Po Smoleńsku kancelaria premier nie chce brać odpowiedzialności za loty VIP. „Zmusimy ich”
Kancelaria premiera walczy z ministerstwem obrony o zapisy kluczowego dokumentu regulującego bezpieczeństwo lotów VIP, a jej szefowa Beata Kempa nie chce odpowiadać za organizację lotów samolotami rządowymi – ustaliła Wirtualna Polska. "Zmusimy KPRM, by wzięli odpowiedzialność” – słyszymy w MON. Według eksperta po zamianach latać też będą mogli "nowi misiewicze”.
MON we współpracy m.in. z kancelarią premier kończy prace nad nową instrukcją HEAD. W projekcie dokumentu, który ujawniła w piątek Wirtualna Polska, znalazło się kilka znaczących zmian. Najbardziej rewolucyjna z nich pozwala bez jasnego uzasadnienia pozbawić prezydenta, czy premier zapewniającego im bezpieczeństwo w powietrzu statusu HEAD, o czym pisaliśmy TU.. Według naszych źródeł nowe zapisy ułatwią loty Andrzeja Dudy i Beaty Szydło na weekend do Krakowa (częste loty obojga polityków na tej trasie Wirtualna Polska ujawniła w lutym).
MON: szefowie kancelarii nie chcą brać odpowiedzialności
Obecna instrukcja HEAD określająca zasady bezpieczeństwa podczas lotów prezydenta, premiera oraz marszałków Sejmu i Senatu nakłada na szefa KPRM specjalne uprawnienia związane z organizacją lotów najważniejszych polityków. To dlatego za nieprawidłowości przy organizacji lotu do Smoleńska w 2010 roku jest pociągany do odpowiedzialności Tomasz Arabski, były szef kancelarii premiera Donalda Tuska.
W projekcie nowego dokumentu, do którego dotarliśmy, na wyraźny wniosek kancelarii premier zapisano, że osobą odpowiedzialną za zamawianie rządowych samolotów nie będą już szefowie kancelarii premier, prezydenta, Sejmu i Senatu, ale osoby przez nich "pisemnie upoważnione do organizacji lotu”.
Wiceszef MON Bartosz Kownacki przyznaje w rozmowie z nami, że szefowie kancelarii nie chcą brać odpowiedzialności za organizację lotów. - Powinna być wyspecjalizowana komórka w kancelariach, która się tym zajmuje, zna procedury i może podejmować decyzje np. o dopisywaniu do listy pasażerów – przekonuje Kownacki.
"Zmusimy KPRM, by wzięli odpowiedzialność"
Według naszych informacji kwestia odpowiedzialności za listę pasażerów wywołała między resortem obrony a kancelarią premier największe spięcia przy pracy nad nowym dokumentem.
Widać to nawet w uwagach zamieszczonych w projekcie, do którego dotarliśmy. Na marginesie paragrafu, który to określa, zamieszczono ramkę z licznymi uwagami. ”KPRM przeciwne jest wprowadzeniu treści w następującym brzmieniu: "…dokonuje organizujący lot.”, gdyż mogłoby to sugerować, że jest to bezpośredni obowiązek szefa danej Kancelarii” – podkreślono w projekcie. Twórca dokumentu ze strony MON pisze też, że proponowane przez kancelarie premier zapisy są niejednoznaczne i mogą spowodować "zbyt dużą dowolność przy wskazywaniu osoby” odpowiedzialnej za listę pasażerów.
Rozmówca z MON: - Zmusimy kancelarię, by wzięła odpowiedzialność za to, kto wchodzi do samolotu. W końcu to oni organizują delegacje i powinni odpowiadać za wszystko, co się dzieje do momentu wejścia ludzi na pokład.
Ekspert: jest mętnie opisane, kto za co odpowiada
O ocenę wynegocjowanego w bólach między kancelarią premier a MON zapisu pytamy gen. Tomasza Drewniaka, byłego Inspektora Sił Powietrznych.
