: "Wybory wygra ten, kto lepiej opanuje emocje i zrobi mniej błędów" [OPINIA]

Pierwsza tura wyborów prezydenckich coraz bardziej zamienia się w plebiscyt. I najlepiej dowodzi, że polaryzacja między PiS i PO cały czas ma się bardzo dobrze.

Olsztyn, 20.06.2020. Wybory prezydenckie 2020. Prezydent Warszawy, kandydat KO w wyborach prezydenckich Rafał Trzaskowski podczas spotkania z mieszkańcami miasta
Olsztyn, 20.06.2020. Wybory prezydenckie 2020. Prezydent Warszawy, kandydat KO w wyborach prezydenckich Rafał Trzaskowski podczas spotkania z mieszkańcami miasta
Źródło zdjęć: © PAP | PAP/Tomasz Waszczuk
Agaton Koziński

21.06.2020 | aktual.: 01.03.2022 13:26

W komentarzach dotyczących obecnej kampanii najczęściej powracają porównania z wyborami sprzed pięciu lat. To akurat nie dziwi. W końcu w 2015 r. doszło do szokujących rozstrzygnięć – przegrał faworyzowany prezydent, który (w teorii) przegrać nie miał jak.

Analogie były tym bardziej trafne, gdyż teraz obecny prezydent (również zdecydowany faworyt) zaczął równie ospale i równie bez wyczucia jak jego rywal w poprzednich wyborach. Kolejnymi działaniami dowodził dużego uzależnienia od swego obozu politycznego, a także pokazywał, jak łatwo stracić kontakt z rzeczywistością mieszkając pięć lat w Pałacu Prezydenckim.

Ale miniony tydzień pokazał już innego Andrzeja Dudę. Teraz kampania już nie przypomina jego starcia z Bronisławem Komorowskim w 2015 r. Jeśli szukać analogii, to wydaje się, że obecnie najtrafniejszą jest porównanie do wyborów prezydenta Warszawy w 2018 r.

Zobacz też: Wybory 2020. Przecięte szlaki dwóch kandydatów. Hołownia i Duda razem w Białymstoku

Wybory prezydenckie 2020. Kogo zmieli polaryzacja

Już samo nazwisko Rafała Trzaskowskiego, który przecież wybory warszawskie wygrał, a teraz zastąpił Małgorzatę Kidawę-Błońską w roli kandydata PO w wyborach prezydenta Polski, sprawia, że odniesienia do wyborów w stolicy stają się aktualne. Ale jego wejście do gry uruchomiło jeszcze jeden proces czyniący to porównanie trafnym. Chodzi o spłaszczenie grupy polityków mających na cokolwiek szanse w tych wyborach.

Spójrzmy na najnowszy prezydencki sondaż dla WP z niedzieli 21 czerwca. Duda ma w nim 41 proc., Trzaskowski 27 proc. Trzeci jest Szymon Hołownia, czwarty Władysław Kosiniak-Kamysz, piąty Krzysztof Bosak. Poza pierwszą dwójką wszyscy pozostali kandydaci mają jednocyfrowe poparcie.

A przecież jeszcze niedawno wyglądało to zupełnie inaczej. Pod koniec maja Hołownia (także w sondażu dla WP) miał wyraźnie powyżej 10 proc., a Kosiniak-Kamysz ocierał się o tę granicę. Ci obaj politycy zdecydowanie przekraczali 15 proc. poparcia, gdy kandydatką Platformy była Kidawa-Błońska.

Wtedy powstawały kolejne analizy mówiące o tym, że dochodzi do rozhibernowania polskiej polityki, rozbicia duopolu PO-PiS. Dziś to wszystko wydaje się nieaktualne. Wejście do gry Trzaskowskiego dowodzi, że polaryzacją między Platformą oraz Prawem i Sprawiedliwością ma się tak dobrze jak za najlepszych lat.

Stąd właśnie odniesienia do wyborów w Warszawie. W tamtych wyborach w 2018 r. startował kandydat, który – jak się wydawało – ma wszystko, aby w nich odegrać ważną rolę. Chodziło o Jana Śpiewaka. Rozpoznawalne nazwisko, zasługi w walce z dziką reprywatyzacją w stolicy, brak powiązań partyjnych. Wydawało się, że odegra w tych wyborach taką samą rolę jak Paweł Kukiz w 2015 r.

