PO i PiS razem: "nie" dla jaskini hazardu!
Jak zapowiedzieli, tak zrobili. Podczas wczorajszej sesji gdańscy radni zdecydowali, że "jaskini hazardu" na ul. Długą nie wpuszczą.
- Nie zgadzamy się, żeby z miasta zrobić "Las Gdańsk"! Salonom gier mówimy "nie"! - grzmiał Kazimierz Koralewski, przewodniczący klubu PiS. - W tym miejscu tego typu lokal po prostu nie przystoi - dopowiadał Zdzisław Kościelak.
Już na początku tygodnia gdańscy radni zdecydowali się, by zablokować wniosek Spółki Estrada Polska, dotyczący otwarcia salonu gier w kamienicy przy ul. Długiej 74. Jednak to nie do nich należała decyzja. Pozwolenie na prowadzenie takiej działalności wydaje Ministerstwo Finansów, radni wydają tylko opinię.
- Niestety, bez względu na to, czy jest ona pozytywna czy negatywna, ministerstwo może wydać dowolną decyzję, więc, prawdę mówiąc, nie mamy narzędzia, by się sprzeciwić temu salonowi - mówi radny PO Jarosław Gorecki. - Jedyną metodą, by skutecznie zablokować starania spółki o pozwolenie, było niewydanie żadnej opinii, wówczas wnioskodawca nie może spełnić warunków formalnych i o taką zgodę wystąpić.
Do autorstwa pomysłu skorzystania z kruczka prawnego, jakim jest niewydanie opinii, przyznaje się przewodniczący Rady Miasta Bogdan Oleszek. - Nie widzę innego wyjścia - mówił już dwa dni temu i już wtedy wierzył, że w tej sprawie znajdzie poparcie u wszystkich członków rady, bez względu na przynależność partyjną.
W czwartek radni udowodnili, że faktycznie potrafią działać razem.
- Umówiliśmy się wcześniej, że podczas sesji nie będziemy na ten temat dyskutować, że nie będzie popisów elokwencji ani udowadniania sobie, że jedni są mądrzejsi od drugich i wszyscy wywiązaliśmy się z tej umowy - ocenił tuż po głosowaniu radny Gorecki. Dyskusji rzeczywiście nie było - radni decyzję podjęli właściwie jednogłośnie. Wyjątek stanowiła tylko Patrycja Mlejnek-Gałęza z PO.
- To była techniczna pomyłka, nacisnęłam zły przycisk i nie mogłam tego cofnąć - tłumaczyła radna.
Dla przedstawicieli Spółki Estrada Polska decyzja rady nie była zaskoczeniem. Już we wtorek Lech Kowalczyk, członek zarządu spółki, był pewien, że taka decyzja zapadnie. Kowalczyk dziwi się tylko argumentom gdańskich radnych.
- Na całym świecie, w Polsce także, kasyna czy takie minikasyna, jakie my chcieliśmy otworzyć, funkcjonują właśnie przy głównych ulicach i nie wpływają ujemnie na ich prestiż. Wprost przeciwnie - ożywiają miasto - uważa.
W rozbudowanym programie obrad duże emocje wywołała uchwała w sprawie ustalenia liczby nowych licencji dla taksówkarzy, wydawanych w 2010 roku. Za uchwałą, w której mowa, że może być ich wydanych 2274, było 20 radnych PO, czyli większość rady, przeciwko cały klub PiS. Koralewski ostro protestował przeciw przyjęciu uchwały.
- Gdańsk chce wydawać licencje do bólu, aż na jednego taksówkarza będzie przypadać stu mieszkańców. Wystarczyłoby 50 licencji - stwierdził.
W czasie sesji wiceprezydent Maciej Lisicki przedstawił zestawienie wysokości strat spowodowanych ostatnimi ulewami i wichurami. W sumie wyceniono je na 2,1 mln zł.
- Usunięcie szkód z obiektów komunalnych kosztowało nas 217 tys. zł, naprawa mola w Brzeźnie 33 tys. - wyliczał Lisicki.