- Z instrukcji wynika, że listę pasażerów można zrobić na pokładzie. Mętnie jest opisane, kto za to odpowiada. Jest jakaś "osoba wyznaczona”, ale nie wiadomo, co się stanie, jak nie zostanie wyznaczona. W praktyce może się to skończyć tym, że jakiś kapitan będzie chodził i pytał członków delegacji, kto może podpisać listę. To niedopowiedzenie, a lista pasażerów jest wbrew pozorom dość ważna, co pokazał 10 kwietnia. Niektórzy nie mogli się doliczyć pasażerów jeszcze 3 dni po katastrofie w Smoleńsku. Za listę pasażerów powinien być odpowiedzialny dysponent statku powietrznego. Przykładowo – jak leci prezydent, to jest to szef jego kancelarii – ocenia ekspert fundacji Stratpoints.
Podobne zdanie ma pilot, który wiele lat latał z najważniejszymi politykami: -Nie można odpowiedziaoności za listy pasażeró zrzucać na pilotów. W praktyce częśto to wygląda tak, że przykłdowo prezydent chce kogoś zabrać na pokład, ale załoga nie powinna być takimi kwestiami obarczana.
O prace nad nową instrukcją HEAD próbujemy zapytać szefową kancelarii premier, jednak Beata Kempa nie odbiera telefonu i nie odpowiada na wiadomości tekstowe. Podobnie rzecznik rządu Rafał Bochenek.
Oficer BOR: w dokumencie są niedociągnięcia i luki
O przeciąganie liny między KPRM i MON przy zapisach dot. listy pasażerów pytamy wiceministra obrony.
- To duża odpowiedzialność, zwłaszcza po Smoleńsku, ale na pewno nie powinien decydować dowódca statku powietrznego. Nie powinno się go obarczać dodatkową odpowiedzialnością – ocenia Kownacki.
W porównaniu z obecnie obowiązującą instrukcją HEAD w projekcie przygotowanym w resorcie Antoniego Macierewicza wzrosła rola Żandarmerii Wojskowej, która odpowiada za bezpieczeństwo szefa MON. Funkcjnariusze tej formacji uzyskują analgiczne uprawnienia na pokładach samolotów rządowych do Biura Ochrony Rządu.
Według naszych rozmówców z BOR w nowym dokumencie jest wiele niedociągnięć i luk, które mogą mieć wpływ na bezpieczeństwo.
Oficer BOR: - Brakuje regulacji w zakresie sprawdzeń antypodsłuchowych statku powietrznego, pokładowej łączności niejawnej, sprawdzeń pirotechnicznych bagażu i ładunku itd. Nie uregulowano zadań uzbrojonych oficerów BOR przebywających na pokładzie. Instrukcja określa, że dowódca statku powietrznego jest na pokładzie "bogiem" - może zatrzymać osobę, aresztować, zastosować środki przymusu bezpośredniego, ale nie wiadomo, kto faktycznie ma to wykonać. Inny zapis instrukcji stwierdza, że oficerowie BOR używają broni służbowej zgodnie z określonym aktem prawnym. To jest pewna sprzeczność i luka.
Nowi misiewicze w rządowych samolotach?
Po przyjęciu nowej wersji dokumentu listy pasażerów się wydłużą. Pojawił się zapis, zgodnie z którym oprócz czterech najważniejszych osób w państwie z rządowych samolotów będzie mogła korzystać szeroka kategoria osób - "uprawnione osoby zajmujące kierownicze stanowisko w państwie”.
Budzi to wątpliwości gen. Drewniaka, który zwraca uwagę, że dzięki temu latać będą mogli "nowi misiewicze”. - Kancelaria prezydenta będzie mogła występować do dowódcy generalnego sił zbrojnych o lot dla pana X, czy Y. Czy Misiewicz sprawował kierownicze stanowisko? – zastanawia się ekspert.
Kownacki tłumaczy w rozmowie z nami, że to rozsądne, by "samoloty były wykorzystywane w lotach treningowych, które i tak są wykonywane”.
- W takiej sytuacji nie można wykonywać lotu o statusie HEAD, czyli nie może lecieć premier, czy prezydent, ale mogą ministrowie, czy wiceministrowie. Kupowanie samolotów dla czterech osób nie miałoby sensu – przekonuje minister.
Pierwsze dwa, z kupionych przez rząd samoloty, mają być oddane do dyspozycji polityków w listopadzie. Do tego czasu ma być zacząć obowiązywać nowa wersja instrukcji HEAD.