Nic z tego nie wyszło. Śpiewak ostatecznie skończył zdobywając 3 proc. głosów.

Dlaczego tak mało? Bo tamta kampania rozegrała się w ogromnym tempie. Patryk Jaki z wielką determinacją próbował dopaść Trzaskowskiego. Nie udało mu się, kandydat PO wygrał w pierwszej turze – ale ich wzajemna rywalizacja była tak zaciekła, że przy okazji zmiotła wszystkich innych rywali. Dla nich po prostu nie starczyło miejsca.

Dokładnie ten sam efekt widać teraz w wyborach ogólnopolskich. Tylko partyjne role się zamieniły – w 2018 r. kandydat PiS naciskał na przedstawiciela PO, teraz jest odwrotnie. Ale w obu przypadkach widać, że gdy polaryzacja między PO i PiS nabiera wysokiej temperatury, dla innych polityków po prostu brakuje tlenu. Wyglądają jakby znaleźli się między dwoma kamieniami młyńskimi – ich jedyne marzenie to przetrwać, nie dać się całkiem zmielić. O niczym innym nawet nie próbują myśleć.

Wybory prezydenckie 2020. Kto zrobi mniej błędów

Rozpoczyna się ostatni tydzień kampanii przed pierwszą turą. Siedem dni przed wyborami najważniejsze pytanie brzmi: na ile pełna okaże się analogia między obecnymi wyborami, a tymi sprzed dwóch lat.

Cofnijmy się więc jeszcze raz do 2018 r. Wtedy Jaki bardzo mocno gonił Trzaskowskiego. Z sukcesami. Sondaże przedwyborcze pokazywały, że różnica między nimi stale się zmniejsza. Nie brakowało głosów, że Jaki może nawet kandydata PO pokonać, tym bardziej, że temu drugiemu zdarzały się kampanijne błędy. Na tydzień przed wyborami przewaga Trzaskowskiego dalej była duża – ale też wydawało się właściwie pewnym, że dojdzie do drugiej tury.

Skończyło się na turze pierwszej – i bardzo wyraźnej wygranej w niej Trzaskowskiego. Dlaczego? Przesądziła ostatnia prosta. Dosłownie na pięć dni przed wyborami przez Polskę przeszedł dreszcz: grozi nam polexit.

Niemal w jednym momencie nałożyły się na siebie dwa zdarzenia: wniosek do Trybunału Konstytucyjnego o sprawdzenie zgodności z konstytucją zapisów unijnych dokumentów oraz niekorzystny dla rządu wyrok TSUE. Opozycja natychmiast uderzyła w ton: PiS wyprowadza Polskę z Europy – a Polacy się tego przestraszyli i (zwłaszcza w wielkich miastach) zagłosowali na Platformę. Skorzystał na tym m.in. Trzaskowski gładko wygrywając z Jakim.

I wcale nie wykluczone, że teraz będzie podobnie. Nie chodzi o polexit, ale o emocje. Atmosfera jest tak napięta, że wystarczy jedno zdarzenie, by stabilny wydawałoby się układ sił nagle się posypał. Trzaskowski już to wie. W kampanii szło mu nieźle – ale w sobotę zrobił błąd w sprawie głosowań dotyczących wieku emerytalnego i nagle musiał przejść na tryb zarządzania kryzysowego. Choć i tak ten błąd kosztuje go stratę bezcennych punktów na rzecz Dudy.

Ta wpadka jeszcze jego szans na prezydenturę nie przekreśliła – ale kolejna je pogrzebie definitywnie. Wynik wyborów jest cały czas na styku. Dziś jest tak samo prawdopodobne, że Duda wygra w pierwszej turze jak to, że on i Trzaskowski wejdą do rundy drugiej z wynikiem w okolicach trzydziestu kilku procent. Zdecydują ostatnie dni. A o wyniku pierwszej tury przesądzi to, kto ma lepszy pomysł na finał kampanii – oraz to, kto skuteczniej zdoła uniknąć błędów.

Agaton Koziński dla WP Opinie

Źródło artykułu:WP Opinie
wybory prezydenckiesondażAndrzej Duda
Wybrane dla Ciebie
Komentarze (0)